Skandale i awantury wybuchają na budowie pomnika Czynu Powstańczego na Górze Św. Anny, co władza za wszelką cenę próbuje ukryć. Autor dzieła Xawery Dunikowski był nieobliczalny, przy stoliku kawiarnianym zastrzelił kiedyś natręta.
Kiedy Xawery Dunikowski przedstawia w konkursie swój projekt pomnika powstańców na Górze Św. Anny, wiadomo, że wygra. 37 rywali nie ma szans. W 1946 roku władza bardzo chce sobie zjednać tego znanego na świecie rzeźbiarza, widzi w artyście cenny nabytek dla propagandy. Ale nie bierze pod uwagę, że posłuszeństwo nie leży w naturze tego artysty.
Za kilka lat Dunikowski wykona pomnik Stalina, który wstrząśnie komisją konkursową. Błyskawicznie rozejdzie się wiadomość, że Dunikowski stworzył 15-metrowego karła z wielką, zaciśniętą w pięść łapą, który pluje na świat. Artysta będzie jednak spokojnie twierdził, że włożył w tę postać dużo serca i bardzo mu się podoba. Dzieło czym prędzej ukryto w magazynie, a Polska nigdy nie doczekała się pomnika Stalina.
Bałamuci, robi piekło
W 1946 roku władza ma jednak nadzieję, że Dunikowski, miłośnik wielkich konstrukcji, jest do wynajęcia. A potrzebny jest prawdziwy mistrz. Pomnik na Górze Św. Anny ma być przecież nie tylko hołdem dla powstańców śląskich, ale też symbolem nowych porządków. „Trybuna Robotnicza” twierdzi, że dzieło ma być również: „Słupem granicznym rozszerzonych daleko na zachód rubieży naszej ojczyzny”.
Dunikowski w końcu usłyszy, że pomnik właściwie powinien czcić ZSRR. Niech będzie postrachem dla Niemców, gdyby znowu zachciało im się wojny. Ale Dunikowski sugestie notabli wpuszcza jednym uchem, a drugim wypuszcza. Słucha tylko siebie. Zabiera się do roboty, a potrafi zrobić piekło. Budowa pomnika ma trwać dwa lata, ciągnie się jednak przez lat siedem. Robotnicy nie mogą z nim wytrzymać, więc kierowników budowy pomnika trzeba szukać przez ogłoszenia prasowe, obiecując kwaterę i wyżywienie za darmo.
Dunikowski daje się też we znaki miejscowej ludności, ale w sposób, o który nikt by nie podejrzewał 70-latka. Ewald Pollak, historyk rodem ze Śląska Opolskiego, zamieszkały dzisiaj w Niemczech podaje, że mieszkańcy napisali specjalny list do wicewojewody śląskiego Jerzego Ziętka, patrona pomnika na Górze Świętej Anny. Mieli się skarżyć, że pan Dunikowski stale, i to nie platonicznie, bałamuci okoliczne dziewczęta.
Co z tą wiadomością mógł zrobić Ziętek? Może nie wierzył. Dunikowski był mężczyzną drobnej postury, przeszedł Auschwitz. Z drugiej strony artysta dożył prawie 90 lat w całkiem dobrej kondycji.
Zresztą robienie uwag Dunikowskiemu było ryzykowne; miał problemy z opanowaniem gniewu. Jeden ze studentów artysty Czesław Rzepiński przekonał się o tym na własnej skórze. Dunikowski zaprosił go kiedyś do domu, żeby pokazać swoje obrazy. Chłopak zauważył portret dziewczyny. Dunikowski pyta: „Co? Podoba ci się?”. Rzepiński na to, że owszem. Dunikowski: „Przespałbyś się z nią, co?”. Student: „No, pewnie tak...”. Dunikowski wpada w szał: „To moja córka!”. Rzepiński musi uciekać, bo profesor rzuca się na niego z biciem.
Artysta miał pewien zwyczaj, który zniechęcał do wizyt. Gdy ktoś pukał do jego drzwi, nagle z wizjera wyskakiwał ostry szpikulec. Mogło się to fatalnie skończyć. Ale Dunikowski nie przejmował się natrętami.
Gdy ma 30 lat, jest już w prestiżowej komisji, która dopuszcza obrazy na wystawę Salonu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Zachęcie. Każdy malarz chce tam być, ale Wacław Pawliszak nie ma szczęścia, jego wszystkie prace odrzucono, oprócz jednej. W dodatku uważa, że ten obraz źle powieszono. Pisze obraźliwe listy do komisji, odpowiada mu tylko Dunikowski. Też obrzuca go obelgami, mimo przestróg, że malarz jest niezrównoważony. Ale do kogo ta mowa. Pewnego razu Dunikowski je obiad ze znajomym w restauracji, podchodzi do nich Pawliszak z awanturą. Dunikowski po prostu wyciąga rewolwer i strzela, zabijając nieszczęśnika. Trafia pod sąd, gdzie dostaje pół roku więzienia w zawieszeniu. Uznano, że działał w obronie własnej.
Monumentalne menhiry
To nie ostatni wyrok Dunikowskiego. Rzeźbiarz wdaje się często w kłótnie, awantury i pojedynki. Jest bardzo przeczulony na punkcie swojego honoru. A przed wojną spotykają go despekty; jego dzieła nazywa się straszydłami, które wołają o pomstę do nieba. Taki los spotkał nowatorski pomnik Wdzięczności Ameryce, który co prawda stanął w Warszawie, ale na krótko.
Dunikowski jednak kocha pomniki. Chętnie startuje w konkursach, nie tylko na pomnik powstańców śląskich. Jest nieprzenikniony; nie wiadomo, co naprawdę myśli. Zgadza się także wyrzeźbić postać Lenina; władza się cieszy, aż stwierdza, że twórca dał mu cyniczną twarz diabła. Dunikowski tłumaczy, że wódz groźnie wygląda, bo właśnie wymyśla rewolucję.
Artysta zdaje sobie sprawę, że na Górze Świętej Anny buduje pomnik pod wysadzonym w powietrze niemieckim mauzoleum. Zbudowało go NSDAP na cześć poległych w 1921 roku Niemców, walczących z powstańcami śląskimi. Pomnik miał kształt rotundy, co niektórym kojarzyło się z wieżyczką czołgu. Wewnątrz umieszczono szczątki 50 żołnierzy Freikorpsu, na zewnątrz nie brakowało swastyk.
Podobno Jerzy Ziętek przekonywał Dunikowskiego, że ludność sama z siebie rozebrała rotundę. Ale rzeźbiarz, który przecież doskonale znał się na wielkich pomnikach, musiał wiedzieć, że to niewykonalne. Potężną budowlę można było tylko wysadzić i tak zrobiła Armia Czerwona. Przedtem ludzkie prochy wysypano na pobliski cmentarz; nie jest to jednak pewne.
Dunikowski ma własne porachunki z Niemcami. Aresztowany w 1940 roku, trafił do Auschwitz, gdzie cudem dotrwał do końca wojny. Przeżył, bo dostał pracę w stolarni, a przed selekcją chował się w szufladach w magazynie; mieścił się tam, bo był bardzo drobny i chudy.
Na Górze Świętej Anny zbudował pomnik wspanialszy niż niemiecki. Ówczesna „Trybuna Robotnicza” porównuje dzieło do menhiru, w kulturze celtyckiej nazywa się tak głaz na grobie bohatera. Gazeta pisze trafnie: „Olbrzymie menhiry z szarego granitu wieńczą szczyt góry akcentem monumentalnej powagi i niewzruszonego spokoju”.
Dunikowski starał się jak najlepiej artystycznie wykonać swoją pracę, żądał nawet sprowadzenia fachowców z Włoch, ale na sprawach śląskich się nie znał. Na pomniku są dane, które świadczą o tym, jak niedbale potraktowano śląską historię. Data obrony Niemczy w 950 roku jest błędna, należała wtedy do Czech. W 1934 roku na Śląsku, wbrew informacji, nie było strajków szkolnych. A przede wszystkim, na Górze Świętej Anny, wśród różnych symbolicznych postaci, zabrakło tej najważniejszej. Mimo planów, nie wiadomo, dlaczego Dunikowski nie wyrzeźbił jednak sylwetki powstańca śląskiego.