Potencjalnym agentem wpływu może być dziennikarz, polityk, modny analityk, ale czasem także ktoś, kogo określamy jako autorytet moralny. Może być to osoba, która zabiera głos w ważnych kwestiach i w praktyczny sposób kształtuje opinię publiczną. Może to być nawet celebryta, który ma dużą klikalność na portalu społecznościowym - wskazuje w rozmowie z “Głosem Wielkopolskim” gen. Andrzej Kowalski, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i były szef Służby Wywiadu Wojskowego.
Czy w dobie wojny - także tej informacyjnej - oraz fali uchodźców z Ukrainy, zagrożenie szpiegostwa ze strony Rosji jest większe? Nawiązuję tutaj do ostatniego zatrzymania osoby podejrzanej o szpiegostwo wśród uchodźców, którzy przyjechali z terenu objętego konfliktem.
Zanim odpowiem na Pani pytanie powiem, że konieczna jest pomoc uchodźcom, niezależnie od potencjalnych zagrożeń. Dobro jest tu ważniejsze niż nasze obawy. Spróbujmy ten problem rozebrać na czynniki pierwsze. Po pierwsze, wspomniała pani o wojnie informacyjnej. W związku z tym, elementem tej wojny będzie chociażby to, żeby w jakiś sposób oddziaływać negatywnie na cały proces przyjmowania uchodźców. Jednym z takim elementów oddziaływania negatywnego może być na przykład to, że rozmawiamy w tej chwili o tym, że “wzrasta zagrożenie działaniami rosyjskich służb specjalnych”. Jest to problem, bo obiektywnie rzecz biorąc, zagrożenie faktycznie wzrasta. Z drugiej jednak strony, jeżeli będziemy zbyt wiele uwagi temu poświęcać, to niestety wpiszemy się w scenariusz rosyjskiej wojny informacyjnej. Trudno tu znaleźć idealne rozwiązanie. Powinniśmy przyjmować uchodźców, ale przyjmując ich, rzeczywiście narażamy się na wzmożoną aktywność szpiegów związanych z rosyjskimi służbami specjalnymi. Jest to kłopotliwa sytuacja dla polskiego rządu, dla służb chroniących państwo, ale też dla całego społeczeństwa. Chociaż obiektywne okoliczności są dla bezpieczeństwa niekorzystne, to nikomu nie zależy na wzmaganiu lęku przed przyjmowaniem uchodźców – no, chyba tylko Rosjanom, prawda? Obiektywnie patrząc, każda fala uchodźców, gdziekolwiek ona ma miejsce, zawsze wykorzystywana jest przez służby specjalne. Rosjanie mają wręcz długoletnią tradycję, niejednokrotnie legendowali swoich oficerów wywiadu, agentów wykorzystując falę migrantów. Tak naprawdę wszystkie duże przepływy ludności, ruchy migracyjne w kierunku zachodniej Europy, które w ostatnich dekadach miały miejsce, były wykorzystywany przez służby specjalne do przemieszczenia agentów wywiadu. Jest to zatem wciąż aktualna i stosowana metoda, ale nie powinniśmy z tego wyciągać wniosku, że zagrożenie dla polskiego społeczeństwa wzrasta w jakiś drastyczny sposób. Warto zauważyć, że działa tutaj jeszcze jeden, istotny czynnik - większość osób, obywateli Ukrainy, które do Polski przyjeżdżają, to kobiety z dziećmi lub osoby starsze. Mężczyzn właściwie prawie nie odnotowujemy. Pod kątem bezpieczeństwa to promyk nadziei, trudno spodziewać się tutaj potencjalnych szpiegów obcych służb. Gorzej, że oprócz Ukraińców przez granicę przedostają się jeszcze osoby innych narodowości. W tej grupie są mężczyźni. Na pierwszy rzut oka raczej nie kojarzymy ich z rosyjskimi służbami specjalnymi, ale - niestety - wśród tych ludzi mogą być osoby zwerbowane wcześniej przez rosyjskie służby specjalne, a następnie wysłane do Europy. I to już jest bardzo ryzykowne.
Jak państwo może ochronić się przed takimi osobami i wykryć szpiegostwo jak najwcześniej? Czy uchodźcy, którzy przybywają dziś do Polski, powinni być np. objęci jakąś procedurą inwigilacyjną, szczególnie sprawdzani?
Nie jest to temat do publicznego omawiania. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo istotny jest pierwszy etap przyjmowania cudzoziemców, oparty na współpracy ze służbami bezpieczeństwa Ukrainy i weryfikacji danych, które są podawane przez te osoby. Bardzo cenne byłoby także, gdyby polskie służby wiedziały, gdzie te osoby w Polsce zamieszkują, przynajmniej do momentu, w którym ich dane osobowe zostają potwierdzone. Przy współpracy i koordynacji działań polskich służb i SBU (ukraiński odpowiednik polskiego ABW), jesteśmy w stanie takie dane zweryfikować. Dlaczego to takie ważne? Dlatego, że nawet gdybyśmy mieli specjalistów, którzy potrafią odróżnić sfałszowany paszport ukraiński od paszportu niesfałszowanego, to musimy pamiętać, że Rosjanie w 2014 roku zdołali przejąć zasoby urzędów państwowych Ukrainy w kilku dużych obwodowych miastach - na Krymie, w Ługańsku czy Doniecku. W związku z tym mieli dostęp do bazy paszportów, które były tam wydawane. Pozyskali blankiety oryginalnych dokumentów, które mogli użyć do drukowania fałszywych dowodów tożsamości. Dlatego ta weryfikacja przez polskie i ukraińskie służby jest kluczowa.
Jak działają szpiedzy? Chodzi o wyłudzanie i zdobywanie informacji, czy raczej o wywieranie wpływu? Jakich danych mogą poszukiwać?
To mogą być bardzo różne działania, dla służb jest to zawsze trudna do rozpracowania i przewidzenia kwestia. Wszystko zależy oczywiście od tego, jaki wymiar przybierze konflikt Zachodu z Rosją. Jeżeli Rosja planuje rozszerzenie konfliktu na tereny sąsiadujących z nią państw NATO-wskich, czyli na tereny państw bałtyckich, Polskę, ewentualnie Rumunię, to agentura będzie zapewne inaczej zadaniowana. Działania będą związane przede wszystkim z rozpoznawaniem infrastruktury obronnej. Ciekawy przykład pokazuje historia inwazji mongolskiej na Europę w XIII wieku. Rok przed tym atakiem w Europie pojawiła się duża liczba żebraków, którzy krążyli po miastach. Były to osoby pochodzące z Azji. Według historyków byli to tak naprawdę ludzie, którzy zbierali informacje o tym, jak miasto jest wyposażone, jak utrzymane są mury miejskie, jak jest przygotowana obrona miasta. Jeżeli Rosja planuje rozszerzenie konfliktu, rozlokowana na terenie państw zachodu agentura koncentrować będzie się na rozpoznaniu tego, co potrzebne jest do obrony, co pozwoliłoby jak najszybciej uzupełnić czy doprowadzić do gotowości bojowej jednostki wojskowe, przeprowadzenia częściowej mobilizacji. Wymaga to m. in. pracy konkretnych urzędów i organów, których pracę należy obserwować. Choćby taka operacja może być celem osoby przenikającej przez granicę wśród imigrantów czy uchodźców. W wybranym mieście ma ona za zadanie obserwowanie punktu mobilizacyjnego, będzie przekazywała raporty poświadczające czy dochodzi do tajnego etapu mobilizacji. Chodzi też oczywiście o osoby o specjalistycznym wyszkoleniu, które mogą korzystać z rosyjskich zasobów logistycznych, rozmieszczanych na terenie Europy od lat. Nie budzi wątpliwości, że Rosjanie mają przygotowane odpowiednie zasoby logistyczne, pozwalające na przeprowadzanie operacji przygotowującej konflikt zbrojny. Możemy również spodziewać się, że będą pojawiać się ludzie dążący do wywoływania paniki, wykorzystując też polską infrastrukturę - np. ostatnio Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało o fałszywych wiadomościach SMS głoszących rzekomą konieczność stawienia się w jednostkach wojskowych. Będą też inspirować jakieś akcje w mediach społecznościowych, których celem będzie sianie paniki i strachu w polskim społeczeństwie, jednocześnie podsycając nieufność do polskich władz. Tak ukierunkowane będą działania agentury na tym etapie konfliktu. Ogólnie mówiąc, paleta takich zadań jest dosyć szeroka. Jeżeli groziłby nam konflikt zbrojny, byłyby one rozwijane.
Po co komukolwiek szpiedzy i agentura dziś - w dobie internetu, lokalizacji, hakerów, cyberataków, wyłudzania danych?
Internet może być w określonych warunkach wyłączony, dostęp do niego może być ograniczony. Można sobie wyobrazić taką fazę konfliktu, w której z różnych względów, nie tylko z powodu działań napastnika, władze mogłyby dojść do wniosku, że ze względów bezpieczeństwa i dla ochrony informacji, dostęp do internetu musi zostać przerwany. Jeżeli tego internetu nie będzie, to kto ma zdobywać informacje? Poza tym należy pamiętać, że to, co naprawdę jest tajne, nie jest dostępne poprzez żadną łącznością internetową. By dotrzeć do tych naprawdę wrażliwych, poufnych informacji, należy mieć kontakt z osobą, która do tych danych ma dostęp. To jest w świecie służb specjalnych absolutnie oczywiste.
A co z attache wojskowymi? Mówi się potocznie, że to są "szpiedzy na etacie", "na legalu". Jak rozumieć ich rolę?
Uogólnienie, że attache wojskowy jest szpiegiem jest mylące. Tak jest tylko i wyłącznie w modelu rosyjskim, gdzie faktycznie attache w większości są oficerami wywiadu. Od zarania istnienia państw komunistycznych taki był sens tworzenia przedstawicielstw wojskowych. W państwach demokratycznych natomiast, są to zwykli żołnierze, którzy nie mają nic wspólnego ze służbami specjalnymi. Jeśli mówimy o attache, który pochodzi z państwa demokratycznego, to możemy być prawie pewni, że nie jest żadnym szpiegiem. Jeśli widzimy attache z Rosji, to możemy być prawie pewni, że jest szpiegiem. Taka jest różnica. Faktycznie - jest to bardzo wygodny model działania dla rosyjskiego wywiadu dlatego, że attache chroniony jest immunitetem. Z drugiej strony, zgodnie z konwencją wiedeńską, można uznać go za persona non grata, pozbawić immunitetu i zagrozić aresztowaniem. Tak to wygląda - immunitet dyplomatyczny jest niczym innym jak dobrą wolą państwa przyjmującego. Udziela się go każdemu osobiście, imiennie i w każdej chwili można go wycofać. Jeśli dochodzimy do wniosku, że attache, który jest dyplomatą akredytowanym, wykracza poza działania zgodnie z konwencją wiedeńską, odbieramy mu immunitet. I to jest prawo państwa przyjmującego.
Czy Rosjanie wciąż praktykują tzw. "system matrioszek"?
Krótkie wyjaśnienie. Według specjalistów matrioszki to wyselekcjonowani, szczególnie utajnieni, głęboko zakonspirowani agenci, przygotowani do wejścia w administrację państwową, sektor obronny świat polityki. Ich zadaniem jest szczególna dbałość o możliwość realizowania interesów państwa wysyłającego. O matrioszkach mówi się tylko w kontekście Rosji, gdyż tam podobno ta metoda była stosowana. W warunkach wojennych i powojennych rosyjski wywiad miał ogromne możliwości wykorzystania tożsamości osób, które zginęły lub zostały wzięte do niewoli, aby całkowicie swobodnie dysponować ich danymi osobowymi, życiorysami. Matrioszka to osoba, która tak naprawdę jest kimś zupełnie innym niż można się spodziewać, podobnie jak w rosyjskiej maskotce. To co na zewnątrz, skrywa jakąś tajemnicę. Tylko otwarcie zewnętrznej warstwy, pozwala nam zobaczyć, jaka postać skrywa się w środku. Przygotowanie takiej agentury wiąże się z ogromnym nakładem pracy, gdyż nie tylko należy trafnie wytypować osobę, której tożsamość zostanie wykorzystana, ale jeszcze konieczne jest znalezienie, wyszkolenie i ideologiczne przygotowanie człowieka, który zgodzi się resztę swojego życia spędzić jako ktoś inny. Nie wykluczałbym, że jeszcze żyją osoby, które zostały w ten sposób przygotowane przez rosyjski wywiad, ale spodziewam się, że nie ma już specjalistów, którzy byliby w stanie wykorzystywać tę metodą współcześnie.
Kto może być celem szpiegów? Osoby ze służb specjalnych, politycy, zwykli obywatele?
Dla wywiadu zasadnicze cele są dwa. Po pierwsze osoba, która ma cenne informacje. W drugiej grupie są ci, którzy mają możliwość wywierania wpływu na innych. Stanowisko, tytuł nie są ważne. Może nam się wydawać, że jakiś minister ma świetny dostęp do informacji - pewnie teoretycznie ma, ale tak naprawdę, jakbyśmy się dokładnie przyjrzeli strukturze naszego państwa, to zauważymy, że w dużej części resortów nie ma bynajmniej jakichś szalenie istotnych informacji dla wywiadu. Ale jeśli ten minister jest osobą bardzo wpływową w swojej partii, to wtedy stanie się on celem dla wywiadu, by poprzez niego uzyskać wpływ na kierownictwo partii, prawda? Jeśli mówimy o samych informacjach, to chodzi głównie o te klauzulowane, dotyczące najistotniejszych obszarów życia państwa. Mogą to być informację z sektora obronnego, przemysłowego, bankowego, ale także związane z jakimiś wyjątkowymi badaniami naukowymi, choćby dotyczącymi nowych systemów obronnych. Potencjalnym agentem wpływu może być dziennikarz, polityk, modny analityk, ale czasem także ktoś, kogo określamy jako autorytet moralny dla znaczącej części społeczeństwa. Może być to osoba, która zabiera głos w ważnych kwestiach i w praktyczny sposób kształtuje opinię publiczną. We współczesnym świecie, wszechobecnej wirtualności, może być to nawet celebryta, który ma dużą klikalność na portalu społecznościowym.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień