Rozmowa z prof. JAROSŁAWEM NOCONIEM, politologiem z Uniwersytetu Gdańskiego o polityce historycznej.
Czeka nas wojna pomnikowa? Prezes Jarosław Kaczyński na ostatnich miesięcznicach wskazał, gdzie stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego, a gdzie pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej, a rządząca Warszawą Platforma jest niechętna tym pomysłom.
W polityce PiS walka o symbole, których częścią są pomniki, jest bardzo ważna. Ich marketing polityczny jest skierowany do afektów, emocji ludzi. O wiele łatwiej przekaz przedostaje się do świadomości poprzez symbole niż poprzez racjonalne argumentacje.
Poprzez miesięcznice PiS utrzymywał mobilizację wśród swoich zwolenników. Teraz - poprzez pomniki - będzie spłacał ten dług zaangażowania?
W jakiejś części - tak, ale tak naprawdę od początku przejęcia władzy przez PiS chodzi o pokazanie, kto tu rządzi. Dlatego tak ważne jest przejęcie władzy w sferze symboli. Wreszcie można pokazać ideową i symboliczną wyższość tego ugrupowania. Wielu zwolenników PiS podkreśla, że w ostatnich latach byli przytłaczani, a PO - PSL nie dostrzegały ich aspiracji opartych na emocjach. Władza ich ignorowała. Dlatego nie ma się co dziwić, że teraz z coraz większą siłą następuje erupcja swoistego rewanżyzmu.
Platforma nie miała czasu, a może chęci, żeby coś zrobić z pomnikami. Był np. ciekawy projekt pomnika świateł.
Stawianie nowych pomników powinno jednak - moim zdaniem - przejść przez okres kwarantanny. I to dłuższej niż krótszej. Podczas okresu kwarantanny stabilizuje się postawa wobec określonych wartości. Emocje są bardziej lub mniej utrwalane. Obecne wkraczanie z pomnikami zemści się o tyle, że kiedy PiS utraci władzę, to zasada rewanżyzmu zostanie odwrócona.
Media donoszą, że władze Warszawy chcą rozebrać upamiętnienie z dziedzińca ratusza. To, na którym tak trudno rozpoznać twarz Lecha Kaczyńskiego.
Do tego znajduje się tam informacja: „poległ w służbie ojczyzny”. Nazwałbym to drobnymi utarczkami. Jedna strona wykorzystuje prawo i procedury, a druga wolę polityczną. Rządy PiS pokazały, że procedury mają mniejsze znaczenie.
Tylko po takiej zapowiedzi zwolennicy PiS dniami i nocami będą pełnili warty pod obeliskiem!
Afery pokazują, że są elementem integrującym elektorat PiS. Nikt racjonalny nie będzie kruszył kopii o symbole wątpliwe, a elektorat kierowany afektami - jak najbardziej.
Niedawno gazoport w Świnoujściu otrzymał imię Lecha Kaczyńskiego. Czy taki obiekt musi nosić czyjeś imię? Ale skoro jest lotnisko im. Lecha Wałęsy wywołującego tyle kontrowersji...
Polityka skierowana do emocji elektoratu i kierowana emocjami samych polityków nie liczy się z argumentami racjonalnymi - czy taki obiekt zasługuje na to, by nosić czyjeś imię. To nie jest brane pod uwagę. Tylko emocje i rewanżyzm: to pokażemy im, że teraz my rządzimy i możemy przeforsować wszystko, co przyjdzie nam do głowy.
W Bydgoszczy mamy Trasę Uniwersytecką, która miała nosić imię Lecha Kaczyńskiego, tylko nie zgodziła się na to później Platforma. Teraz temat powraca. Znowu będzie awantura?
Słyszałem. Mamy dobrą koniunkturę, żeby pomysł powrócił. Tylko z takim samym zapałem, z jakim członkowie PiS chcą zmiany, później będzie to odwracane. Na dłuższą metę niczemu to nie służy.
Polityka historyczno-pomnikowa z czasów PRL niczego nas nie nauczyła? Znowu jedni mają stawiać pomniki, drudzy je burzyć?
Nie od dziś kultura polityczna w Polsce opiera się na sporze romantyzmu z pozytywiz-mem. To cały czas jest obecne. Mamy romantyczne uniesienia zdarzające się z próbą racjonalnego działania. Wszystko zależy od aktualnego „przegięcia” modelu polityki.
Były obawy, że wygrana PiS doprowadzi do stawiania upamiętnień smoleńskich w każdej, nawet najmniejszej, wsi. W Poznaniu jest afera, bo wojsko - podczas rocznicy Czerwca 1956 chciało - na rozkaz ministra Macierewicza - czytać apel ofiar smoleńskich, a władze Poznania chcą tego uniknąć.
Logika z tej historii jest taka: im więcej teraz będzie takich zachowań, tym szybciej i mocniej ludzie zaczną się temu sprzeciwiać. Polacy nigdy nie lubili, kiedy ktoś usiłował im coś na siłę narzucać. Będzie rósł opór wobec takich zachowań.
A do czego potrzebujemy pomników?
Sfera symboliczna jest bardzo ważna do określania naszej tożsamości, identyfikowania się z określonym systemem wartości. Demokracja w wolnorynkowym wydaniu, gdzie wszystko poddane jest niewidzialnej ręce rynku, prowadzi do dezorientacji. Rząd uchwala prawo - np. na temat aborcji, a kolejny rząd te same działania uważa za zbrodnię. W perspektywie czasu powstaje chaos. Przestajemy wiedzieć, czy coś jest dobre czy złe? Badacze kultury politycznej mówią, że w takich sytuacjach ludzie poszukują - jak dzieci - jasnego i precyzyjnego przekazu: to jest czarne, a to białe. Jesteśmy w fazie, że nawet przeciwnicy PiS potrafią dostrzec pozytywy, że jednak PiS wprowadza jasny i czytelny porządek.
Czy my odbiegamy od innych?
Zmierzamy chyba w kierunku rynku amerykańskiego, gdzie dominują emocje i walka na symbole. Stanu Zjednoczone wydają się cywilizowane, ale tam przeciwnicy aborcji wysadzali kliniki aborcyjne. Tam dochodzi do agresywnych form, ale podobnie jest w krajach południowych, gdzie temperamenty przekładają się na działania polityczne. My - w zależności od miejsca w historii - jesteśmy za bardzo temperamentni lub racjonalni. Teraz zwycięża afekt, ale czy to długo potrwa - ciężko powiedzieć.
Przeżyliśmy pomnikomanię upamiętnień Jana Pawła II. W Toruniu jest już chyba pięć pomnikowych papieży, a czy przez to jesteśmy choć trochę lepsi? Znamy lepiej jego nauki?
Odnoszę wrażenie, że coraz dalej jesteśmy od myśli Jana Pawła II, jego wizji świata i polityki społecznej. To pewnie dowodzi, że polskie życie religijne ma wymiar „jarmarczny”, że liczy się celebrowanie, rytuał, a nie wartości.