Polacy na Wyspach nie boją się Brexitu [wideo]
- Nie martwię się, bo i tak zostanę - mówi Manuela Sztompka. - Mam stałą pracę, dzieci w szkole i lepsze perspektywy niż w kraju.
Trzymanie kciuków, rzucanie monetą, namawianie znajomych Brytyjczyków, aby poszli głosować za pozostaniem w Unii? Nic z tego. Polacy na Wyspach spokojnie czekali wczoraj na wynik referendum, czy Wielka Brytania chce, czy nie chce pozostać w Unii.
Lepiej zarabiać w funtach
- Byłem cały dzień w pracy i nie drżałem o wynik, bo wyjście z Unii to nie dwa dni, ale dwa, trzy lata - mówi Jan Łaździn.
Od dziesięciu lat mieszka pod Londynem, ściągnął żonę i dwoje dorosłych dzieci, które za granicą założyły swoje rodziny. - Dużo się zmieniło. Warunki pracy są coraz gorsze ze względu na rasistowskie zachowanie Anglików. Łamią normy, żeby firmy zarobiły jak najwięcej i jak najmniejszym kosztem. Jeszcze parę lat tu popracuję, ale zamierzam wrócić do kraju.
Nie ma piękniejszego miejsca niż Polska, ale pieniądze lepiej zarabiać wciąż w Wielkiej Brytanii, w funtach.
W Wielkiej Brytanii jest ponad 800 tysięcy Polaków. Ta liczba robi wrażenie.
Opuszczenie Wspólnoty mogłoby dla wielu oznaczać zdobywanie pozwolenia na pracę, wizy, ograniczenie tzw. benefitów, które dla dużych rodzin stanowią wielkie wsparcie. Do tego stopnia, że wolą nie pracować - przyznają nieoficjalnie. Ale Brytyjczycy doskonale o tym wiedzą.
- Nie obawiam się Brexitu, bo i tak nas nikt stąd nie wyrzuci - mówi Manuela Sztompka, która od trzech lat mieszka z dziećmi w Weston-super-Mare. W Polsce była nauczycielką języka angielskiego.
- Pracuję w dental practice jako dental nurse z węgierską dentystką, która właśnie kupiła dom i też zostaje, nie obawiając się niczego. Mam pieniądze od państwa na dzieci, child tax for single working parent dwójki dzieci to ok. 200 funtów tygodniowo - dodaje.
Ma też stałą pracę i lepsze perspektywy. Jest jednak za tym, aby była większa kontrola nad tym, komu wypłacane są benefity, bo jej podatki też przecież są składową pomocy innym. - Znam matki Polki, które są bez pracy i mają mieszkanie i media opłacone przez miasto - zapewnia. - Czasami udają, że szukają pracy, ale po co pracować? Tym, co nie pracują, państwo więcej tu pomaga niż takim jak ja. W tym przypadku rozumiem wkurzenie Brytyjczyków.
Zdaniem Manueli, pomysł Brexitu to odpowiedź na wadliwy system, głównie pomocy imigrantom. Ale nie tylko.
- To nie działa, jak powinno przez leniwych cwaniaków, bo wykorzystują państwo również pochodzący stąd - dodaje. - Ale do tego Brytyjczycy nie chcą się przyznać. Lepiej szukać winnych poza sobą.
Jadę na wakacje
Katarzyna Wasiluk w Polsce skończyła ochronę środowiska, w Dorking opiekuje się niepełnosprawnymi. I tak już 3 lata.
- Brexit nie jest ani moją zmorą, ani moich znajomych - przekonuje. - Właśnie jadę do Polski na wakacje i pakuję dużą walizkę, na wypadek gdybym jednak nie mogła wrócić - żartuje. - A tak poważnie, sama nie wiem, czy chcę w Anglii zostać, czy wrócić do kraju, na pewno nie myślę o szybkim powrocie. Odkładam pieniądze i nie zamierzam martwić się.
Polacy na Wyspach: "Nie przyjechaliśmy tu żerować na pięknym socjalu"
Monika Ren mieszka pod Londynem już cztery lata. Studiuje nauki o zdrowiu i pracuje. Zamierza zostać na Wyspach przynajmniej do momentu, gdy nie oczaruje jej inny kraj. Wątpi, aby była to Polska. - Za dwadzieścia lat, gdy Polska może się dźwignie, już urządzę się tutaj - zakłada. - Nie wracam. Co do Brexitu - nie odczuwam niczego inaczej niż wcześniej. Telewizji nie oglądam, bo nie mam, radia nie słucham, bo wolę YouTube, więc mnie histeria omija. Tylko w gazetach widzę ciągle inne nagłówki, jak obie strony obrzucają się oskarżeniami, bo myślą, że mają rację.
I każda ze stron racji trochę ma. System opieki zdrowotnej wymaga naprawy, spada jakość usług, poczucie bezpieczeństwa i czystości w miastach.
- To wszystko prawda, ale dzieje się tak niekoniecznie przez imigrantów - mówi Monika. I dodaje, że to bardzo tabloidowe argumenty, które zamiast doprowadzić do szukania rozwiązań, szczują na siebie ludzi. Większość imigrantów jest spoza Unii, z krajów unijnych tylko 0,5 proc.
„Co nam po wychodzeniu z Unii, jeśli chcemy wciąż być częścią wspólnego rynku, na który trafia 40 proc. towarów eksportowych”? - grzmiały przez ostatnie dni gazety brytyjskie, w których dominował głos za pozostaniem we Wspólnocie. - „Żeby być częścią tego rynku, i tak musimy zaakceptować przepływ ludzi” - przekonywali publicyści i ostrzegali: „Będziemy płakać”.
- Brexitu się nie boję - dodaje Monika. - I mówię to jako członek wielkiej rzeszy pracowników opieki zdrowotnej. Nie wierzę, że Brytyjczycy zaprzepaściliby cały system, który jest zbudowany na takich jak ja, przybyszach z zewnątrz. Odsyłając imigrantów, którzy pracują na moim oddziale, zostałyby tylko dwie recepcjonistki.