Przez około 800 lat mieszkańcy podbielskich Wilamowic stworzyli specyficzną kulturę, która w czasach PRL-u była tępiona i do niedawna groziło jej wyginięcie. Została uratowana przez grupkę zapaleńców.
Boże Narodzenie po wilamowsku to dy Wåjnaht, a na Wigilię mówi się dy Halikjaöwyd - wyjaśnia Tymoteusz Król ze Stowarzyszenia na Rzecz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Miasta Wilamowice „Wilamowianie”.
Stowarzyszenie od 15 lat broni przed wymarciem kulturę wilamowską, charakteryzującą się specyficznym językiem, strojem i zwyczajami. Kwitła ona w tej miejscowości od najazdów tatarskich w 1241 roku, kiedy to książę oświęcimski sprowadził na spustoszone tereny osadników z zachodniej Europy, aż po połowę XX wieku.
Jednak w PRL-u język, strój i tradycje wilamowskie zostały zakazane, a wilamowian prześladowano - kobiety chodzące w strojach ludowych publicznie rozbierano i bito, a najbardziej niepokornych wywożono do obozów pracy, nawet na Uralu.
Wymysoü znaczy Wilamowice
Wilamowice (w języku wilamowskim Wymysoü) to liczące 3 tys. mieszkańców nieco senne miasteczko w powiecie bielskim, znane gównie z tego, że tutaj, w ubogiej rodzinie stolarza-cieśli, a zarazem rolnika, urodził się Józef Bilczewski, późniejszy arcybiskup lwowski, którego 10 lat temu papież Benedykt XVI wyniósł na ołtarze.
O Wilamowicach cała Polska przypomina sobie także w każdy Poniedziałek Wielkanocny z okazji Wilamowskich Śmiergustów - zwyczaju polewania wodą na miejscowym rynku panien przez przebranych w barwne stroje śmiergustników.
Ostatnio o Wilamowicach głośno jest także z powodu starań stowarzyszenia „Wilamowianie” o uznanie języka wilamowskiego językiem regionalnym.
Do 1945 r. był on w Wilamowicach w powszechnym użyciu, dziesięć lat temu groziło mu wyginięcie - posługiwało się nim ledwie kilkanaście osób!
- Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało mi się, że ten język zaginie, ale dzięki Tymoteuszowi Królowi i grupce rewi-talizatorów jest szansa, że przetrwa, bo stworzyli modę na ten język - mówi dr Tomasz Wicherkiewicz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, który od ponad 25 lat bada język wilamowski. I dodaje: - Wilamowski jest językiem germańskim, którym wilamowianie posługują się od 800 lat. To język archaiczny, ciekawy, najmniejszy, jeśli chodzi o liczbę użytkowników, język germański na świecie.
Obecnie językiem wilamowskim posługuje się około 20 starszych osób. Jest też ponad 20-osobowa grupa osób poniżej 20. roku życia, które się go uczą i jest jeszcze jakieś 500 osób rozumiejących język wilamowski.
To było 12 okrutnych lat
- W Wilamowicach najważniejszym świętem jest Boże Ciało. Boże Narodzenie znajduje się na drugim miejscu. Na trzecim jest Święto Trzech Króli, a na czwartym Wielkanoc - mówi Tymoteusz Król, dodając, że pierwsi osadnicy byli katolikami, następnie przez jakieś 40 lat husytami, przez około 100 kalwinami, a później wrócili do katolicyzmu. - Mimo to w kulturze wilamowskiej protestancki charakter jest widoczny - zauważa Król.
Pierwsi osadnicy przybyli tu z Flandrii, Fryzji i Alzacji, przywożąc ze sobą język, strój i zwyczaje. Wilamowianie trudnili się rolnictwem, tkactwem i handlem. Robione przez siebie tkaniny sprzedawali w całej Europie - Wiedniu, Paryżu, Berlinie, Moskwie czy Istambule.
- Wilamowianie dość szybko zaczęli się bogacić na handlu tkaninami - przypomina Justyna Majerska, prezes Stowarzyszenia „Wilamowianie”.
Dzięki zamożności już w 1808 roku wykupili się z poddaństwa, a 10 lat później uzyskali dla swej osady prawa miejskie.
W czasie II wojny światowej hitlerowcy, zajmujący tereny Wilamowic, dostrzegając podobieństwo języka wilamowskiego do niemieckiego i rozpoczęli akcję volkslisty, przyznając ją na podstawie języka używanego w domu. Większość ludności, z racji, że język wilamowski był ich pierwszym językiem, otrzymała kategorię III-Auf Wi-derruf. Zaś większość mężczyzn siłą wcielano do Wermachtu.
Po zakończeniu wojny, kultura wilamowska władzy radzieckiej zbyt kojarzyła się z niemiecką, więc w Wielkanoc 1945 r. kazano księdzu odczytać ogłoszenie, w którym zawarty został zakaz używania stroju i języka wilamowskiego. Ksiądz dodał od siebie, że jest to „pogrzeb gwary i strojów wilamowskich”. Od tej pory kobiety chodzące w tradycyjnych strojach publicznie rozbierano i bito, a ich ubiór deptano, niszczono i palono.
Wiele osób zostało wysiedlonych i wysłanych do obozów w Wadowicach, Oświęcimiu oraz Jaworznie. Kilkudziesięciu mężczyzn oraz dwie kobiety zesłano na Ural. Rodzice wozili swoje dzieci do okolicznych wsi, by bawiąc się z polskimi dziećmi uczyły się języka polskiego i łatwiej asymilowały z polską społecznością. Strój i język zaczęły więc odchodzić w zapomnienie. Wprawdzie po 1956 r. polityka wobec wilamowian przestała być tak opresyjna, mogli wracać do swoich domów, ale trauma, jaką przeżyli przez te 12 lat sprawiła, że został przerwany przekaz międzypokoleniowy języka i stroju.
W czasie prześladowań jedyną ostoją dla wilamowskiej kultury, m.in. stroju, był Zespół Regionalny Wilamowice, który zaczął działać w latach 30. ub. wieku, a oficjalnie został zawiązany w 1948 r. przez Eugeniusza Bilczewskiego, ówczesnego kierownika miejscowej szkoły.
Czepce na głowie, dziewięć potraw na stole wigilijnym
Czy święta Bożego Narodzenia, dla wila-mowian po Bożym Ciele drugie co do ważności, miały swoją wilamowską specyfikę, odróżniały się czym od świąt w innych częściach kraju? Tymoteusz Król podkreśla, że nie ma żadnych opracowań na temat zwyczajów świątecznych, pozostała jedynie tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, modyfikowana nieznacznie w zależności od domu i jego gospodarzy. W porównaniu do innych regionów najbardziej widoczna różnica dotyczyła odświętnych strojów.
- Wilamowianki miały około 40 różnych strojów na każda okazję, w tym święta Bożego Narodzenia - wyjaśnia Justyna Ma-jerska. Dodaje, że świąteczny składał się z czerwone chusty, czerwonej związki (haftowany pas materiału wyszywany złotem), bordowej lub błękitnej jupki (kaftanik), spódnicy z czerwonego sukna bądź niebieskiej tafty, fartucha, pończoch i butów, ważna była też biżuteria - pięć sznurów czerwonych korali i srebrny krzyżyk.
- Kobiety po ślubie mogły pokazać swoje włosy tylko mężowi i własnej matce, więc zakładały na głowę czepce. Kiedy wstawały - to dwa, jak wychodziła do pracy w polu - trzy do pięciu, a jak szły do kościoła to od ośmiu do 12 - dodaje prezes Majerska.
Danuta Kubica, która szyje wilamow-skie stroje, wyjaśnia, że kobiety zakładały aż tak dużo czepców, by układały się w specyficzny sposób. - Głowa miała w nich specjalny kształt - mówi pani Danuta.
- Przy fartuchu kobiety nosiły jeszcze chustkę do nosa i książeczkę do nabożeństwa. Im grubsza była ta książeczka, tym bogatsza była kobieta - dodaje Tymoteusz Król, zwracając uwagę, że strój mężczyzn był mniej wyszukany. Panowie nosili się nieco po wiedeńsku - zakładali długie płaszcze specjalnego kroju, do tego cylinder, chustę pod szyją i zegarek na łańcuszku.
W wilamowskim domu była oczywiście choinka. - Przyozdabiało się ją tym, co kto miał, a więc cukierkami, papierkami, kostkami cukru, czasami ozdobami ze słomy - wspomina Danuta Kubica.
Specyfiką wilamowskiej Wigilii było również to, że na wigilijnym stole znajdowało się dziewięć, a nie 12 potraw.
- Obowiązkowo powinny być kluski z miodem, zupa z pieczek, czyli suszonych owoców z dodatkiem grochu, żur z rybich głów - wylicza najbardziej charakterystyczne dania Tymoteusz Król, zaznaczając, że wilamowianie dzielili się opłatkiem, modlili, śpiewali kolędy, a później szli na pasterkę i oczywiście po kolędzie.
Mały słownik wilamowicko-polski:
dy Wåjnaht - Boże Narodzenie,
dy Halikjaöwyd - Wigilia,
der betlejemśtam - gwiazda betlejemska,
der halikjaöwydtejś - stół wigilijny,
der krisboüm - choinka,
s’krypła - żłóbek,
dy Draj Kyng - Trzech Króli,
gyłyk wyńća - życzyć szczęścia,
s’lampła - lampion,
s’łiht - świeca,
dy cökela - słodycze,
dy Grüdźjyńfasper - roraty.