Polacy również próbowali uciekać przez Mur Berliński i ginęli

Czytaj dalej
Fot. ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK
Andrzej Dworak

Polacy również próbowali uciekać przez Mur Berliński i ginęli

Andrzej Dworak

57 lat temu, w nocy z 12 na 13 sierpnia 1961 wybudowano przez środek Berlina mur, który oddzielił część wschodnią miasta będącą we władzy komunistów i Sowietów od sektorów zachodnich, czyli świata demokracji i swobód.

Mur wyznaczył linię podziału między zniewoleniem, a wolnością. Była to granica nieprzekraczalna, okolona strefą śmierci, a enerdowscy pogranicznicy mieli rozkaz strzelać do wszystkich próbujących wydostać się na Zachód. Mimo to wielu próbowało - w 140 udokumentowanych przypadkach ucieczka skończyła się śmiercią. Wśród ofiar berlińskiego muru było dwóch desperatów z Polski.

Tylko w 1960 roku z socjalistycznego raju robotników i chłopów, jakim mieniła się Niemiecka Republika Demokratyczna zarządzana przez namiestników z ZSRR i miejscowych komunistów pod wodzą Waltera Ulbrichta, uciekło 199 188 osób, z czego trzy czwarte (152 291) wybrało drogę przez jeszcze otwartą granicę między Berlinem Wschodnim, a Zachodnim. Około 50 proc. z nich stanowili ludzie w wieku poniżej 25 lat. Budowa muru zatrzymała ten strumień, ale nie powstrzymała wszystkich chcących dostać się do bogatszej części Niemiec, jaką były RFN i Berlin Zachodni. Od pierwszych chwil powstania muru dochodziło do jego pokonania.

Ucieczki i pierwsza ofiara
Na początku było najłatwiej, ponieważ mur był prymitywny i prosty. W ciągu 28 lat istnienia - do 9 listopada 1989 roku - zapora rozrosła się do niebywałych rozmiarów i stała się skomplikowaną i bardzo zaawansowaną technicznie strukturą. To, co nazywamy berlińskim murem, miało 156,4 km długości i było tak naprawdę szerokim na miejscami do 150 m pasmem śmierci. Składało się od połowy lat 70. z kilku parkanów i murów o wysokości do 4 metrów, rowu przeciwko pojazdom, płotu sygnalizującego dotknięcie, ścieżki dla psów poruszających się na uwięzi wzdłuż całej budowli, lamp, zasieków, wież strażniczych, ścieżek dla patroli zmechanizowanych i pieszych, a także pułapek z automatycznie uruchamianymi urządzeniami do zabijania. Na początku jednak to był tylko mur, parkan i zasieki, wzdłuż których krążyły patrole pograniczników.

Jedna z najbardziej znanych i spektakularnych ucieczek miała miejsce już dwa dni po zamknięciu granicy sektorów wschodniego i zachodnich. „Skoku na wolność” dokonał 19-letni Conrad Schumann, pogranicznik, który 15 sierpnia 1961 rzucił broń i przeskoczył zasieki na Bernauer Straße - film i zdjęcia skoku obiegły świat. Schumann, którego jednostka została przeniesiona do Berlina trzy dni wcześniej, opowiadał, że podjął decyzję o ucieczce pod wpływem sceny, której był świadkiem. Widział, jak dziewczynka, która odwiedziła babcię po wschodniej stronie, nie mogła wrócić do rodziców stojących od niej kilka metrów, ale po drugiej stronie zasieków. Postanowił nie brać w tym udziału.

Pierwsze strzały ze skutkiem śmiertelnym padły na granicy między częściami podzielonego miasta niecałe dwa tygodnie od wzniesienia muru. 24-letni czeladnik krawiecki Günter Litfin, który do 13 sierpnia pracował w Berlinie Wschodnim, postanowił przedostać się do zachodniej części przez rzeczny port Humboldthafen, co z powodzeniem udawało się w tym miejscu licznym uciekinierom. 24 sierpnia krótko po godzinie 16 przedostał się przez mur na terenie szpitala Charité i dotarł nad brzeg Szprewy. Tutaj został odkryty przez funkcjonariuszy tzw. policji transportowej, nie posłuchał wezwań do zatrzymania i został postrzelony w szyję, w wyniku czego wpadł do wody i zmarł. Informacja o tym zdarzeniu została zamieszczona w centralnym organie prasowym rządzącej w NRD partii SED „Neues Deutschland”. Litfin został nazwany przestępcą próbującym uciekać przed funkcjonariuszami policji, który zginął, bo nie posłuchał wielokrotnych wezwań do zaprzestania ucieczki oraz się nie zatrzymał po strzałach ostrzegawczych. To była ofiara numer jeden z długiej listy tych, którzy zginęli w Berlinie.

Z Bydgoszczy do Berlina droga na wolność
We wrześniu 1967 Franciszek Piesik, lat 24, rozpoczął ucieczkę na Zachód. Był to mężczyzna z przeszłością, po wyrokach, i jako taki potrafiący docenić zalety życia nieskrępowanego dodatkowo komuną. Dorastał w miejscowości nad Odrą o nazwie Widuchowa, pracował na rzece, a potem przeniósł się do Bydgoszczy, ożenił się, spłodził córkę i dwa razy wylądował w więzieniu - za dezercję i włamanie. Wyszedł na wolność na początku 1967 i podjął pracę w zakładach metalowych w Bydgoszczy. 30 września powiedział żonie, że wyjeżdża do Widuchowej odwiedzić chorą matkę. Dwa dni później, na podstawie fałszywych dokumentów, dostał pracę w PGR położonym tuż przy granicy z NRD. Odwiedził braci pracujących na koparce rzecznej „Neptun” i nie zameldował się w ciągu 24 godzin na milicji, co było obowiązkiem wszystkich przybywających do rejonu przygranicznego. W sobotę 14 października w nocy ukradł łódź wiosłową z „Neptuna” i zniknął. Rano znaleziono łódź na niemieckim brzegu rzeki.

Pozostało jeszcze 40% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Dworak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.