Politykowi, tak jak kierowcy, przydałyby się testy na psychikę [rozmowa]
Rozmowa z psycholog Magdaleną Widłak o tym, czy należy poddawać polityków specjalistycznym testom, aby wykryć u nich zaburzenia.
- Grupa psychiatrów i psychologów amerykańskich wypowiedziała się niedawno publicznie na temat problemów osobowościowych Donalda Trumpa. Wskazali na zaburzenia wielkościowe, brak empatii i „złośliwy narcyzm”, co ich zdaniem, dyskwalifikuje go jako prezydenta. Słusznie zrobili?
- Określenie „złośliwy narcyzm” nie funkcjonuje ani w psychologii, ani w psychiatrii. Jeśli profesjonaliści posługują się takim językiem, to nie jest to do końca wiarygodne. Aby móc rzetelnie ocenić czyjś stan, trzeba się z tą osobą spotkać i zbadać ją w określonych warunkach i przy użyciu fachowych narzędzi. W taki sposób nikt Donalda Trumpa nie badał.
- Ale czy doświadczonemu psychiatrze lub psychologowi nie wystarczy tzw. rzut oka, obserwacja wystąpień, aby wiedział, z kim ma do czynienia?
- Gdy kardiolog patrzy na otyłą osobę, może wnioskować, że ta osoba ma problemy z układem krwionośnym, ale nie ma pewności. Psycholog nie czyta w myślach. Można wyciągać wnioski, że pewne cechy, jakie prezentuje dany człowiek, mogą sugerować, że...
- Jest chory?
- Dopóki tej osoby nie przebadamy, nie możemy z pełną odpowiedzialnością przyznać, że to choroba.
- Ale pod manifestem przeciwko „trumpizmowi” podpisało się już 2200 specjalistów zdrowia psychicznego w Stanach. Boją się, że zachowanie Trumpa zagraża demokracji.
- Rozumiem to tak, że wypowiadają się tu osoby, które mają wiedzę, aby uchronić przed czymś społeczeństwo. Jednak każdy specjalista, zanim wypuści taką opinię w świat, powinien zadać sobie pytanie: czy to w moim zawodzie jest etyczne? Czy kieruję się zasadą: po pierwsze, nie szkodzić, jak brzmi przysięga Hipokratesa, którą podpisują lekarze? I czy to, co robię, pomaga?
- Może doprowadzić do tego, że głosujący się zastanowią, zanim oddadzą głos.
- Ale może też powodować bardzo dużo lęku, złych emocji społecznych. Gdy nas zaleją złość, smutek, przerażenie, mamy problemy z racjonalnym osądem.
- Ale jeśli psychiatrzy i psychologowie widzą, że coś z politykiem jest nie tak, to czy moralnym obowiązkiem tego, który ma wiedzę, nie jest ostrzeżenie innych, że grozi im niebezpieczeństwo?
- Podeszłabym do tego od strony psychoedukacji. Jeśli ludzie są wyedukowani na tyle, że mają świadomość swoich emocji, potrafią je rozpoznawać u siebie i zauważyć, że ktoś za bardzo podąża za emocjami, a nie za racjonalnym zachowaniem, to daje nam to tak dużą świadomość, że sami potrafimy w dużym stopniu ocenić, z kim mamy do czynienia. Czy z osobą, która nie kontroluje emocji, czy z taką, która je kontroluje, ale jej zachowanie na to nie wskazuje, co jest jeszcze gorsze. Psychoedukacyjne działania sprawiłyby, że ludziom byłoby łatwiej rozpoznawać maski politycznych graczy i nie dać się wykorzystywać politycznie. Myślę, że nasze wybory - nie tylko polityczne - również byłyby bardziej przemyślane.
- Ale na razie jesteśmy zdani na to, że grupa psychiatrów i psychologów wyłamuje się z tzw. zasady Goldwatera, którą przyjęto 52 lata temu - nie oceniać bez badania.
- Tak, wtedy psychiatrzy i psychologowie orzekli, że Barry Goldwater nie nadaje się, ze względu na swoją osobowość, na stanowisko prezydenta USA. Goldwater przegrał wybory, ale później wygrał proces, w którym pozwał gazetę za publikację, w której ocenili go psychiatrzy. Dostał duże odszkodowanie. Wielu zadawało wtedy pytania, czy nie chodziło o polityczną stronniczość. Może ona także dotyczyć psychologów, choć tak być nie powinno, że ocenia się kogoś przez pryzmat swoich wartości.
- Głównym zarzutem wobec psychiatrów i psychologów, którzy orzekli o stanie psychicznym Trumpa, jest to, że postępują nieetycznie, wypowiadając się bez badania polityka. Ale czy etyczne jest to, że taki polityk za wszelką cenę dąży do władzy?
- Zakładając, że tak faktycznie jest, nie jest to etyczne działanie. I mamy nieunikniony spór o reagowanie w sytuacji, gdy widzimy, że działania polityka są skoncentrowane tylko na osiągnięciu swoich celów. Uważam, że dopuszczalne byłoby tu zauważanie przez specjalistów w mediach, że np. zachowania polityka mogą sugerować, że być może w przyszłości będzie on postępował w sposób niepożądany. Nie wolno natomiast mówić: on cierpi na paranoję!
- A co Pani sądzi o pomyśle, aby politycy przechodzili specjalne testy, które oceniłyby, czy nadają się do rządzenia, do uchwalania ustaw, które później wpływają na życie społeczeństwa?
- Należy to poważnie rozważyć. Kierowcy czy wojskowi przechodzą badania medyczne, w tym psychologiczne z zakresu osobowości, temperamentu, reagowania w różnych sytuacjach. Zastanawiające jest, że osoba, która jest kierowcą cysterny w wojsku, musi przejść takie badania co pięć lat, a polityk nie jest sprawdzany w taki sposób, choć może utrzymywać się u władzy i dwadzieścia lat.