Polscy dermatolodzy najlepiej na świecie diagnozują znamiona
Melanoma, czyli czerniak - odpowiedziałam. W wielkiej sali w Wiedniu, która podczas lekarskich mistrzostw świata w rozpoznawaniu zmian na skórze zgromadziła dermatologiczne sławy rozległ się okrzyk: buuuu, że niby źle. Kiedy odczytano prawidłową odpowiedź i wyszło, że postawiłam dobrą diagnozę, usłyszałam gromkie brawa. Prawie pękłam z dumy - mówi dr n.med. Grażyna Kamińska-Winciorek, specjalista dermatolog-wenerolog z Ośrodka Diagnostyki i Leczenia Chorób Skory All4Skin w Katowicach, kapitan polskiej drużyny. Rozmawiamy o sukcesie naszych lekarzy
Drużyna polskich dermatologów pod pani kierownictwem wygrała w Wiedniu lekarskie mistrzostwa świata w dermatoskopii, czyli rozpoznawaniu zmian skórnych. Na czym dokładnie polegała ta rywalizacja?
World Dermoscopy Championship w Wiedniu to zawody zorganizowane podczas tegorocznego Światowego Kongresu Dermoskopii. Rywalizacja miedzy nami, lekarzami to naturalnie rodzaj zabawy, ale tak naprawdę, kiedy do współzawodnictwa staje 30 drużyn z całego świata, nagle okazuje się, że każdy chce wygrać i wszyscy traktują to bardzo poważnie. Konkurs był zresztą bardzo profesjonalnie zorganizowany, najpierw były eliminacje, potem półfinały. W finale zostały cztery drużyny.
Które pokonali Polacy. Jak to się odbyło?
Obraz dermatoskopowy zmiany skórnej był podzielony na 9 części w formie puzzli. Każdy kolejny był zasłonięty. Rozpoznanie zaczynało się od brzegu zmiany. To był rodzaj utrudnienia, bo my, dermatolodzy, kiedy widzimy środek zmiany, od razu wiemy, co to za zmiana, ale patrząc tylko na jej brzeg, jest nam trudniej diagnozować. Puzzle odsłaniały się co sekundę. Nasze zadanie polegało na tym, żeby jak najszybciej nacisnąć guzik. Moja ekipa, co mówię z wielką dumą, była w stanie odgadnąć 20 rozpoznań już po odkryciu pierwszego puzzla spośród 9, czyli udzielaliśmy prawie wszystkich odpowiedzi po jednej sekundzie. Przyznam, że zrobiło to wielkie wrażenie na światowych autorytetach dermatoskopii. Było nam bardzo miło.
Kto był w pani drużynie?
Kapitanem byłam ja, a w drużynie znalazły się moje koleżanki z Warszawy: znakomite dermatolożki - dr Monika Słowińska oraz doc. Elżbieta Kowalska-Olędzka. Dołączył do nas kolega rezydent z Lublina Paweł Piłat. Wszyscy bardzo staraliśmy się jak najszybciej odgadywać rozpoznania. Nie zapomnę sytuacji, gdy zmiana w jednym puzzlu wyglądała jak rak kolczystokomórkowy, a tylko w jednym mieszku włosowym były takie charakterystyczne struktury: kółko w kółku. A jak coś takiego widzimy, to jest to cecha typowa dla czerniaka. Szybko nacisnęłam guzik i mówię: melanoma, a cała sala buuuuu, że niby źle. Prezydent Kongresu zapytał swojego sekretarza, jaka powinna być właściwa diagnoza: gdy ten odpowiedział: czerniak, na sali rozległy się gromkie brawa. To była dla mnie wyjątkowo miła chwila usłyszeć takie owacje od kolegów z całego świata. Chwilę wcześniej popisała się Monika, zgadując po jednym mikronaczyniu, że to rak podstawnokomórkowy. Nasze zwycięstwo to sukces całej drużyny. Dowiedliśmy, że dermatoskopia w Polsce wiele znaczy i stawia nasz kraj w światowej czołówce. Polscy lekarze są znani i rozpoznawani, piszemy znaczące prace naukowe, organizujemy szkolenia, zapraszamy sławy dermatoskopowe. Te działania wspiera znakomita dermatolog prof. Lidia Rudnicka z Warszawy, szefowa Kliniki Dermatologii Szpitala na Koszykowej.
Co to w ogóle jest ta dermatoskopia?
Dermatoskopia to bardzo dobrze znana metoda diagnostyczna, polegająca na oglądaniu wszelkiego rodzaju zmian na skórze za pomocą ręcznego dermatoskopu. Jest nieinwazyjną metodą diagnostyczną stosowaną w dermatologii. Umożliwia obserwację i ocenę struktur barwnikowych na poziomie skóry. Dermatoskop to specjalne urządzenie optyczne posiadające kilku lub kilkunastokrotne powiększenie. Wbudowane oświetlenie boczne (oświetlające oglądaną powierzchnię), pozwala uwidocznić głębsze struktury oglądanej zmiany.
Skąd pani zainteresowania dermatoskopią?
15 lat temu jako młody lekarz i naukowiec stanęłam przed dylematem, czym powinnam się zająć i stwierdziłam, że chciałabym robić w dermatologii coś więcej ponad standard. Zainwestowałam wtedy moje pierwsze pieniądze w sprzęt, czyli wideodermatoskop. Nie było mi wtedy w życiu łatwo, ale udało mi się zdobyć dofinansowanie z UE. Kiedy go kupiłam, zrozumiałam, że muszę wyjechać i pogłębiać wiedzę. Zostałam zaproszona na kurs dermatoskopowy do Warszawy, który zorganizowała pani prof. Rudnicka. Tam spotkałam europejską czołówkę dermatologów: m.in. prof. Giuseppe Argenziano z Włoch i prof. Iris Zalaudek z Austrii. Ci ludzie ogromnie mnie zainspirowali. Nie dość, że mają ogromną wiedzę, to jeszcze są niezwykle charyzmatyczni. Stwierdziłam wtedy, że ja bym też tak chciała. Warto mieć takie marzenia. Gdy się poznaliśmy bliżej okazało się, że są niesamowicie otwarci na nowe pomysły, inspirują, bardzo wspierając młodych naukowców. Tworzą teamy, takie wspólnoty światowe dermatoskopistów, gdzie nie liczy się narodowość, tylko kompetencje. Jeśli ma się coś do powiedzenia w nauce, ma się przy nich te same prawa. Tak zajęłam się na poważnie dermatoskopią i w ciągu kilku lat udało mi się zebrać ciekawy materiał i napisać książkę. "Dermatologia cyfrowa" została wydana w 2008 roku. 1500 egzemplarzy rozeszło się w mig. Wiem od kolegów lekarzy, że pomaga im w pracy, traktowana jest jak abecadło przez tych, którzy uczą się dopiero dermatoskopii. To ważne, bo tak naprawdę dermatoskopia to przyspieszenie procedur diagnostycznych dla dobra chorych. Zwłaszcza na czerniaka, który jest jednym z najgroźniejszych nowotworów.
Przed nami lato. Znów czerniaków przybędzie?
Niestety, tak, ale złoży się na to wiele czynników. Jednym z nich jest eksponowanie skóry na słońce w sposób przerywany i intensywny. Ważne, by ludzie uświadomili sobie, że głównym czynnikiem powstawania czerniaka są krótkotrwałe i intensywne ekspozycje, to znaczy, że większe szanse na czerniaka ma osoba, która wyjeżdża w ciepłe kraje na dwa trzy tygodnie w roku, niż rolnik albo marynarz cały czas będący na słońcu. Takie osoby są z kolei bardziej narażone na wystąpienie raków skóry: kolczystokomórkowych i podstawnokomórkowych, no i naturalnie przyspieszone starzenie skóry. Tak więc czerniaków przybędzie z powodu naszych niewłaściwych zachowań słonecznych, dotyczy to głównie osób z jasnymi fototypami skóry. W ciągu ostatnich 20 lat liczba czerniaków zwiększyła się od 5 do 10 razy. Będziemy ich też wykrywać więcej, bo świadomość społeczna się poprawia i coraz więcej pacjentów wie, dokąd pójść, gdy zauważą na skórze coś niepokojącego.
Lekarz dysponujący dermatoskopem jest w stanie od razu postawić diagnozę?
Tak, jesteśmy w stanie zakwalifikować dane zmiany do wycięcia. Chcę przy tym dodać, że młodzi ludzie nie mają z tym problemu, gorzej z tymi, którzy w naszym kraju są najbardziej zagrożeni czerniakiem, a więc osobami koło 50 roku życia. Pacjenci w tym wieku albo bagatelizują problem, albo obawiają się wycięcia zmiany, bo ciągle pokutuje fałszywe przekonanie, że zmiany lepiej nie ruszać, bo się rozsieje. To jest oczywistym błędem, bo czerniak im szybciej wykryty, tym bardziej rokowania są lepsze. Jeśli wykryjemy czerniaka w stanie in situ - w najwcześniejszym stadium zaawansowania - jest prawie w 100 proc. wyleczalny. Kiedy badam chorego i mówię mu, że zmiana jest podejrzana, że to może być czerniak, ale proszę się nie martwić, co najwyżej będzie in situ albo będzie to znamię dysplastyczne, to taki chory wie, że jest jeszcze po tej bezpiecznej stronie, że gorzej by było, gdyby siedział w domu i nie chodził do lekarza. Dlatego przynajmniej dwa razy w roku trzeba udać się do dermatologa albo chirurga onkologa, by pokazać ciało. Ważne jest także samobadanie przynajmniej co dwa miesiące.
Jak sami możemy na czerniaka zwrócić uwagę?
Obserwując zmiany na skórze powinniśmy zwracać uwagę na ich cechy charakterystyczne. Czerniak takie ma. Jego rozpoznaniu pomaga tzw. test ABCDE. A jak asymetria, np. znamię „wylewające” się na jedną stronę, B - brzegi poszarpane, nierównomierne granice, C – jak kolor, najbardziej istotny czynnik diagnostyczny, czerniak może być czerwony, czarny, szary, lekko błyszczący , D - duży rozmiar, wielkość zmiany powyżej 5 mm, E - ewolucja, czyli postępujące zmiany zachodzące w znamieniu, np. wzrost guzkowy. Tak naprawdę zaniepokoić powinna nas każda zmiana, która jest inna niż wszystkie.
Pojawiły się ostatnio nowe leki na czerniaka, czy dla chorych to wielka nadzieja?
Rzeczywiście, mamy fantastyczne nowe terapie, które działają na poziomie genetycznym. To rewolucja w leczeniu, ale pamiętajmy, że dotyczy pacjentów z czerniakiem w fazie rozsiewu, czyli tych, którzy mają przerzuty. Możemy im przedłużyć życie nawet o dwa lata w chwili obecnej.
Przedłużyć życie, to fantastyczna wiadomość, ale lepszą byłaby - wyleczyć.
Dlatego nadal główną metodą leczenia czerniaka jest leczenie chirurgiczne. Zmianę trzeba wyciąć jak najszybciej, zanim dojdzie do przerzutów. Programy lekowe, pamiętajmy też o tym, nie dotyczą wszystkich pacjentów, trzeba spełniać określone kryteria medyczne.
Jak wielkim problemem jest czerniak w Polsce?
Rocznie to ok. 3 tys. zachorowań, najczęściej rozpoznaje się go u osób w wieku 52 lat. To jeden z głównych ze względu na śmiertelność nowotworów złośliwych w naszym kraju. Dla przykładu w Australii, gdzie liczba wykrywanych czerniaków jest wyższa, śmiertelność z powodu tego nowotworu jest niższa niż w Polsce, gdyż u nas czerniaki diagnozowane są zbyt późno. To głównie wina braku świadomości pacjentów, gdyż lekarze są obecnie dobrze wyedukowani, zarówno rodzinni, jak i chirurdzy czy interniści.
Czy opalanie się w solarium też jest szkodliwe?
Tak i to do tego stopnia, że obecnie polscy lekarze z Akademii Czerniaka, na czele której stoi prof. Piotr Rutkowski z Warszawy walczą o to, by zmieniono prawo w taki sposób, by młode osoby przed 18 rokiem życia nie mogły korzystać z solariów. Jest projekt ustawy w tej kwestii. Miałam okazję brać udział w konferencji prasowej z okazji Dnia Czerniaka w polskim Sejmie. Tłumaczyliśmy, że korzystanie z solarium, jednorazowa dawka tam przyjmowana, a więc jakaś 10 minutowa ekspozycja, odpowiada całodziennemu przebywaniu na słońcu w ciepłych krajach. Podczas tych 10 minut w solarium dostajemy megadawki promieniowania. To tak, jakbyśmy od 8 do 20 leżeli plackiem na plaży w Egipcie. Przyjmowanie takich dawek w solarium to potwierdzony badaniami czynnik rozwoju czerniaka. Walczymy, by w solariach umieszczane były, tak jak na papierosach, napisy, że opalanie może powodować czerniaka. Tymczasem aż 80 proc. młodzieży do 16 roku życia korzysta u nas z solariów bez umiaru, wzorując się m.in. na matkach, które świecą złym przykładem. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów Europy, który takiego zakazu dla młodzieży nie wprowadził.
Coraz więcej osób latem używa do opalania kremów z filtrem, ale ostatnio głośno także o tym, że wcale nie są takie bezpieczne.
Niegdyś pojawiły się sugestie, że składniki kremów z filtrem mogą mieć także działanie kancerogenne, ale okazało się to nieprawdą. Filtry natomiast, wydłużając nasz czas ekspozycji na słońce, chroniąc naszą skórę przed poparzeniem, czyli hamując powstawanie rumienia, powodują, że możemy dłużej przebywać na słońcu. Kremy powinny nas chronić prze oparzeniem, ale nie powinny nas skłaniać do dłuższego przebywania na słońcu, bo to jest niezdrowe. Należy wiedzieć, że promieniowanie UVA działa immunosupresyjnie i przyspiesza powstawanie czerniaka. Najnowsze badania dotyczą też podczerwieni. Okazuje się, że ta 45 proc. część promieniowania słonecznego wpływa na powstawanie wolnych rodników w mitochondrium, także mając działanie rakotwórcze. Im osoba starsza, tym ma mniejszą odporność. Wtedy nawet samo wygrzewanie się, a więc nawet siedzenie w cieniu, ale w cieple, też może być przyczyną powstania zmian nowotworowych. Dlatego trzeba sobie wszystko dawkować z umiarem.
Wielu lekarzy tymczasem nakazuje starszym ludziom częściej przebywać na słońcu, bo mają niedobory witaminy D3.
To kolejny mit. Żeby produkować witaminę D3 w odpowiednich ilościach wystarczy przebywać trzy razy w tygodniu po 15 minut na słońcu z odsłoniętą twarzą i rękami. Spacer więc wystarczy. Smarowanie się kremami z filtrami nie wpływa negatywnie na poziom witaminy D3. Przeprowadzono takie badania, porównując kobiety smarujące się filtrami z kobietami z krajów arabskich, z zasłoniętymi twarzami, które mają zaniżone ilości D3. Te z filtrami miały dobry poziom D3. Są za to prace naukowe potwierdzające niedobór D3 u tzw. białych kołnierzyków, czyli osób spędzających w biurach czas od świtu do nocy.