POLADA - da wyrok, czy nie da? I dlaczego tak nas nie lubią?
Najlepsza liga żużlowa świata, czyli ta nasza, polska, co jakiś czas nawiedzana jest przez jakieś skandale. A to jakiś walkowerek, a to jakiś niegrzeczny kibic rzuci piwem w głowę trenera drużyny przeciwnej, albo przytrafi się dopingowa wpadka... Ostatnio mamy „ostrą jazdę” z Grigorijem Łagutą. Choć trzeba przyznać, że winy samej Ekstraligi Żużlowej w tym nie widzę. Trudno, by jej działacze pilnowali przez 24 godziny na dobę zawodników, czy aby sami czegoś niedozwolonego nie wzięli, albo im nie podano.
Jeśli mówimy o winie dużego zamieszania, to widzę ją po stronie agencji antydopingowej POLADA. Przede wszystkim chodzi mi o czas, jaki upłynął od zbadania Łaguty do oficjalnej informacji, że coś jest nie tak. Rosjanin zdążył pojechać jeszcze w dwóch meczach. Gdyby szybko zbadano próbki, działacze ROW-u sami zdecydowaliby - ryzykujemy, czyli wstawiamy zawodnika do składu i składamy odwołanie od decyzji o zawieszeniu, albo nie ryzykujemy i nie wstawiamy.
A tak jest duże zamieszanie, bo sprawa spadku do I ligi może skończyć się ogromnymi stratami finansowymi i wizerunkowymi. Więc ROW zabrnął w ślepy zaułek - musi walczyć do końca. Sam Łaguta ryzykuje, bo jeśli posypałby głowę popiołem, przeprosił, zapewniałby na okrągło, że wziął coś nieświadomie (albo mu podano), przepraszałby, kogo się da, pewnie dostałby najniższy wymiar kary, po roku napisał prośbę o jej skrócenie i wróciłby w lipcu 2018 na tor. A że poszedł na wojnę?Niestety, już chyba nie „rok - nie wyrok”. Jest jakieś powiedzenie o czterech latach?
Toruń może być na przykład źle kojarzony od czasów Apatora Adriany, gdy prezes Marek Karwan zapowiadał przed sezonem 2003, iż stać go na odniesienie 60 zwycięstw z rzędu i zakupił skład - marzenie.
Inna sprawa, że Get Well może zamknąć wszystkim niechętnym mu osobom gębę, przegrać w niedzielę różnicą 12 punktów lub więcej z Mrgardenem GKM-em i zakończyć sprawę, a przynajmniej najważniejszą jej część - kto bezpośrednio spadnie z PGE Ekstraligi. A co, nie stać go? W tym roku na pewno tak. Przynajmniej sprawilibyśmy radość całej Polsce. Bo - trzeba przyznać - nie lubią nas nigdzie.
Skąd bierze się ta niechęć żużlowego środowiska i kibiców do naszego klubu? Powodów trochę by się nazbierało. Kiedyś głównie niechęć skierowana była w stronę klubów milicyjnych i wojskowych, czyli np. Polonii Bydgoszcz lub Wybrzeża Gdańsk, które na „służbę wojskową”lub „służbę w milicji” podkradały rywalom co smaczniejsze młode kąski. Ale teraz? O sympatii i antypatii decyduje coś innego. Toruń może być na przykład źle kojarzony od czasów Apatora Adriany, gdy prezes Marek Karwan zapowiadał przed sezonem 2003, iż stać go na odniesienie 60 zwycięstw z rzędu i zakupił skład - marzenie. Buta została pokarana - nawet nie zdobył mistrzostwa Polski, przegrywając w sezonie bodaj pięć spotkań.
Cała Polska ściska kciuki - niech ten Toruń wreszcie spadnie.
W2007 roku przyszedł Roman Karkosik, który wprawdzie długo zachowywał się dyskretnie, nie udzielał, ale miał jedną wielką wadę - był cholernie bogaty. No, przecież w Polsce to niemal wyrok. A że w 2013 roku dolał bardzo solidnie oliwy do ognia oddając walkower w finale w Zielonej Górze, niechętni torunianom ludzie w całej Polsce dostali, w swoim mniemaniu, argument - mieliśmy rację.
Aha, no i to, że swego czasu szefem Głównej Komisji Sportu Żużlowego został Marek Karwan, a później Ekstraligi Żużlowej Wojciech Stępniewski (były szef Unibaksu), też nie pomogło. I nikt nie patrzył, że ten drugi odchodził z Torunia wcale nie w przyjaznych stosunkach. Trochę winni byli dziennikarze, którzy wypisywali bzdury w stylu „były prezes będzie trzymał stronę Torunia”.
Teraz mamy jako właściciela Przemysława Termińskiego, który przejął klub z całym dobrodziejstwem. Czyli antypatią reszty Polski. A że sam coś „podsyci”na Facebooku?A że „pomogą” pojedynczy durnie rzucający piwem lub butelką w rywali?No i mamy efekt. Cała Polska ściska kciuki - niech ten Toruń wreszcie spadnie. Przynajmniej nie będzie się szczycił, że jako jedyny jeszcze nigdy nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Już w niedzielę możemy więc uszczęśliwić cały żużlowy kraj. Może wtedy wreszcie chociaż ktoś nas polubi?