Polityka w sztuce, czyli Babcia Kasia zamiast Rembrandta
Z wystawą „Polityka w sztuce” w krakowskim MOCAKu jest podobnie, jak z zaangażowanym politycznie, postmodernistycznym teatrem, o którym pisałem dla „Dziennika Polskiego” kilka miesięcy temu. Z jednej strony z góry wiadomo dokładnie czego się spodziewać. Z drugiej jednak warto co pewien czas mierzyć się z tego rodzaju specyficzną sztuką, żeby rozumieć jak widzą świat jej twórcy i zwolennicy.
Wystawa od początku do końca poprowadzona jest w konkretnym, jasnym jak słońce paradygmacie, zarówno jeśli chodzi o same dzieła jak i sposób jej organizacji. Obok każdego eksponatu mamy komentarz, który uświadamia odbiorcę, „co autor miał na myśli”. Przed wejściem na wystawę również czytamy dłuższy komentarz w zasadzie zawierający w sobie kluczowe założenia twórców. Zacytujmy in extenso:
„Relacja polityki i sztuki ma długą tradycję. Przez wieki częścią tego układu była religia. Dzięki niej władcy i politycy mogli panować również nad ludzkimi umysłami. W niektórych krajach religia nadal wspiera politykę. Demoralizuje to obie strony. Dawniej sztuka służyła umacnianiu władzy. Obecnie służy jej kontrolowaniu i podważaniu. Kiedyś artyści wspierali swoim talentem potęgę systemów politycznych. Dzisiaj wnikliwie i krytycznie obserwują polityków i aktywnie włączają się do działań opozycyjnych”.
Polityczne formatowanie
Widzimy tu jasne postawienie sprawy - celem twórców jest odcięcie się od potępianej w czambuł złej przeszłości. Twórcy uważają, że ich poprzednicy przez dwa tysiące lat służyli umacnianiu systemu opresji, jakim była historyczna cywilizacja zachodnia. Źli, heteronormatywni biali mężczyźni utrwalali swoją dominację nad innymi. Zgodnie z takim założeniem sztuka nie może nie być polityczna. Służy albo utrwalaniu dominacji, albo walce z nią.
Czy Rembrandt malujący „Straż nocną” promował „heteronormatywność”? Czy Leonardo da Vinci malujący „Damę z Łasiczką” służył utrwalaniu patriarchatu? Najwyraźniej tak. Twórcy wychodzą tu z założenia, że cywilizacja zachodnia ale też podstawowe normy moralne są sztucznym konstruktem, utrzymywanym przez kulturę. Dzisiaj starają się więc - całkiem skutecznie - przejąć dla siebie kulturę i narzucać inne wzorce - „nieheteronormatywne”, feministyczne, „różnorodne” etc.
Komentarz wprowadzający kończy się dobitnym zdaniem - „artyści przeciwstawiają się temu [złej polityce - KK] zarówno jako krytycy, jak i żołnierze”. I rzeczywiście twórcy uważają się za wojowników swojej Sprawy. Ich celem, inaczej niż klasycznych, normalnych artystów, nie jest powiedzenie czegokolwiek uniwersalnego na temat życia, miłości, władzy czy sprawiedliwości. Celem tej wystawy i całej aktywności biorących w niej udział artystów jest polityczne i ideologiczne formatowanie społeczeństwa. Im bardziej odbiorca wyjdzie z muzeum lub teatru trwale nastawiony wrogo do PiS-u czy Kościoła, tym lepiej. Tak jak ich zdaniem przez wieki normalna sztuka i chrześcijaństwo służyły utrwalaniu władzy złych białych mężczyzn.
Toporna i banalna
Pierwsza, duża sala wystawy jest najgorsza, bo najbardziej toporna i banalna. Jako „dzieła sztuki” zebrane mamy kilkaset zdjęć z politycznych demonstracji w Polsce z ostatnich siedmiu lat. Znajdziemy tu wszystko - „Stop ludobójstwu na granicy”, proaborcyjne „Wypierdalać”, „Rząd nie ciąża - da się usunąć”, demonstracje na rzecz wyższości decyzji Komisji Europejskiej nad polską konstytucją, walkę z ministrem Czarnkiem, obronę sędziego Igora Tuleyi a nawet zabawne połączenie „Zaszczep się! Tęp nacjonalizm” (co ma piernik do wiatraka?).
I znów narzuca się pytanie - czy oni naprawdę wierzą, że normalne muzea, w których wisi Matejko i Wyspiański, są czymś symetrycznym, tylko w drugą stronę? Że „Bitwa pod Grunwaldem” albo „Pan Tadeusz” to zakamuflowana, ale tak naprawdę prorządowa i nacjonalistyczna propaganda analogiczna do ich antyrządowej? Otóż tak - wierzą.
Ich celem nie jest bowiem żadna pojedyncza polityczna decyzja czy konkretny polityk, ale polski naród, chrześcijaństwo i dorobek historycznej cywilizacji zachodniej jako takie.
Co przewrotne, w tej samej sali tzw. „Babci Kasi” i Igorowi Tuleyi towarzyszy muzyczna oprawa w postaci „Murów” w wykonaniu Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego. Taka jest też narracja kolejnych eksponatów - walka z PiS-owskim reżimem i Kościołem są zestawione z obaleniem komunizmu czy rewolucją w Iranie (a Polska pod rządami Kaczyńskiego z Islamską Republiką Chomeiniego). A „Mury”, jak wiadomo, kojarzą się z walką o wolność przeciw komunie. Znajdziemy też kawałek dalej rzeczywiście interesujący i oryginalny film - nagranie z demontowania pomnika Lenina na Litwie puszczone od tyłu - wódz Rewolucji pojawia się więc z powrotem na cokole, a tłum wiwatuje. To ciekawy sposób przypomnienia, że nic nie jest dane raz na zawsze, a totalitaryzm może wrócić. To również cwana chęć zagospodarowania kojarzonych z polską prawicą symboli i samego antykomunizmu.
Wychodzi jednak przewrotnie - „Mury” nie były przecież bowiem tak naprawdę prostym hymnem wzywającym do walki z komunizmem, tak jak sam Kaczmarski nie cierpiał określenia „bard Solidarności”. Pieśń opowiada właśnie o przejęciu sprawy walki o wolność przez tłum, który następnie miażdży jej twórcę, artystę, jednostkę, który na koniec „patrzył na równy tłumów marsz. Milczał wsłuchany w kroków huk. A mury rosły, rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg”.
Ideologiczna propaganda
Wśród pozostałych dzieł dużo jest po prostu banalnych, nie mówiących niczego głębszego - jak furtka ułożona w formę trasy migrantów próbujących dostać się do Europy w 2015 r. albo plakat „TACY JESTEŚMY”, w którym pod litery podstawiono symbol anarchizmu, swastykę i dolara. Jest trochę interesujących, chociaż bardziej ze względu na treść niż na formę - zwłaszcza tych dotyczących Białorusi, Rosji i Ukrainy. Dużo jest jednak niestety zwykłej ideologicznej i politycznej propagandy, której celem jest formatowanie umysłów odbiorcy - np. plakat zestawiający hasło „Kto Ty jesteś? Polak mały!” i małego, uśmiechniętego chłopca w koszulce z tym hasłem z… hasłami rasistowskimi i nazistowskimi.
Tak - dla przeformatowanych ideologicznie twórców nauczanie dzieci, żeby były Polakami, jest tylko lżejszą formą hitlerowskiego ludobójstwa. W tym samym kierunku idą też hasła, teoretycznie prowokacyjno-zabawowe, w praktyce jasne w swoim wydźwięku - np.: „Zamknięcie kościołów po epidemii zostanie przyjęte przez naukę i sztukę ze zrozumieniem” czy „Wymawiam patronat świętemu Wojciechowi ponieważ sam nie wiem, jakbym się zachował, gdyby ktoś brzęczał mi za uchem, że „Jego Bóg” jest większy niż mój. Przepraszam też Żmudzinów i Litwinów”. Widzimy tu radykalne odrzucenie chrześcijaństwa oraz historycznego dziedzictwa Polski jako katolickiego kraju chrystianizującego wschodnich sąsiadów.
Przeklejanie schematów
Celem twórców jest wmówienie Polakom poczucia winy. Nie dość, że są rasistami - każdy, kto wychowuje dziecko na Polaka jest rasistą i nazistą - to jeszcze narzucaliśmy innym groźną i przemocową religię, jaką jest chrześcijaństwo. Polska nie miała przeszłości kolonialnej i nie prześladowała innych narodów, więc próbuje się nam to wmówić, przeklejając na siłę schematy wzięte z USA czy Europy Zachodniej.
Dowiemy się wreszcie, że w Hiszpanii - rządzonej przez odpowiedników naszych SLD i Partii Razem - znajdują się… prześladowani lewicowi więźniowie polityczni, zupełnie niesłusznie oskarżani o terroryzm. Ci rzekomi sympatyczni i prześladowani aktywiści zestawiani są z prawdziwymi politycznymi więźniami na Białorusi czy w Rosji.
Sztuka jest w paradygmacie tego rodzaju wystaw narzędziem promowania politycznej agendy - i niczym więcej. Tak jak cała sfera publiczna i wszystkie relacje międzyludzkie są postrzegane jako polityczne - ktoś dominuje kogoś, liczy się tylko Leninowskie „kto kogo”. Tego rodzaju toksyczne podejście do sztuki nie powinno być wspierane ani jedną złotówką z publicznych budżetów.
Warto na koniec przypomnieć prostą prawdę - nie każdy „artysta” czy w ogóle człowiek, który idzie za tłumem krzycząc wielkie hasła o wolności, naprawdę jest prześladowany. Często jest tak jak u Kaczmarskiego - powtarzanie za tłumem jak katarynka tych samych górnolotnych haseł zabija prawdziwą, cenną indywidualność i samodzielne myślenie. Szkoda, że tak wielu zdolnych ludzi woli być katarynkami i topornie atakować Polskę czy chrześcijaństwo zamiast powiedzieć światu cokolwiek oryginalnego i wartościowego. Jeśli tego nie robią ani trochę, to kiepscy z nich artyści.
„Polityka w sztuce to dziesiąta wystawa z flagowej serii MOCAK-u, w której łączymy sztukę z najważniejszymi terminami cywilizacyjnymi” - czytamy na stronie Muzeum. „Każda wystawa prezentuje wiele interpretacji i aspektów wybranego tematu. Polityka w sztuce zderzyła się z tragicznym czasem, w którym ambicje polityczne przeistoczyły się w zbrodnię” - przekonują organizatorzy wydarzenia. Zakup części prac prezentowanych na wystawie dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerem MOCAK-u jest MPK SA w Krakowie.
Wystawa trwa do 26 lutego 2023 r.