Pole dance to nie seksowne wygibasy. To oficjalny sport! O tym, jak taniec na rurze łączy siłę z pięknem
Zmysłowe wygibasy, erotyka, rozwiązły seks, wyuzdany striptiz w nocnych klubach... z tym na ogół kojarzymy taniec na rurze. Jeszcze więcej emocji budzi facet na drążku – a pfe! Rozpustnik! To stereotypy. Nadal jednak pokutują, choć pole dance w 2017 roku uznano za oficjalną dyscyplinę sportu.
Uprawianie pole dance spotyka się z niewybrednymi uwagami i głupawymi uśmieszkami. Stereotypy są tak silne, że osoby, które ćwiczą pole dance często kryją się z tym przed mamą, tatą, znajomymi.
Zofia Gray, współwłaścicielka Diva Dance Studio przez pierwsze dwa lata mówiła bliskim, że chodzi na fitness. Tylko mężowi Janowi zdradziła, co robi popołudniami.
- Gdy w końcu rodzina się dowiedziała, przyjęła to pozytywnie - zapewnia Zofia. I dodaje: - Inna nasza instruktorka opowiadała, że chodzi na taniec latino. Dopiero po kilku latach odważyła się powiedzieć co robi.
Jedne mamy ukrywają się z tym przed córkami, inne przeciwnie, zabierają córki na zajęcia. Anna przychodzi z 9-letnią Kasią. - Jeśli córce to się podoba, to czemu nie - mówi. I dodaje:
Uwielbiam taniec, ale do tańca towarzyskiego trzeba mieć partnera, który to lubi i ma czas. Pole dance jest powiązany z tańcem, można nabrać siły, giętkości, łączy fitness z siłownią. Można eksperymentować, improwizować.
Gracjan Zimoch, jak twierdzi, zawsze idzie pod wiatr, nie ukrywa więc, że uprawia pole dance. - Wydaje się, że obecnie ludzie są bardziej świadomi, otwarci na nowe. Myślimy, że czasy, gdy ćwiczenia na rurze kojarzono jedynie z klubami go go, dawno minęły. Okazuje się jednak, że cały czas te stereotypy pokutują - mówi Zofia.
Na szczęście, powoli postrzeganie pole dance się zmienia. A to m.in. za sprawą występów fanów tego sportu w programach telewizyjnych, celebrytów, którzy otwarcie mówią, że tańczą na rurze tak, jak aktorka Anna Mucha. - Jest pewne piętno na tym sporcie - przyznaje Agnieszka Dobrzycka, która ćwiczy od półtora roku. I pyta: - Skoro mamy gimnastykę na drążku poziomym, to dlaczego nie na pionowym?
W ubiegłym roku Globalne Stowarzyszenie Międzynarodowych Federacji Sportowych (GAISF) zatwierdziło pole dance jako oficjalną dyscyplinę sportu. Teraz przed jej miłośnikami stoi kolejne marzenie - dołączyć do rodziny olimpijskiej.
Zakładają szklanki na nogi
Taniec, akrobatyka, gimnastyka, wytrzymałość, siła, koordynacja ruchowa w jednym, czyli pole dance.
- Dzielimy go na pole sport, pole art i pole exotic - mówi Zofia.
Sport jest odarty z artystycznej otoczki. Na zawodach trzeba wykonać określone figury, wytrzymać je przez określony czas, wykonać obrót. W pole art chodzi o pokazanie historii, to spektakl na scenie. Jest związany z tańcem. Głównie wykorzystuje się tu modern jazz, ale można wpleść inne techniki. Pole exotic ma więcej elementów wspólnych z tańcem. Dziewczyny tańczą na bardzo wysokich butach zwanych szklankami. Nie ma to nic wspólnego z erotyką czy striptizem(choć exotic nieco przypomina taniec erotyczny, ale jest to bardziej eleganckie i mniej wulgarne wydanie tego tańca). Bardzo kobiece, ale z klasą. Liczy się finezja, estetyka. Płynne ruchy mają swoją magię.
Dziewczyny zakładają szklanki. Trudno na nich ustać, a co dopiero wykonywać skomplikowane figury. - To jest akurat choreografia, która nie wymaga butów, ale są też takie, że koniecznie trzeba je mieć - tłumaczy Kaja Waseńczuk, która prowadzi studio w Poznaniu i Gnieźnie. Z jej ust padają krótkie polecenia: - Podnoszę biodro, kładę, zmieniam chwyt, góra, tył hop, wyrzut, biodra przód, lewy poślad delikatnie na podłogę...
Niełatwo nadążyć za instruktorką. - Exotic jest bardzo trudny - uważa Kaja. - Lubię jednak, żeby było kobieco, z przytupem. Jest w tym sporcie coś takiego co buduje nie tylko sylwetkę, ale także pewność siebie. Dziewczyny przychodzą tutaj po magię. Zamykają drzwi i otwiera się przed nimi inny świat. Nie muszą myśleć o pracy, domu, obowiązkach.
Zajęcia rozpoczynają się od rozgrzewki. - Musimy trochę podnieść tętno - twierdzi Zofia. - Skaczemy, biegamy, rozgrzewamy ręce, barki, bo to są części ciała najbardziej podatne na kontuzje.
Później przychodzi czas na ćwiczenia poszczególnych elementów. Rury mają dwie opcje: obrotową i statyczną. - Na tej pierwszej trzeba nauczyć się panowania nad obrotem, żeby nie kręcić się za szybko i w razie czego zwolnić. Czasami na początku pojawiają się mdłości - tłumaczy Zofia. - Na statycznej, by wprawić się w ruch trzeba dużo więcej siły, bardziej boli, pojawiają się otarcia, bo ciało kręci się wokół rury. Jeśli ktoś jest uczulony na nikiel, może pojawić się nieprzyjemna wysypka.
Zajęcia kończą się ćwiczeniami rozciągającymi, bo wtedy ciało jest rozgrzane, mięśnie są bardziej elastyczne. W pole dance nie ma ograniczeń wiekowych, sprawnościowych czy wagowych. Jeśli ktoś ma nadwagę, nie oznacza, że będzie mu gorzej szło.
- Rura nie odchudza - zaznacza Zosia. - Jeśli ktoś chce schudnąć, to polecam włączenie diety i treningu kardio czyli wytrzymałościowego.
Nie powinny ćwiczyć kobiety w ciąży i w połogu, choć Zosia po urodzeniu Gucia (syn ma obecnie osiem miesięcy) bardzo szybko wróciła na rurę. - Mam bardzo dużą skoliozę. Dzięki rurze zbudowałam sobie gorset mięśniowy, czuję się lepiej - zaznacza Zosia. - Jest taka bardzo sławna poledancerka Greta Pontarelli, która wyczynia niesamowite rzeczy na rurze. Będąc w jej wieku, chciałabym choć w połowie być taka sprawna.
Greta dziś ma ponad 70 lat. Zaczęła ćwiczyć w wieku 59 lat, gdy zdiagnozowano u niej osteoporozę. Jak twierdzi Pontarelli, nigdy nie jest za późno na realizowanie marzeń i bycie szczęśliwym.
Skąd te siniaki? To mąż mnie bije!
Grażyna Michalszczak uprawia pole dance od dwóch lat. Jej koleżanka, która ćwiczy na rurze od ośmiu, kupiła jej na urodziny karnet na zajęcia.
- Zbliżał się termin ważności. Wiedziałam, że jak nie przyjdę, to ona się o tym dowie - wspomina Grażyna. - Zawsze na wszystkich zajęciach sportowych szybko się nudziłam, a tutaj od pierwszej lekcji jest super. Tu nie chodzi o gięcie się na rurze, ale wzmacnianie mięśni, budowanie sylwetki. Z mojej jestem bardzo zadowolona. Poszczególne elementy wymagają pracy ud, pośladków i efekt jest. O, proszę zobaczyć, jakie fajne tyłki mają dziewczyny.
Agnieszka Dobrzycka oglądała w internecie filmiki, przedstawiające dziewczyny ćwiczące pole dance. Były takie zgrabne, silne. Postanowiła sama spróbować, w prezencie urodzinowym kupiła sobie karnet do Divy. - Pomyślałam, że kupię na miesiąc, bo nie dam rady dłużej - opowiada Agnieszka, która jest naukowcem, ma doktorat z genetyki roślin. - A teraz za nic nie wyrzekłabym się pole dance. Dopóki zdrowie mi pozwoli, to będę tutaj przychodzić, ponieważ daje mi to ogromną satysfakcję, powoduje wydzielanie endorfin. Pozwala na przekraczanie własnych granic.
Czasami łapie się za głowę, gdy Kaja pokazuje nową figurę, bo myśli, że ze swoimi mięśniami w życiu tego nie zrobi. - Kaja podejdzie, wytłumaczy, gdzie najlepiej przytrzymać rurkę, które mięśnie usztywnić i nagle okazuje się, że wszystko da się zrobić - mówi Agnieszka.
Gracjan, który ćwiczy od czterech lat, przyznaje, że np. nie potrafi zrobić jednej z podstawowych figur - supermana. - Przoduję w figurach, które opierają się na barkach, rękach, a „na nożnych” takich jak superman, gdzie trzeba rurę chwycić udami, jestem w bessie - twierdzi.
Zosia wskazuje, że każdy ma jakieś ograniczenia. Dla niej przeszkodą są mało giętkie plecy. - Figury, gdzie trzeba się wygiąć są właściwie poza moim zasięgiem - przyznaje Zosia - ale nadrabiam to silnymi rękoma.
Gracjan ma rurę w domu, odkupił ją od koleżanki, dzięki której trafił na pole dance. Raz, dwa razy w tygodniu powtarza na niej elementy z zajęć. - Takie tam gibanie - bagatelizuje i dodaje, że woli ćwiczyć w studio, bo tutaj jest towarzystwo.
Magdalena Kasprowicz do Divy przychodzi od trzech lat - raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu, bo biega też maratony, które wymagają trzech-pięciu treningów w tygodniu. - Rurę polecam każdemu w każdym wieku, naprawdę warto - zachęca Magdalena. - Satysfakcja dla ducha i dla ciała gwarantowana, ale przede wszystkim dla ciała, które fajnie się rozwija.
To pozory, że prezentowane na metalowym drążku kolejne figury przychodzą gimnastykom z łatwością. Wymagają one wiele wysiłku i są poprzedzone ciężkim treningiem, z którego często wychodzi się z poobijanym ciałem. - Pomiędzy nogami, na rękach, w różnych miejscach mam sińce. Znajomi pytają, co się stało. Śmieję się, że mąż mnie bije - mówi Magdalena.
Faceci przecierają szlaki
Gdy kilka lat temu Gracjan chciał zapisać się na pole dance, żadne studio nie chciało go przyjąć. W końcu po znajomości wepchnięto go do damskiej grupy.
- Zainspirowało mnie to, że niewiele osób zajmuje się pole dance. Pomyślałem, że będę wyjątkowy - mówi Gracjan, dodając, że robi wiele nietypowych rzeczy. - Tutaj ćwiczy się wszystkie partie mięśni, a nie jak na siłowni, gdzie przez pół godziny wykonuje się jedno ćwiczenie, a przez następne 30 minut drugie. Tu instruktor podejdzie do każdego, pomoże, a na siłowni trzeba sobie samemu radzić. Poza tym inni interesują się tym co wykonujesz, komentują „łał zrobiłeś to!”
Dzisiaj coraz więcej mężczyzn decyduje się na uprawianie tej dyscypliny sportu. Czasami przychodzą z ciekawości, czasami żona przyprowadza męża, który zabiera kolegę, aby było mu raźniej, a temu z kolei rura tak się podoba, że przyprowadza następnych dwóch kumpli. W ten sposób w Divie jest już sporo panów. - Są silniejsi od nas, robią salta, trzymają się na jednej ręce. To wygląda nieziemsko - uważa Zosia.
Marcin Słowiński od dwóch lat zajmuje się tą dyscypliną, od półtora roku jest instruktorem i obecnym mistrzem pole sport. Zainteresował się tym przez przypadek.
- To wynikało z potrzeby zmiany w życiu. Wcześniej nie uprawiałem żadnego sportu, na koncie miałem ucieczki z wuefu - przyznaje Marcin, zwracając uwagę, że pole sport łączy w sobie gimnastykę, akrobatykę, fitness i siłownię. I zapewnia, że efekty widać bardzo szybko, już po paru miesiącach ćwiczeń ciało rewelacyjnie się wysmukla, ładnie kształtuje się sylwetka. W przeciwieństwie do innych sportów tutaj działanie jest kompleksowe.
Najfajniejsze w pole dance jest to, że tutaj istnieje nieskończona ilość możliwości, nigdy nie nauczymy się wszystkiego
- twierdzi Marcin.
Do Diva Dance Studio trafiają ludzie w różnym wieku, różnych profesji - jest dentysta, doktorant na UAM, nauczycielki, naukowcy. Łączy ich pasja. - Rura uzależnia - twierdzi Grażyna.
Pani Agnieszka uważa, że życie zaczyna się po 50., bo wtedy otwiera się wiele nowych możliwości. Ona spróbowała pole dance. - Wcale nie jest to takie trudne - twierdzi pani Agnieszka. - Na rurze człowiek lata, jak w tunelu areodynamicznym.
Dla nich wszystkich Diva to nie tylko miejsce ćwiczeń. Oni tworzą małą społeczność, mają swoją grupę na FB, wspólne imprezy, dziewczyny wymieniają się ciuchami, pomagają sobie.
Dla Kai, Zosi czy Marcina pole dance stało się czymś więcej niż sposobem na aktywne spędzanie czasu wolnego. Kaja miała 16-17 lat, gdy na YouTube obejrzała występ Felix Cane. - Zobaczyłam i wiedziałam, że kiedyś też będę tańczyć na rurze - mówi Kaja. - Wtedy nikt nie potraktował tego serio. Miałam 24 lata, gdy zrobiłam pierwszy obrót na drążku, rurka mnie zachwyciła.
Zosię od dziecka pociągały różne sporty. - Ale rodzice zapisali mnie na niemiecki i pianino - wspomina Zosia. - Gdy przeprowadziliśmy się do Poznania, zobaczyłam, że są zajęcia z pole dance. Zapisałam się. Szybko wyprzedziłam dziewczyny z grupy i instruktorki. Postanowiłam kształcić się w tym kierunku. W końcu zaczęłam pracować jako instruktora w szkole, w której rozpoczęłam naukę pole dance.
Studio Diva założyła Kaja Waseńczuk, później wyjechała do Hiszpanii. Po powrocie do kraju nawiązała współpracę z Zosią. - Dla mnie pole dance było trochę spełnieniem marzeń z dzieciństwa o lataniu - twierdzi Zosia. - Kręcimy się na rurze nad ziemią, często do góry nogami, w pozach , które wyglądają zwiewnie i delikatnie, a tymczasem całe ciało jest napięte, mięśnie wykonują duży wysiłek.