Z badań wynika, że czterech na dziesięciu Polaków żyje w ciężkim stresie. Pozostałych sześciu żyje w Londynie. Taki dowcip krążył po Wyspach jeszcze trzy lata temu. Ale to już przeszłość! – ubolewa przedsiębiorca prowadzący interesy w Londynie i Krakowie. I dodaje: przeciętny Brytyjczyk, wyobrażając sobie Brytanię poza Unią, śni piękny (choć ultrautopijny dzisiaj) sen o imperium i wspaniałej izolacji, a przeciętny Polak, wyobrażając sobie Polskę poza Unią, śni koszmar o rozbiorach i 45 latach komunizmu. To poniekąd wyjaśnia, dlaczego Brytyjczycy wyszli ze wspólnoty, a aż 84 procent Polaków chce w niej pozostać. Szkoda, że tylko połowa martwi się, iż inni mogą nas wyrzucić.
PiS i jego akolici nie przejmują się tym wcale. Wśród bojowników i piewców „dobrej zmiany” nie brakuje takich, którzy z niewiedzy, głupoty lub cynicznego wyrachowania („Ciemny lud to kupi”) próbują nam wmawiać, że białe jest czarne. Czyli że istnieje jakieś podobieństwo Unii Europejskiej do nieświętej pamięci bloku wschodniego oraz że mówiący „obcymi językami” komisarze unijni są nowym wcieleniem komisarzy ludowych.
Proszę redaktorów i korektę o niewygładzanie mej opinii: jeśli ktoś faktycznie dostrzega takie paralele, to jest albo ciężkim kretynem, albo ruskim agentem.
Różnica między UE a blokiem wschodnim jest taka, jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Blok wschodni był miejscem, z którego większość społeczeństw chciała wyjść, ale nie mogła, bo Sowieci uznawali buntowników za wrogów pokoju i demokracji ludowej, po czym przywracali porządek migiem (21) oraz Su-7 i T-54.
Unia Europejska to miejsce, do którego większość społeczeństw chciałaby wejść, ale nie może - bo nie spełniają kryteriów prawnych, gospodarczych i etycznych. Nad Wisłą nie stacjonuje ani jeden unijny żołnierz. Polsko, droga wolna! Zgadzam się jednak ze św. Janem Pawłem II, którego „wyznawcy” zaklęli w niemy pomnik, że przynależność do unii wartości i dobrobytu jest dla Polski i Polaków kwestią nie tyle komfortu, co - życia i śmierci.
Wielka Brytania jest wyspą. Polska nią NIE JEST, co może być wielkim atutem, ale i megaprzekleństwem. To kwestia nie tyle knowań sąsiadów (choć Putin bardzo się stara, wspierany przez trolli i pożytecznych idiotów), co naszego wyboru. I mądrej, odpowiedzialnej polityki. Odpowiedzialność rozumiem tu jako ponadpartyjną zgodę co do tego, że nie wolno rozgrywać najżywotniejszych dla Polski kwestii – a taką jest nasza aktywna obecność w UE – dla uzyskania doraźnych partyjnych lub personalnych korzyści, jak prowadzenie w sondażach czy nawet wygranie wyborów.
- U nas politycy się temu sprzeniewierzyli, a hasło Brexit padło na podatny grunt. U was grunt jest na razie niepodatny, ale rządzący politycy są tak nieodpowiedzialni, że to się może zaskakująco szybko zmienić! – ostrzega Brytyjczyk ze wstępu. I przypomina stary dowcip o Polaku, Niemcu i Angliku, którzy dotarli nad cudowne jezioro. Cudowne, bo wystarczyło odbić się od trampoliny i krzyknąć, w co ma się zamienić woda, a ta się w to zamieniała. Polak wrzasnął „wódka” i taplał się szczęśliwy w wódce. Niemiec wrzasnął „bier” i pływał w piwie. A Anglik… się potknął i krzyknął „Shit”.
- Teraz pod to „shit” wstawiłbym synonim: Brexit. I to będzie dokładnie to, w czym pływamy.