7 tys. kilometrów, ponad 5 tys. zł zebranych dla domów dziecka oraz... zero awarii. To skrócony bilans tczewskiej załogi w rajdzie charytatywnym Złombol 2016.
W Złombolu 2016, który wystartował z Katowic, po raz pierwszy wzięła udział ekipa z Tczewa - Natalia Łosiak, Mateusz Padykuła i Tomek Leczkowski. Cała trójka zna się z jednej klasy z II LO w Tczewie. W trasę do Palermo na Sycylii wyruszyli polonezem z 1998 r., nazwanym „Poldkiem”. Jazda autem według komunistycznej i postkomunistycznej koncepcji i produkcji była jednym z wymogów uczestnictwa w rajdzie. Ale sens Złombola jest głębszy, bo celem imprezy jest wsparcie dzieci z domów dziecka.
Złombol to z założenia wspaniała akcja, dlatego też przez cały czas w optymistycznych nastrojach przygotowywaliśmy się do niej, a podróż do Katowic była bardzo wesoła
- podkreślają uczestnicy rajdu.
Warunkiem uczestnictwa było pozyskanie kwoty ponad 1500 zł od darczyńców. Tczewianom od lokalnych sponsorów udało się zebrać ponad 5 tys. zł.
Młodzi tczewianie do pokonania mieli ponad 3500 km. Pierwszy etap oznaczał konieczność dotarcia do Wenecji przez Czechy i Austrię. Noc spędzili w samochodzie.
- A był to dopiero początek niezapomnianych przeżyć, widoków, wspomnień, ludzi, emocji - mówi Mateusz Padykuła. - Przez cały czas otoczeni byliśmy przez przyjaznych, wesoło nastawionych ludzi. Cały wypad przebiegł w sympatycznej atmosferze, a różne sytuacje i problemy napotykane na trasie jeszcze bardziej nas integrowały. Nie sposób pominąć krajobrazów, które mieliśmy przyjemność zobaczyć. Każde z przejechanych państw jest wyjątkowe na swój sposób, pozostawiło pewien odcisk w naszych pamięciach.
Następnymi przystankami były San Marino i Rzym, do których dotarli w kolumnie czterech innych polonezów. Ekipa najgorzej wspomina przejazd przez Neapol. Marzyło im się skosztowanie pizzy w mieście, w którym to danie zostało wymyślone, a zamiast tego...
- Komunikacja i ruch drogowy w tym mieście to jeden wielki chaos, harmider i bałagan - mówią tczewianie. - Totalna samowolka, pierwszeństwo na drodze ma ten, komu bardziej na nim zależy. Na szczęście żadnej z naszych załóg nic złego się nie stało.
Kolejnym celem podróży, po przepłynięciu Cieśniny Mesyńskiej była Sycylia. Metę etapu zaplanowano w San Vito Lo Capo, ale nie dla wszystkich złombolowców starczyło miejsca na kempingu. - Tego wieczora złombolowa rodzina opanowała całe miasteczko wraz z plażą - relacjonują uczestnicy rajdu. - Wszędzie dookoła było widać radosnych i świętujących Polaków, a nierzadko nawet lokalne społeczeństwo przyłączało się do wspólnej zabawy, która trwała do rana.
W kolejnych dniach tczewianie zwiedzili słynne Corleone, a jeden z noclegów spędzili na zboczu Etny. Zapadła decyzja o rezygnacji z niełatwej przeprawy z Palermo do Tunezji i wyznaczeniu trasy powrotu przez Albanię, Chorwację i Austrię. Tczewianie spędzili w trasie ponad 7 tys. km. Co ciekawe, mimo obaw, polonez nie zepsuł się ani razu, nie licząc przepalonej żarówki.
Oczywiście świadomość zebrania przez wszystkich uczestników rajdu tak wielkiej kwoty, ponad 1 mln zł, oraz wyobrażenie sobie dziecięcych twarzy z szerokimi uśmiechami, sprawia ogromną satysfakcję, że mogliśmy być częścią czegoś tak wspaniałego
- zaznaczają uczestnicy Złombola. - Przy okazji mogliśmy promować lokalne firmy, reklamując ich loga i banery, w zamian za wsparcie fundacji. Podsumowując, jesteśmy zachwyceni dosłownie wszystkim, a złombolowe sceny i wspomnienia wracają do nas jak bumerang. Mimo to, zaczynamy już myśleć o kolejnej edycji i jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, to zamierzamy wziąć w niej udział, a jako ekipa zebrać jeszcze więcej darowizny na domy dziecka, niż w tym roku.