Polscy kibice widoczni od świtu, a oszuści polowali na Szwajcarów
Podobnie jak przed meczem z Irlandią Północną także przed spotkaniem z Niemcami polscy kibice nie stanowili jednolitej barwnej grupy.
Wygramy, jestem tym razem dziwnie spokojna - usłyszeliśmy w środę od... pracowniczki UEFA na stadionie Parc des Prices, gdzie wybraliśmy się na mecz Szwajcaria - Rumunia. Natrafiliśmy tam na prawdziwą polską kolonię, bo naszym językiem posługiwały się płynnie również dwie inne panie.
- Tak naprawdę tylko ja jestem Polką, bo mieszkam w Paryżu dopiero od 10 lat. One się tu urodziły, ale mają rodziców Polaków - tłumaczyła nam pani Karolina (na identyfikatorze napisane było Caroline). - Szkoda, że nie pracujemy na Stade de France, ale cóż robić - dodała z uśmiechem.
Pytana o czwartkowy mecz z Niemcami uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Koledzy ze stuffu mówią nam, że Polacy nie są dziś wcale gorsi od Niemców i ja teżtak uważam. Wygramy - zapewniała.
Kibice zespołu Adama Nawałki byli widoczni już od świtu. Wielu z nich spało w samochodach zaparkowanych na wąskich uliczkach dzielnicy Saint-Denis, nawiasem mówiąc nie sprawiającej po zmroku wrażenia najbezpieczniejszej, i od rana dodali jej kolorytu jedząc śniadania na rozłożonych na chodniku turystycznych stolikach i krzesełkach.
- Ceny noclegów są zabójcze, więc trzeba sobie umieć radzić - tłumaczyła grupka z samochodu na gliwickich numerach rejestracyjnych. - Właściwie nominalne ceny wszystkiego są takie jak w Polsce, tyle, że w euro, a więc trzeba je mnożyć ponad cztery razy. Najgorzej jest z piwem, co najmniej siedem w knajpie to o połowę za dużo. Na szczęście mamy swoje zapasy.
Paryskie ceny rzeczywiście dawały się kibicom solidnie we znaki, ale nawet w sklepach potrafili znaleźć powód do narodowej dumy.
- Nawet żubrówkę naszą mają i to na półce z alkoholami premium - dzieli się wrażeniami siedząc na ławeczce na ulicy Avenue de La Bourdonnais i przyglądając się z ciekawością manewrom policjantów, którzy blokowali niewielką demonstrację przeciwników planowanych zmian w prawie socjalnym.
Cechą łączącą wszystkich naszych rodaków była niezachwiana wiara w zwycięstwo. Ten optymizm skomentował na Twitterze Zbigniew Boniek
- Gramy z Irlandią Północną i wszyscy drżą o wynik, gramy z mistrzami świata Niemcami wszyscy liczą na zwycięstwo. Kocham Was, piękny kraj POLSKA!! - napisał prezes PZPN.
O ile nastroje wszyscy posiadacze koszulek z białym orłem mieli wspólne to na ulicach Paryża, podobnie jak to miało miejsce w Nicei, wielbiciele futbolu znad Wisły nie tworzyli jedności. Zwiedzali miasto w małych, często rodzinnych grupkach, ale wielu mieszkańców stolicy Francji i tak miało wrażenie, że ich ulice i kafejki są biało-czerwone, bo hurtowo zajmowali je paradujący w takich barwach Anglicy i Szwajcarzy.
Ci ostatni dominowali również dzień wcześniej wokół strefy kibica umiejscowionej pod wieżą Eiffla, gdy wracali z Parc de Princes, gdzie ich reprezentacja zremisowała z Rumunią, właściwie gwarantując sobie awans do pucharowej fazy Euro.
Na Helwetów czekała już pułapka. A właściwie cała sieć pułapek. Na ulicy Quai Branly - gdzie nawiasem mówiąc mieści się muzeum sztuk kultur pozaeuropejskich - zaprezentowano im sztukę pod Alpami nieznaną. Dokładniej rzecz biorąc całą gamę odmian gry w trzy karty lub trzy kubki z kulką w środku. Przy totalnej bierności stojących tuż obok oddziałów policji pilnujących bezpieczeństwa wokół strefy, na rozstawionych gęsto skrzynkach przykrytych gazetami lub podkładkami pod komputerowe myszki, w najlepsze oszukiwano Szwajcarów na grube pieniądze trickami, które w Polsce zna już każde dziecko. Ubrani w barwne afrykańskie stroje hochsztaplerzy przy pomocy udających klientów kolegów mieli tego dnia wyjątkowy utarg. Podobnie jak autorzy innej sztuczki. Polega ona na nieoczekiwanych schyleniu się pod nogi turysty i pytaniu „Chyba przed chwilą zgubiła pani obrączkę. To nie pani? No to mam szczęście, bo jest ze złota. Ale to trochę dzięki pani, więc podzielmy się tym szczęściem. Sprzedam pani ten złoty krążek za połowę ceny”. Obrączka ze szlachetnym kruszcem nie ma oczywiście nic wspólnego. Ot, taka odmiana numeru na wnuczka...
Za zakrętem, na Avenue de Suffren, klimat się zmieniał. Tutaj kibiców zaczepiali sprzedawcy. Głównie piwa, prosto z reklamówek, ale dostępny był też inny towar. Właściwie każdy zwolennik używek miał szansę znaleźć coś dla siebie. Również tu służby bezpieczeństwa nie zamierzały nikomu przeszkadzać. W końcu biznes to biznes, a im płacą za to, by mistrzostwa odbywały się zgodnie z planem. Policjanci w pełnym rynsztunku uaktywnili się dopiero po meczu, w stacjach metra, gdy z niejasnych powodów zamykali jedne stacje lub perony, a kierując pasażerów na inne, co spowodowało nie lada chaos komunikacyjny. Zwłaszcza - ale to na tych mistrzostwach nie nowina - że zaniechano poinformowania o tych rozwiązaniach wcześniej, na przykład za pośrednictwem rozkładów jazdy. Co przy powrotach ostatnimi pociągami zmuszało grupki kibiców do przymusowego podziemnego joggingu. Nawiasem mówiąc podróże metrem lub kolejką naziemną wiążą się także z innymi emocjami - niemal każdy automat do kupowania biletów prowadzi z klientem grę. W jednym monety z reszty wpadają do środka sprzętu, poza docelową miseczkę, inny przyjmuje tylko karty płatnicze, w dodatku nie akceptując wydawanych przez polskie banki.
Dodajmy, że podróży, w której imigracyjne problemy stolicy Francji też są widoczne na każdym kroku. Sądząc po kartkach, z jakimi próbują zdobyć pieniądze kobiety z dziećmi na rękach pod większością mostów i na skrzyżowaniach, Syria - gdzie mają rodziny - jest jednym z najliczniejszych krajów świata...
Ale wracając pod wieżę Eiffla. Można się tutaj przekonać nie tylko o tym, że efektem ubocznym Euro jest mnóstwo rozbitego szkła i śmieci (sytuację dodatkowo komplikują problemy ze strajkami służb komunalnych i związanymi z nimi demonstracjami), ale także przyjrzeć jak szybko ludzie wyciągają nauki z nowej dla nich rzeczywistości. Telewizyjne obrazki z Marsylii i Lyonu, gdzie stałym elementem były fruwające w powietrzu barowe krzesła i stoliki, sprawiły, że na pięć minut przed końcem ostatniego meczu danego dnia, a więc tuż przed tym, gdy ze strefy kibica wypłynie tłum piłkarskich fanów, na okolicznych ulicach, m.in. na Place Militaire, rozpoczynają się niezwykłe manewry. Kelnerzy w rekordowym tempie chowają całe wyposażenie ogródków do środka lokalu, niemal wyrywając stoliki i krzesła spod jedzących kolację gości. Dość charakterystyczny jest też trzask zamykanych okiennic i opuszczanych żaluzji w oknach mieszkań, co w kontekście stosunku przeciętnych paryżan do piłkarskich mistrzostw Europy ma niemal symboliczny wymiar.