Polski punkt widzenia w sprawie przymusowego osadzania imigrantów
Okazało się, że warto było bronić bezpieczeństwa Polski przed pomysłami przymusowego osadzania w naszym kraju imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu.
Warto było bronić własnego zdania wbrew głosom niemal wszystkich państw Unii Europejskiej. Opozycja krzyczała wtedy: to marginalizacja Polski. Jej liderom trudno było wyobrazić sobie sytuację, w której można sprzeciwić się brukselskim notablom.
Poprzedni rząd wolał zabiegać o przychylność europejskich możnych za cenę okruszek, spadających z pańskiego stołu. Takim okruszkiem stała się unijna posada pozbawiona politycznego znaczenia.
Ceremoniał poklepywania po ramieniu miał wynagrodzić upokorzenia, a comiesięczny przelew bankowy osłodzić medialne drwiny. Wszyscy pamiętamy jak to miało wyglądać: biedna panna bez posagu.
Jaki jest skutek arogancji brukselskich urzędników? Przede wszystkim brexit, największa klęska europejskiej integracji od czasu powstania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali w 1952 roku. Od tamtego czasu integrująca się Europa przyciągała kolejne kraje.
Dziś, po raz pierwszy, opuszcza ją jedno z najważniejszych państw Unii Europejskiej. Jeżeli ktoś za kilka lat w Europie przypomni sobie nazwiska Junckera, Timmermansa, czy Tuska, to właśnie w kontekście katastrofy brexitu. A kto odpowiada za kryzys imigracyjny? Kto kiwał głową, kiedy Merkel otwierała „drzwi do Europy”, kto bezradnie rozkładał ręce, gdy tłumy imigrantów forsowały kolejne granice, kto bredził o sukcesie multi-kulti i szedł na kolejnego drinka, gdy w Europie wybuchały bomby, a samochody, zamienione w pociski, wjeżdżały w tłum przechodniów? I kto dziś mówi kobietom w Sztokholmie, Berlinie czy Brukseli, żeby ubierały się skromnie, a wieczorem same nie wychodziły na ulice?
To wszystko zdołali zdziałać mężowie stanu z Brukseli. W całej Europie wzrastają w siłę partie wrogie egzotycznym przybyszom. Właśnie takie partie zdobyły władzę we Włoszech. Unia trzeszczy w posadach, ale nie słyszą tego unijni bossowie, wystraszeni o swoje stanowiska po trzęsieniu ziemi, które nastąpi po przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Czy tylko o stanowiska? Już kilkakrotnie Komisja Europejska oskarżana była o korupcję i nepotyzm, a w 1999 roku z tego powodu została nawet rozwiązana.
Czy rozpaczliwe próby zdobycia popularności w słabnącym elektoracie europejskiego establishmentu, podejmowane poprzez wspieranie opozycji w Polsce, przyniosą jakiś efekt? Kogo w Europie, oprócz przywiązanych do swoich funkcji biurokratów, interesują polscy sędziowie, nie stosujący się do obowiązującego prawa? Po dwóch latach okazało się, że to Polska miała rację w sporze o imigrantów, a polski punkt widzenia zwycięża dziś w naradach na najwyższym, unijnym szczeblu.