Szpital w Gorzowie odmówił położnej zamiany umowy samozatrudnienia na umowę o pracę. Barbara Rosołowska walczy o etat w sądzie.
- Nie wyobrażam sobie pracować dłużej bez urlopu. Taki rodzaj pracy uważam za niewolnictwo - mówiła nam w czwartek, 18 lutego Barbara Rosołowska. Mieszkająca w Kostrzynie kobieta jest położną na oddziale dziecięcym gorzowskiego szpitala. Pracuje tu od 2009 r. Do dziś ma za szpitalem podpisaną umowę cywilno-prawną. Oznacza to, że aby pracować w szpitalu, Rosołowska musiała założyć jednoosobową firmę. Po otrzymaniu z lecznicy 4,2 tys. zł miesięcznie, sama musi zapłacić ponad 1 tys. zł składek do ZUS-u. Z własnych pieniędzy opłaca też podatki i ubezpieczenie od błędów w pracy.
W gorzowskiej lecznicy pracuje 70 położnych. Samozatrudnionych, tak samo jak Rosołowska, jest zaledwie kilka z nich. Pozostałe położne mają umowę o pracę. One mogą się cieszyć np. z przysługującego im urlopu. Rosołowska o płatnym wolnym może tylko pomarzyć. Po przeliczeniu tego na godziny pracy wychodzi, że ona pracuje 168 godzin w miesiącu, a jej koleżanki na umowie o pracę średnio około 154 godzin.
W zeszłym roku kobieta zwróciła się do dyrektora szpitala o przekształcenie umowy samozatrudnienia w umowę o pracę. Dyrektor się jednak nie zgodził. Rosołowska poszła więc do inspekcji pracy, ale ta nie rozstrzygnęła sporu. Sprawa trafiła zatem do sądu (kobieta zapowiadała to w „GL” 11 czerwca zeszłego roku, gdy obszernie pisaliśmy o jej sprawie).
Jeśli sąd uzna rację położnej, będzie ona walczyć o pieniądze za zaległy urlop
O co walczy Rosołowska? - Domagam się umowy o pracę - mówi. I ma nawet argument za tym, że została potraktowana niesprawiedliwie. O przekształcenie umowy z samozatrudnienia na umowę o pracę ubiegała się jedna z położnych. W jej przypadku szpital się na nową umowę zgodził, w przypadku Rosołowskiej - nie. Jak tłumaczyła wczoraj w sądzie Bernadeta Piszczygłowa, kadrowa w szpitalu, powodem odmowy było to, że gdy Rosołowska przystępowała do konkursów na świadczenie usług położniczych, akceptowała jego warunki. Poza tym kilkuletnia umowa cywilno-prawna była w trakcie obowiązywania. Władze lecznicy zwyczajnie więc ją kontynuowały.
- To ma charakter zintensyfikowanego wyzysku - mówił po rozprawie Jarosław Urbański. Należy do związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. By wspierać położną, przyjechał do Gorzowa z Poznania. - To dla nas bardzo ważna sprawa - stwierdził.
Szpital w sprawie procesu milczy. - Do czasu rozstrzygnięcia sądowego nie będziemy komentować tej sprawy - powiedział „GL” prezes lecznicy Ryszard Hatała.
Kolejną odsłonę procesu zaplanowano na kwiecień.