Policja, która miała sygnały o planowanych alarmach bombowych na maturach, ściga sprawców
Fala alarmów bombowych podczas matur zalała cały kraj. Na szczęście okazały się fałszywe, jednak w znacznym stopniu sparaliżowały egzaminy i zestresowały maturzystów. Policja robi co może, aby schwytać bezmyślnych sprawców.
Wykrycie sprawców nie będzie łatwe, ponieważ maile z informacją o podłożonych w szkołach ładunkach wybuchowych wysyłano z tzw. darknetu, czyli głębokiego internetu, którego nie pokazują wyszukiwarki. Za taką domeną kryje się anonimowy dostawca poczty elektronicznej. Stąd opinie, że autorów tego typu maili nie można namierzyć.
O tym, że atak na matury i maturzystów jest precyzyjnie zaplanowaną i zrealizowaną akcją, raczej nie ma wątpliwości. Świadczą o tym także ustalenia policyjnych specjalistów do walki z cyberprzestępczością, którzy już wcześniej odebrali niepokojące sygnały o planowanych, fałszywych alarmach w szkołach.
Celem tej akcji miało być sparaliżowanie egzaminów maturalnych. Oczywiście policjanci nie ujawniają, w jaki sposób zdobyli niepokojące informacje i czego one dotyczyły. Niemniej kilka dni temu stróże prawa zaczęli ostrzegać w tej sprawie dyrekcje szkół apelując jednocześnie o zachowanie spokoju i rezerwy wobec niepokojących, „bombowych” mailów.
W woj. łódzkim – podobnie jak w innych regionach – docierające do szkół informacje o bombach były badane i weryfikowane przez stróżów prawa, zaś wnioski i ustalenia kierowano do centrali w Warszawie, czyli do Komendy Głównej Policji. O powadze sytuacji świadczy najlepiej to, że w sprawie alarmów na maturach powołano specgrupę do wykrycia sprawców, zaś komendant główny policji na bieżąco informował ministra spraw wewnętrznych o podejmowanych działaniach.
Na sprawcę lub sprawców bombowych alarmów czekają surowe kary: do ośmiu lat więzienia i odpowiedzialność finansowa.
Pamiętajmy, że to kolejna akcja „bombowa” mająca sparaliżować różne urzędy i instytucje. W styczniu br. maile o podłożonych ładunkach wybuchowych trafiły do urzędów skarbowych, wojewódzkich i marszałkowskich w wielu częściach kraju – m.in. w Łodzi, Sieradzu, Radomsku, Gdańsku, Kielcach i Lublinie. Doszło nawet do pamiętnej ewakuacji Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi, podczas której 650 pracowników – z marszałkiem na czele – na kilka godzin opuściło biurowiec w centrum miasta. Oczywiście bomby nie wykryto. Podobnie jak „dowcipnych” sprawców.