Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z kmdr. por. rez. ARTUREM BILSKIM, szefem think tanku Nobilis Media, o obronności i bezpieczeństwie.
Napisał pan książkę pt. „Polska armia na posyłki”. Teraz, po decyzji o wysłaniu Polaków na wojnę z Państwem Islamskim, powstanie kolejny rozdział?
Uważam, że do tzw. misji ekspedycyjnych powinniśmy podchodzić z rozwagą, której wcześniej zabrakło. Misje w Iraku i w Afganistanie, dowodzenie wielonarodową dywizją czy przejęcie odpowiedzialności za prowincję Ghazni było ponad nasze siły. Wyjeżdżając do Iraku i Afganistanu, przyczyniliśmy się - w pewnej mierze - do destabilizacji tego regionu. Konsekwencje mamy dziś w postaci fali uchodźców i destabilizacji Syrii. Nasz udział w tych wydarzeniach motywowany był politycznie. Zostaliśmy tam wysłani ze słabym sprzętem. Natomiast gdybyśmy teraz nie wzięli udziału w wojnie z Państwem Islamskim, to zachowalibyśmy się niepoważnie. Pokazalibyśmy, że nie jesteśmy zainteresowani prostowaniem konsekwencji także naszych działań.
Czyli dobrze, że się zaangażowaliśmy w tę wojnę?
Powinniśmy to zrobić, bo np. mamy problem z uchodźcami w Europie, a to nie jest amerykański, a europejski problem. To być albo nie być Unii Europejskiej. Polska - samotna wyspa - nie przetrwa. Złudzeniem jest, że nie będziemy przyjmować uchodźców. Na razie jeszcze się w to nie angażujemy, ale narastająca presja polityczna doprowadzi, że ich w końcu przyjmiemy. Użycie także naszych sił zbrojnych w celu ustabilizowania sytuacji w Syrii jest jak najbardziej słuszne i uzasadnione. O ile operacje w Iraku i Afganistanie miały niewyraźne cele z punktu widzenia Polski, ta ma jednoznaczny wymiar.
„Polska idzie na wojnę”. Ostra dyskusja o walce Polski z tzw. Państwem Islamskim
Może to deal - coś za coś? My oczekujemy wsparcia na wschodniej flance, a inni - na południowej?
Pewnie targi są, bo gdzie ich dziś nie ma? Jesteśmy w Sojuszu i trudno, żeby on uwzględniał tylko nasze interesy. W tym uwzględnianiu też nastąpił przełom. Obecność sił NATO w Polsce będzie, choć także symboliczne. Odchodzi w przeszłość myślenie, że coś takiego mogłoby irytować Rosję. To również sukces. Kilka lat temu, kiedy Rosjanie robili duże ćwiczenia, pytałem: dlaczego nie robi ich NATO? Chyba najwyższy już czas na pokazanie pazurów NATO-wskich.
Komentatorzy twierdzą, że ogłoszenie naszego udziału w wojnie nastąpiło w złym momencie, bo zaraz szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży.
Każdy termin byłby zły, a powtórzę - decyzja jest słuszna i powinna być większa, ponieważ siła, z jaką uchodźcy destabilizują Europę, wymaga większego wysiłku. Jeśli pod wpływem uchodźców Unia Europejska się rozpadnie, to będziemy w bardzo trudnej sytuacji. A jeśli chodzi o przełożenie tej decyzji na bezpieczeństwo wewnętrzne, to oczywiście zagrożenie atakiem terrorystycznym istniało, istnieje i istnieć będzie. Kiedy angażowaliśmy się w wojnę w Afganistanie, to talibowie również straszyli nas „bezlitosnymi” zamachami. To element wojny psychologicznej. Jestem propagatorem idei zaufania obywateli do instytucji państwowych. Dziś największym zagrożeniem jest ślepy terroryzm. Pojedynczy fanatyk jak w Orlando, „samotny wilk”, który uderza. Tu trzeba się wykazać obywatelską czujnością. Łatwiej zaatakować plażę w Zachodniopomorskiem, gdzie odpoczywa także wielu Niemców, niż dobrze strzeżony obiekt. Nie możemy też żyć w strachu, ponieważ bez względu na to czy byśmy się zaangażowali w wojnę z Państwem Islamskim, czy nie, to ono i tak będzie istnieć.
Bezpieczeństwo absolutne nie istnieje. Na razie celami są Francja, Niemcy czy Wielka Brytania, ale Polska, dzięki tym imprezom, także staje się kuszącym celem dla terrorystów. Mówiłem o tym wyraźnie podczas Safety Forum Szczecin, które się odbyło 9 czerwca, pod hasłem „Bezpieczny Region. Bezpieczna Polska”.