Polka pod kontrolą? Nie! Panie idą na wojnę z rządem PiS-u
Z życia nastolatki Barbara pamięta taką scenę. Wieczór, niedawno skończyły się „Wiadomości”, które ona jako świeżo upieczona licealistka oglądała codziennie. Do drzwi łazienki dobija się mama. Pogania starszą siostrę, by w końcu wyszła i dała się wykąpać innym. Ania nie odpowiada. Mama zaczyna szarpać za klamkę. Barbara widzi jak na jej twarzy pojawia się przerażenie. Kobieta wyważa drzwi i zaczyna krzyczeć. W łazience jest mnóstwo pary, a w wannie leży jej nieprzytomna siostra. Wyciągają ją z wody. Kładą na kafelkach. Jest bardzo ciepła i cała czerwona. Mama dzwoni po pogotowie. W szpitalu 17-letnia siostra wyznaje, że kąpiel w gorącej wodzie, miała być domowym sposobem na poronienie. Nie znała innego, bezpiecznego...
- Anka przeżyła. Okazało się też, że wcale nie była w ciąży, ale przecież mogła się wtedy utopić. Ojciec nie odzywał się do niej z kilka miesięcy. Nie dlatego, że omal się nie zabiła. Wyszło na jaw, że sypiała ze swoim chłopakiem. Kilka miesięcy wcześniej prosiła mamę, by poszła z nią do ginekologa, po tabletki antykoncepcyjne. Mama się zgodziła, ale ojciec zabronił. I Anka tabletek nie zobaczyła na oczy. On zdecydował za nią. On! Facet! Dlatego kiedy teraz faceci znów chcą decydować o moim życiu, to wszystko się we mnie gotuje. Dlatego chodzę na protesty i zamierzam walczyć z tym rządem - mówi Barbara.
Ma 42 lata. Mieszka w Dzierżoniowie. Na czarne protesty i strajki kobiet przyjeżdżała do Wrocławia. We własnoręcznie zrobionej koszulce „Nie jestem za aborcją. Jestem za wolnym wyborem”.
- Mamy XXI wiek, antykoncepcja, również ta awaryjna, musi być dostępna. Podobnie jak aborcja ze względów medycznych. Nie pozwolę cofnąć nas do średniowiecza. Nawet jakbym miała codziennie protestować. Przez brak dostępności do antykoncepcji omal nie straciłam siostry! - podkreśla.
Tabletki „dzień po” tylko na receptę
Tydzień temu Senat przyjął nowelizację ustawy, która przewiduje, że pigułki „dzień po” będą w Polsce sprzedawane tylko na receptę. To oznacza, że w razie nieprzewidzianego zdarzenia jak choćby pęknięcia prezerwatywy, kobieta będzie musiała pójść do ginekologa i poprosić go o receptę.
- A taka nagła wizyta to często wydatek kilkuset złotych, bo możliwa jest do umówienia jedynie w gabinecie prywatnym. Wielu z nas po prostu na to nie stać. Tysiącom Polek grozić więc będzie niechciana ciąża lub poszukiwanie rozwiązań na czarnym rynku farmaceutyków. Dostęp do antykoncepcji to fundamentalne prawo każdej kobiety. Także wtedy, kiedy potrzebna jest nagle i nie była planowana. Ograniczanie nam tego prawa to skandal - nie kryje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, działaczka społeczna i polityczna z Wrocławia, związana z partią Razem.
Wałbrzyszanka Malwina Bąk studiuje medycynę. Zastosowała kiedyś tabletkę „dzień po”, jeden raz. Nie była to zabawa, a konieczność, w dodatku droga. Dostępne w Polsce pigułki ellaOne kosztują od 50 do nawet 100 złotych.
- Dlatego szlag mnie trafia, jak słucham, niby wykształconych, niby mądrych ludzi, którzy twierdzą, że nastolatki łykały te tabletki jak cukierki, albo że jest to zabijanie dzieci. Boli mnie, że ktoś robi z kobiet rozwiązłe morderczynie, a nie przeczytał nawet informacji o tym, że działanie tabletki „dzień po” polega jedynie na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji i nie powoduje przerwania istniejącej ciąży - denerwuje się studentka.
Nie ma wątpliwości, że część kobiet sobie z problemem poradzi.
- Wciąż mieszkamy w otwartej i dużo bardziej przyjaznej dla kobiet od Polski Europie - mówi Bąk.
Fundacja Women on Web już ogłosiła w internecie, że zapewni kobietom bezpłatne recepty na antykoncepcję awaryjną, wystawiane przez lekarza europejskiego, które polskie apteki będą musiały realizować.
- Można też pojechać sto kilometrów stąd do Czech i tam tabletki kupić bez problemu. Tylko dlaczego tak bardzo utrudnia nam się życie. Dlaczego nas kobiet tak się nie lubi? - pyta Malwina.
Już raz, razem z koleżankami, protestowała przeciwko próbom ograniczenia praw kobiet. Jeśli będzie taka konieczność znów wyjdzie na ulicę. - My nie boimy się pana Kaczyńskiego i jego PiS-u. Oni powinni bać się nas, bo sprawiają, że nawet ludzie, którzy byli z dala od polityki, którzy się nią nie interesowali, zaczynają to robić i mówią, że następnym razem pójdą na wybory - mówi studentka medycyny.
Walczy dla swoich córek
Poddać nie zamierza się również Violetta Mazurek z Bagieńca pod Świdnicą, gdzie prowadzi Fundację Spichlerz Kultury. Walczy nie tylko dla siebie, ale dla swoich dwóch córek. Nie chce, by przyszło im żyć w Polsce zabobonów i ograniczeń.
- Ten rząd krok po kroku odbiera nam wolność i jeśli same coś z tym nie zrobimy, być może całkiem niedługo nie będziemy mogły decydować o sobie i swoim ciele - mówi.
Mazurek podkreśla, że nigdy nie należała do żadnej partii i nie angażowała się politycznie, ale teraz czuje, że musi to zrobić.
- Nie mogę słuchać kiedy o tak zwanej antykoncepcji awaryjnej mówi się, że jest to zabijanie dzieci. To nie tylko brak wiedzy, ale zwykła hipokryzja. Podobnie jak to, że przecież recepta nie ogranicza dostępu do tego rodzaju antykoncepcji, choć lekarz będzie mógł jej odmówić, powołując się na klauzulę sumienia. To niedopuszczalne - mówi.
A takie sytuacje mają miejsce coraz częściej. I nie dotyczą tylko małych miasteczek. Niedawno głośna była sprawa prywatnej przychodni ginekologicznej w stolicy„Babka Medica”, która po fali krytyki niezadowolonych pacjentek wydała oświadczenie: „ze względu na klauzulę sumienia, kilku spośród naszych lekarzy ginekologów nie przepisuje pacjentkom środków antykoncepcyjnych. W związku z tym, zapisując się na wizytę ginekologiczną w celu otrzymania recepty na te środki, bardzo prosimy o poinformowanie o tym recepcjonistki. To zapobiegnie niedogodnościom”.
Violetta Mazurek nie ma wątpliwości, że obecny rząd chce kobiety kontrolować: - A najlepiej jakbyśmy jeszcze były nieoduczone i nieświadome. Wtedy byłoby najłatwiej - denerwuje się szefowa Fundacji Spichlerz Kultury.
Jej zdaniem, Polki stały się łatwym celem poniekąd na własne życzenie, bo wiele z nich uwierzyło w to, co próbuje nam się wmówić od pokoleń: że kobiety słabszą, gorszą płcią, stworzoną do tego, by wychowywać dzieci i zajmować się domem.
- A to nieprawda! Kobiety są mądre, wykształcone, mają pasje i marzenia. Czasem mam wrażenie, że to boli niektórych mężczyzn. Stąd między innymi ich głupie, a bywa i seksistowskie żarty - dodaje Violetta Mazurek.
Malwina Bąk zauważa, że zapanowała znieczulica na słowa, nawet jeśli te obrażają kobiety, odbierają im godność.
- Pamiętam jak 11 lat temu przez kilka dni głośno krytykowano ówczesnego lidera Samoobrony, który powiedział, że nie można zgwałcić prostytutki. A dziś niemal codziennie słyszymy z ust polityków podobne kłamstwa i uwagi, a oburzenie jest coraz mniejsza, albo trwa chwilę - denerwuje się i przypomina choćby słowa Urszuli Dudziak, ekspertki Ministerstwa Edukacji Narodowej od wychowania do życia w rodzinie, która mówi, że antykoncepcja jest niebezpieczna, a kobiety, które ją stosują chorują na raka.
- Mówi to w kraju, gdzie edukacja seksualna jest na analfabetycznym wręcz poziomie. A sama pani minister wtóruje jej twierdząc, że szkoła nie jest miejscem, gdzie powinno się wprowadzać młodzież w świat seksualności, bo powinni to robić przede wszystkim rodzice - dodaje przyszła lekarka.
W efekcie ani rodzice ani szkoła nie robią tego należycie, a bywa, że nie przekazują nastolatkom elementarnej wiedzy o seksualności.
Wiedza z internetu, albo niebezpieczna niewiedza
Dowodzi tego raport Fundacji Promocji Zdrowia Seksualnego „Antykoncepcja Masz Prawo Wiedzieć”. W efekcie większość owej wiedzy młodzież znajduje w internecie. Tyle, że ta wiedza jest i szkodliwa, i co gorsze zawiera nierzetelne informacje.
Autorzy tego raportu, jeden z najlepszych w Polsce seksuologów dr Andrzej Depko i Izabela Jąderek przytaczają „inter-netowe mity”, z którymi spotkali się podczas badań.
Wśród nastolatków pokutuje np. opinia, że nie można zajść w ciążę podczas tzw. pierwszego razu, albo że stosunek przerywany to skuteczna metoda antykoncepcyjna. Dziewczęta uważają, że spirytus salicylowy zabija plemniki, albo że wystarczy się umyć po odbyciu stosunku, by pozbyć się ich z wewnątrz ciała.
Zdaniem Mazurek, kobiety mają szansą wygrać tę walkę z rządem. Jeśli nie poprzez protesty, bo poprzez swój pójcie na kolejne wybory. Mają tę szansę mimo swoich słabości. - Pewnie narażę się wielu moim koleżankom, ale prawda jest taka, że kobiety rzadko się lubią, częściej sobie zazdroszczą i są wobec siebie zawistne - mówi.
Sama doświadczyła tego po tym, jak zaangażowała się w organizację Czarnego Protestu w Świdnicy.
- Od razu pojawiały się pytanie, po co to robię, jaki mam w tym cel i jakie będę miała z tego korzyści. Wielu paniom nie mieściło się w głowie, że poświęcam swój wolny czas i energię bezinteresownie. Tylko po to by zamanifestować swój sprzeciw. Nadzieja w tym, że potrafimy być solidarne, co pokazałyśmy na protestach, że potrafimy razem walczyć o swoje i dajemy przykład tym mniej odważnym, że tak trzeba. Nikt za nas kobiety o nasze prawa walczyć nie będzie! - podkreśla Mazurek.
Kolejna mobilizacja kobiet
W sobotę 10 czerwca Polki skupione wokół Ogólnopolskiego Strajku Kobiet protestowały kolejny raz. Tym razem pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Na swojej stronie internetowej zachęcają do przyjścia i walki o swoje prawa.
„Każda z nas może potrzebować antykoncepcji awaryjnej, właśnie odebranej nam przez sejmowych władców macic. Każda i każdy z nas może potrzebować leków immunopresyjnych, których ceny PiS właśnie podniósł o 500 procent. Każdy i każda z nas może mieć, albo już ma, niepełnosprawne dziecko, które PiS postanowił zamknąć w domu i nie psuć szkolnego krajobrazu jego widokiem. A jeśli mamy dzieci pełnosprawne - każde z nich będzie teraz przyuczane w szkole wyłącznie do roli półanalfabety wyklętego. Każda i każdy z nas może być ofiarą przemocy domowej, w państwie, którego (p)rezydent zaleca niestosowanie Konwencji Antyprzemocowej. Każda i każda z nas może zostać zamordowany na komisariacie jak Igor z Wrocławia, a ministrowie od policji i od sprawiedliwości będą kłamać, że to od narkotyków” .
W środę kobietom dostarczono jeszcze jeden powód do protestów. Media ujawniły, że do Sejmu wpłynął projekt ustawy o klauzuli sumienia dla farmaceutów napisany przez Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski. Jeśli zostanie przyjęty, to aptekarz będzie mógł nam odmówić sprzedaży tabletki „dzień po” lub antykoncepcyjnej. Dziś może udzielić takiej odmowy jedynie w przypadku, gdy produkt zagraża życiu lub zdrowiu pacjenta.