Policjant gwałcił w izbie zatrzymań?! „Burdel sobie zrobił w pracy” - komentują koledzy
Były policjant z Brodnicy, oskarżony o gwałt, do którego miało dojść w komendzie, usłyszał zarzuty skrzywdzenia czterech kolejnych kobiet. A jednak wciąż jest na wolności. Jak to możliwe?
Monika Chlebicz, rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji, mówi wprost: „Do niczego nie da się tego porównać. Brak słów. Nie znajduję analogii. Nigdy nie mieliśmy podobnej sytuacji”.
Bo rzeczywiście. Czy gdziekolwiek indziej w kraju policjant będący szefem policyjnej izby zatrzymań gwałcił lub zmuszał do seksu zatrzymane kobiety? A to zarzuca Krzysztofowi G. brodnicka prokuratura.
Kalina, narkotyki i toaleta
25 lutego przed Sądem Rejonowym w Brodnicy odbędzie się jedna z ostatnich rozpraw w procesie Krzyszofa G. (pierwszym, ale nie ostatnim, jak wszystko na to wskazuje). Spodziewane są już mowy końcowe.
40-letni Krzysztof G. odpowiada w tym procesie za gwałcenie kobiety, która była zatrzymana w charakterze świadka w sprawie narkotykowej. 25-latka nie stawiła się na terminy, więc została zatrzymana.
18 listopada 2017 r., około godziny 18.50 Kalina miała zgłosić potrzebę wyjścia do WC.
Gdy byłam w toalecie, wszedł nagle do środka i mnie zgwałcił. Bałam się, że nie wyjdę stamtąd żywa - relacjonowała dziennikarzom.
Ona - drobna. On - wysoki, postawny, biegły w sztukach walki. Do dziś jego zdjęcie w kimonie, podpisane imieniem i nazwiskiem, widnieje na stronie internetowej brodnickiego klubu karate („Nie prowadzi już u nas zajęć. Nie chcę o tym rozmawiać” - mówi jeden z trenerów i rozłącza telefoniczne połączenie).
Kobieta zgłosiła gwałt zmiennikowi Krzysztofa G. Ten zareagował właściwie. Szybko w Komendzie Powiatowej Policji w Brodnicy pojawili się funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych. Do pracy przystąpiła też prokuratura. Odebrano zeznania, zabezpieczono ślady.
Zgubiła go pewność siebie. Był przekonany, że w toalecie jest bezpieczny, bo nie ma tam monitoringu. Ale kamera z korytarza nagrała grę cieni. Widać wyraźnie przemoc - twierdzą śledczy.
Warszawa mu nie pomogła
Już niespełna dwa dni po zdarzeniu, 20 listopada 2017 roku, Krzysztof G. został wyrzucony z pracy. A dokładniej: zwolniony z uwagi na ważny interes służby, decyzją komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. - Decyzja ta miała rygor natychmiastowej wykonalności - zaznacza rzeczniczka Monika Chlebicz.
To ważne, bo Krzysztof G. czuje się niewinny, ma dobrego adwokata Przemysława Oskrobę (byłego prokuratora) i walczy. Wykorzystał całą dostępną ścieżkę, odwołując się od decyzji przełożonego. Zrozumienia szukał u komendanta głównego policji w Warszawie i w sądzie administracyjnym. Nigdzie nie znalazł.
Zebrany materiał dowodowy nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że dopuścił się gwałtu - mówi rzeczniczka.
Dodajmy, że Krzysztof G. był policjantem dokładnie 12 lat i 11 miesięcy. Postacią krystaliczną nie był, nie mógł pochwalić się nienagannym przebiegiem służby. W świetle obecnych zarzutów jego dawne grzechy to drobiazgi. Zawsze odkrywali je przełożeni i wyciągali konsekwencje służbowe. Jakiego kalibru były to przewiny? Na przykład: „Twierdził, że zrobił obchód, a nie zrobił”.
Po wyrzuceniu z policji został z niczym. Nie należała mu się żadna odprawa, emerytury jeszcze nie wypracował. Brodniczanie mówią, że odwróciła się od niego część rodziny.
Cztery kolejne kobiety?
Gdy na początku 2019 roku lokalni dziennikarze dopytywali, kiedy wreszcie Sąd Rejonowy w Brodnicy wyznaczy termin rozprawy Krzysztofa G. (zapanował kilkumiesięczny przestój), wybuchła bomba.
Prokuratura Rejonowa w Brodnicy ujawniła, że 11 stycznia br. znów zatrzymała byłego mundurowego. I, uwaga!, przedstawiła mu nowe zarzuty. Dotyczą one skrzywdzenia czterech kolejnych kobiet. Prawdopodobnie ośmieliły się one złożyć zawiadomienia o przestępstwie, obserwując proces karny.
16 stycznia 2017 r. - to data kolejnego przestępstwa, według prokuratury. Tego dnia, znów w KPP Brodnica, policjant miał wymusić tak zwane inne czynności seksualne na zatrzymanej kobiecie.
12 lipca 2017 r. Krzysztof G. przemocą i podstępem doprowadził do seksu zatrzymaną kobietę - dowodzi prokuratura. Znów działał w toalecie komendy.
Nadużył zależności służbowej, przekroczył uprawnienia i doprowadził do obcowania płciowego. Za czyn ten, opisany w artykułach 231 par. 2, 197 par. 1 i 199 par. 1 kodeksu karnego, grozi do 12 lat więzienia - mówi prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu, której podlega prokuratura brodnicka.
13 listopada 2017 r. mężczyzna w identycznych okolicznościach skrzywdził kolejną zatrzymaną kobietę - twierdzą śledczy. Tym razem jednak nie doszło do współżycia, ale do molestowania i obmacywania.
Używając przemocy, wkładał kobiecie ręce pod odzież i dotykał jej miejsc intymnych. Tym samym, znów wykorzystując położenie ofiary, wymusił na niej poddanie się tzw. innym czynnościom seksualnym - opisuje prokurator.
Wreszcie, piąta ofiara. Jej historia odbiega od utartego schematu działania Krzysztofa G. Policjant miał się udać do pokrzywdzonej służbowo, by udzielić jej porady prawnej.
Próbował zgwałcić kobietę w jej mieszkaniu. Nie doszło do tego tylko dlatego, że nagle zadzwonił telefon policjanta. Wtedy kobiecie udało się wyswobodzić - zaznacza prokurator.
A on nadal na wolności
Szokujące dla wielu w historii Krzyszofa G. jest to, że nie został aresztowany. W procesie sądowym w Brodnicy uczestniczy z wolnej stopy. Wystarczy przeciętny stopień empatii, by się wczuć w położenie skrzywdzonej Kaliny, a od niedawna - także innych kobiet.
Proces ruszył w brodnickim sądzie 12 marca ub.r. Już na początku procesu sąd zapowiedział możliwą zmianę kwalifikacji prawnej czynu: ze zgwałcenia, zakładającego użycie przemocy, na „seksualne wykorzystanie zależności”.
Po pierwszej rozprawie sąd w Brodnicy uchylił Tomaszowi G. areszt. Uznał, że wystarczą tylko tak zwane środki wolnościowe. W tym przypadku: dozór policji w postaci regularnego stawiania się w KPP Brodnica oraz zakaz kontaktowania się z pokrzywdzoną 25-latką.
Odwołania prokuratury do Sądu Okręgowego w Toruniu nie przyniosły żadnego skutku. W styczniu, gdy Krzysztof G. usłyszał nowe zarzuty, prokuratura znów wniosła o areszt, a brodnicki sąd znów odmówił. I znów pójdzie zażalenie do „okręgu”.
PS. Imię pokrzywdzonej zmienione.