Politycznego wroga trzeba dziś pogonić [rozmowa]
Rozmowa z Januszem Zemke, europosłem z SLD, byłym wiceministrem obrony narodowej, o wojnie na słowa.
Podpisał się pan pod listem byłych ministrów obrony narodowej w sprawie odwołania Antoniego Macierewicza, obecnego ministra ON. Dlaczego?
Antoni Macierewicz zanegował wszystko, co się działo w wojsku, twierdząc, że zastał totalny bałagan i bezbronną Polskę. To nie tylko krytyka ośmioletnich rządów koalicji PO-PSL, ale to też negacja wszystkiego, co się działo z bezpieczeństwem i obronnością Polski w ostatnim ćwierćwieczu. W związku z tym że pracowałem w tym czasie w MON, byłem też przewodniczącym komisji sejmowej ds. wojska, to w takiej sytuacji naprawdę nie mogę milczeć. Tu przecież nie chodzi o kilku byłych ministrów, tylko o tysiące żołnierzy i cywilów będących wtedy w wojsku. Nie można mówić, że to były zmarnowane lata dla bezpieczeństwa i obronności Polski!
Przepraszam, ale każdemu z was - byłych ministrów i wiceministrów - można coś zarzucić. Nie podejmowaliście lub podejmowaliście decyzje, które ważyły na losach armii. Nie wszystkie decyzje były najszczęśliwsze.
Nie twierdzę, że wszystko zasługuje na pochwałę i uznanie. Popełniane były błędy, zgoda. Wojsko to bardzo duży i skomplikowany organizm. Są w nim rzeczy dobre i złe. Natomiast nie zgadzam się na totalną negację wszystkiego. W ostatnich 25 latach polska armia zmieniała się na korzyść. Jest dziś bardziej profesjonalna niż kilkanaście lat temu. Ma znacznie lepszą kadrę, a żołnierze sprawdzali się w najcięższych misjach. W armii są pozytywy i negatywy, ale trzeba to wszystko widzieć w procesie następujących po sobie zmian. A tu mamy tezę Antoniego Macierewicza o gruzach i ich odbudowie po sześciu miesiącach rządów, co brzmi jak dowcip.
Byli ministrowie obrony pochodzili z różnych ugrupowań - jak pan i na przykład Radosław Sikorski, a jednak potrafiliście ze sobą rozmawiać. To kwestia polskiej racji stanu?
Wojsko jest jednym z elementów bezpieczeństwa państwa. Rozwiązywaliśmy problemy, a nie krytykowaliśmy tych, którzy rządzili wcześniej. Taka droga prowadzi donikąd i podważa zaufanie do kolejnych ministrów, a na końcu do całego wojska. To była niepisana zasada, ale jej przestrzegaliśmy. Oczywiście, każdy kolejny rząd dokonywał korekt, ale nikt do tej pory nie mówił, że zastał armię w gruzach.
Politycy często i chętnie nawołują do unikania tak zwanej mowy nienawiści, ale ostatnio Radosław Sikorski - specjalista od „dorzynania watahy”- zwrócił się do obecnego ministra słowami „Antek, świrze...”
Nie będę tego komentował. Nasz list - byłych ministrów - jest bardzo wyważony. Wynika z odpowiedzialności i z tego, czym każdy z nas się w życiu zajmował. W liście nie ma ataków personalnych. Często mi się zdarza, że się z kimś nie zgadzam, ale nigdy nie stosuję ataków na czyjeś zdolności intelektualne czy zdrowie.
Czy politycy w Parlamencie Europejskim też pozwalają sobie na zbyt dużo?
Bardzo często jesteśmy świadkami ostrych sporów merytorycznych, i to wśród ludzi o kompletnie odmiennych poglądach. Mamy tu polityczną paletę szerszą niż w Polsce. Są tu jawni przeciwnicy UE, skraj-ni nacjonaliści, po komunistów. Nie spotkałem się nigdy - choć przepraszam - były może dwie-trzy sytuacje, w których dochodziło do słownych starć. Brytyjski eurosceptyk Nigel Farage przyrównał zachowanie Hermana Van Rom-puya do „charyzmy mokrego mopa”, za co musiał zapłacić kilka tysięcy euro kary.
Po co dosadne słowa polskim politykom?
To dowód na brak w miarę cywilizowanych rozmów pomiędzy ludźmi polityki. Można się głęboko różnić, ale trzeba rozmawiać. Niestety, w Polsce jak ktoś ma inne poglądy, to nie traktuje się go jako przeciwnika, a jak wroga. A wroga trzeba zniszczyć, zabić. Wroga politycznego trzeba pogonić, najlepiej nasłać na niego służby.