Pół wieku Cechowej i więcej już nie będzie [ZDJĘCIA]
Praca w Cechowej przypomina mi jedne z ciekawszych chwil mojego życia. Do dziś przeglądam zdjęcia z szerokim uśmiechem na twarzy - opowiada Krystyna Szygałowicz, kelnerka, która pracowała w kawiarni w latach 1969 - 1971
W minioną sobotę ten znany białostocki lokal położony przy ul. Warszawskiej został zamknięty. Jednak oprócz gołych ścian i pustego baru zostało po nim coś jeszcze: wspomnienia wielu białostoczan.
Rok 1969. Młoda, aczkolwiek już doświadczona kelnerka, po raz pierwszy przekracza progi kawiarni Cechowej. - Miejsce nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia. Wyglądało, jak wiele innych w tamtym czasie - opowiada Krystyna Szygałowicz. - Jednak już po paru minutach zrozumiałam, dlaczego tak wielu młodych tu przychodzi. Chodziło o ten klimat.
Cechowa od początku była miejscem, w którym czuło się przyjazną atmosferę. W latach 70-tych ubiegłego wieku unosił się tam zapach podlaskiej kuchni pomieszany z papierosowym dymem, oparami kawy i alkoholu. - Z rana otwarty był bar, w którym serwowano wyłącznie polską domową kuchnię. Jak ktoś chciał, dostawał też do tego kieliszek czystej - opowiada Krystyna Szygałowicz. - Bywali i tacy, co zostawali tu na dłużej. Czasami aż do wieczora.
A wieczorem imprezy trwały w najlepsze. Bo to tu spotykała się młodzież z całego miasta. Przyciągała ich miła obsługa, dogodna lokalizacja i występy wielu zespołów. - To był bardzo ciekawy czas. Poznawało się ciągle nowych ludzi i działo się mnóstwo rzeczy, które wspominam do dzisiaj. Tego, co się nasłuchałam od ówczesnych białostockich podrywaczy, chyba nigdy nie zapomnę - śmieje się pani Krystyna.
- W latach siedemdziesiątych przychodziliśmy tam z kolegami na przerwach, między lekcjami. Uczyłem się wtedy w pobliskim VI LO - wspomina pan Andrzej. - Bardzo miło myślę o tych chwilach. Zadymione papierosami pomieszczenie o specyficznym klimacie, dużo przeróżnego alkoholu - tak mi się kojarzy Cechowa - opowiada. - Wróciliśmy tam na symboliczne piwo ponad dwadzieścia lat później. We wnętrzu nic się nie zmieniło. Dalej królował ten sam peerelowski styl. Dzięki temu wspominanie młodzieńczych lat wyszło nam jeszcze lepiej.
Większość ze spotkań w Cechowej kończyła się mocnym bólem głowy następnego dnia rano. - Chciałbym opowiedzieć więcej, ale niektórych imprez z Cechowej po prostu nie pamiętam. A to znaczy, że musiało być naprawdę ciekawie i zabawnie - mówi z uśmiechem Andrzej.
A w Cechowej rzadko bywało nudno czy miałko. - Cechowa to dla mnie miejsce związane z moją młodością, dlatego wspominam ją z sentymentem, tak, jak mile pamiętamy wszystko, co wiązało się z naszym dzieciństwem - opowiada Katarzyna Sawicka-Mierzyńska, wykładowczyni Uniwersytetu w Białymstoku. - Pamiętam witrynki z deserami, miłe panie. Uwielbiałam to jako dziecko, było takie odświętne i zwyczajne jednocześnie.
Przypomina też sobie czasy dojrzewania, gdy uczyła się w III LO i przychodziła do Cechowej po lekcjach lub po prostu na wagary. - Miałyśmy taki czteroosobowy team. Kupowałyśmy sobie ciastka w cukierni na rogu Pałacowej i szłyśmy do Cechowej. Wiadomo było, że tam nikogo się nie spotka - opowiada pani Katarzyna. I dodaje, że w Cechowej mogła spokojnie napić się kawy lub wina i porozmawiać o ówczesnych problemach z przyjaciółkami.
Mimo upływu lat i różnicy pokoleń, białostoczanie myślą o zamkniętej już Cechowej podobnie. Jest to dla nich miejsce z klimatem, kwintesencja PRL-u, do którego chętnie wracają we wspomnieniach.
Na Cechową z nieco innej perspektywy patrzy Radosław Puśko, społecznik, socjolog i bloger. Dla niego jest ona przede wszystkim miejscem, w którym odczuwa się ten niepowtarzalny klimat. - Cechowa to lokal absolutnie kultowy. Żeby poczuć, dosłownie, klimat tego miejsca trzeba było tam chociaż raz zawitać - uważa społecznik.
- Kultowy wystrój, meble, kultowa jest też osoba pani Teresy, właścicielki która prowadziła ten lokal. Cechowa to esencja PRL-u w 2016 roku. Jedno z najciekawszych i najbarwniejszych miejsc w Białymstoku - wymienia zalety Radosław Puśko.
Bloger w miniony piątek - razem ze swoimi znajomymi - wybrał się do lokalu, by go pożegnać. Oprócz nich do Cechowej przyszli dziennikarze, politycy czy studenci. W lokalu nagle zrobiło się tłoczno, jak za dawnych lat.
Aby pożegnać kawiarnię przyszły całe pokolenia. Byli zarówno ci, którym Cechowa kojarzyła się z latami 70., jak i ci, którzy pamiętają ją tylko ze współczesnych lat.
- Przyszedłem na zamkniecie Cechowej ze względu na wiele wspomnień związanych z tym miejscem - tak tłumaczy swoją ostatnią wizytę w lokalu Wojciech, jeden ze studentów filologii.
- Puby w centrum pełne są ludzi, panuje tam często wielki zgiełk i chaos. W Cechowej natomiast ma się wrażenie zatrzymania upływu czasu - komentuje Wojciech.
I opisuje. - Na ścianach niezmiennie wiszą elementy rodem z Cepelii. Można tu znaleźć upragnioną ciszę. Można prowadzić w spokoju długie rozmowy przy piwie, a nawet na tamtejszych serwetkach pisać wiersze - wspomina.
W odpowiedzi na pytanie, dlaczego lubił przychodzić do Cechowej potwierdza zdanie pozostałych białostoczan, z którymi rozmawialiśmy: - Trudno znaleźć podobny lokal z duszą. Będzie nam brakować Cechowej.
I opowiada o wielu spotkaniach, które miały miejsce w Cechowej. Nierzadko były owocne literacko. - Często razem ze znajomymi prowadziliśmy tutaj długie dysputy na temat literatury, by potem upojeni atmosferą tego miejsca pisać na serwetkach wiersze. Dlatego właśnie ten lokal obraliśmy na spotkania redakcyjne naszego zinu. Kartki miały swoją Ratuszową, a Sraczka (nazwa pisma literackiego) miała Cechową. Ale coś się kończy, coś się zaczyna...
Obecnie lokal po Cechowej stoi pusty. Jego przyszłość jest oficjalnie nieznana. Ponoć może trafić pod skrzydła pobliskiej Zmiany Klimatu... Ale to już nie będzie Cechowa.