Światowe media żywo reagują na decyzję Komisji Europejskiej, która postanowiła wszcząć procedurę sprawdzającą wobec Polski.
Dochodzenie w sprawie Polski to reakcja Komisji Europejskiej m.in. na kontrowersje wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Agencja Reutera podkreśla, że europejscy politycy nie byli zgodni co do słuszności tej decyzji. Podaje, że została ona podjęta w momencie, gdy Unia Europejska jest podzielona mocniej niż kiedykolwiek przedtem. Jak piszą autorzy artykułu, mają na to wpływ podziały pomiędzy Wschodem a Zachodem, pomiędzy bogatymi a biednymi krajami, a przede wszystkim – liczne kryzysy.
- Dziś najważniejsze pytanie, jakie stawia sobie Europa jest – jak poradzić sobie z napływem kolejnych fal syryjskich uchodźców - piszą. Podkreślają też, że polski rząd musiał stawić czoło krajowym protestom wywołanym przez swoje ostatnie decyzje. Uważają, że podobne aktu oporu ze strony społeczeństwa mogą ostatecznie złagodzić linię polityczną Jarosława Kaczyńskiego.
- To bezprecedensowe dochodzenie - brzmi portal BBC. Brytyjski „The Guardian” snuje obawy, że rozpoczęcie śledztwa przez KE może sprawić, że Polskę pozbawi się prawa głosu na forum UE. - Zaznajomione z tematem osoby odrzucają jednak taką możliwość – piszą autorzy analizy.
Pielęgnowany przez lata sojusz polsko-niemiecki zaczyna się sypać
"New York Times" zauważa, że ogłaszając decyzję KE, jej przewodniczący Frans Timmermans starał się uniknąć konfrontacji z polskim rządem. - Naszym celem jest nie oskarżać nikogo, ani nie wchodzić w polemikę – dziennik cytuje słowa polityka. "Wall Street Journal" cytuje słowa polskiego ministra spraw europejskich Konrada Szymańskiego. W rozmowie z dziennikarzami polityk przyznał, że był zadowolony z przemowy Timmermansa. - Podobało mi się, że większa jej część dotyczyła konieczności współpracy - podkreślał Szymański.
"Financial Times" podaje z kolei, że pielęgnowany przez lata sojusz polsko-niemiecki zaczyna się sypać. Dziennik przypomina, że wrogie nastawienie PiS-u znane jest Berlinowi nie od dzisiaj. Od kiedy więc niemieccy politycy skrytykowali ostatnie działania polskiego rządu, przepaść pomiędzy krajami dodatkowo się pogłębiła. Jak podaje dziennik – trwa polsko-niemiecka wojna na słowa.
Autorzy artykułu przypominają, że polski minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro porównał ewentualne nałożenie sankcji UE wobec Polski do okupacji niemieckiej podczas drugiej wojny światowej. Niemcy zaś niepokoją się, że w Polsce pod rządami PiS-u nie ma mowy o praworządności.
Niemieckie "Deutsche Welle" zamieściło na stronie internetowej opinię eksperta ds. Europy Wschodniej z organizacji Human Right Watch, Benjamina Warda. Wg niego należy ostudzić emocje związane z decyzją KE, jak pisze – Polska i tak prawdopodobnie nie będzie jej słuchała. Przekonuje, że polski rząd nie obawia się ewentualnych konsekwencji, bo zwyczajnie w nie nie wierzy.
- Jeśli Europa chce być konsekwentna, podobne postępowanie powinna wszcząć wobec Węgier. Kraj Orbana w ostatnim czasie w podobny sposób działał na rzecz osłabienia roli TK – uważa Ward.
Unia nie będzie traktować Polski po łebkach
O sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, mówi dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i były dyplomata, obecnie wykładowca WAT.
- O czym świadczy decyzja podjęta na posiedzeniu KE?
Polska jest zbyt duża, centralnie położona i zintegrowana, by mogła być traktowana po łebkach, jak Węgry. Są małe, hermetyczne i położone na uboczu – to sprawia, że mają taryfę ulgową, my nie możemy na nią liczyć. Nasze powiązania gospodarcze i polityczne są nieporównywalnie mocniejsze. Decyzja KE świadczy o tym, że Polska wyzwala po prostu dużo więcej uwagi. - Czy decyzja unijnych komisarzy nie była przesadzona?
Od tego, ile osób w Polsce uważa reakcje zagraniczne za przesadzone, nie zależy dalszy rozwój spraw. Nikogo nie interesuje, co myślimy o takim traktowania. Trzeba natomiast uświadomić sobie skalę i ostrość tych reakcji. To wpłynęło na decyzję Komisji Europejskiej. - Jak to się stało, że mimo zapewnień szefa KE Jeana-Claude Junckera, że Polska nie ma się czego obawiać, procedura została wdrożona?
Na początku dyskusji, zawsze tajnych, prezentowane są różne zdania, ale później wypracowuje się wspólne stanowisko. Nikt, ani przewodniczący, ani komisarze, nie mogą zapewniać, jakie będą wyniki obrad – dlatego zapewnienia Jeana-Claude Junckera, jakie padły we wtorkowej rozmowie z Beatą Szydło, nie mogły być wiążące. - Co teraz czeka Polskę?
Mogą nas czekać jeszcze trzy kroki: teraz będzie miało miejsce oficjalne badanie przez Komisję sytuacji w Polsce – to zakłada dialog z rządem, wymianę informacji. Kolejny etap to zalecenia, trzeci: monitorowanie, czy są one wykonywane. Jeśli Komisja stwierdzi, że nie, zgłasza Radzie Europejskiej wniosek, że w Polsce istnieje wysokie ryzyko zagrożenia wartości europejskich. Ostatnim jest uznanie, że państwo uporczywie łamie te wartości i nie stosuje się do zaleceń Rady, wtedy, ale wyłącznie przy jednomyślności członków, można odebrać prawa wynikające z członkostwa. De facto możemy zostać pozbawieni każdego, a nawet niemal wszystkich praw. Sytuacja w Polsce jest na pewno w pierwszej trójce gorących tematów – obok kryzysu migracyjnego i Brexitu.
Autor: Sylwia Arlak