Pomoc dla bezrobotnych pilnie potrzebna
Późną jesienią 1936 r., tak jak i w poprzednich latach, zwiększyła się w Białymstoku liczba bezrobotnych.
Fabryki włókiennicze zwalniały zbędne robotnice, garbarnie redukowały zmiany, zmniejszała zatrudnienie huta szkła przy ul. Łąkowej. Powód zawsze ten sam - zalegający towar, brak zamówień, kłopoty z surowcem. Na początku października zarejestrowanych było już 2883 bezrobotnych. Roboty publiczne, zwłaszcza przy melioracji miasta, miały trwać tylko do listopada. Funduszowi Pracy kończyły się pieniądze. Na bruk miało pójść dodatkowo 2500 robotników, często z rodzinami na utrzymaniu.
Nadeszła pora, aby rozpoczął działalność Miejski Komitet Pomocy Zimowej Bezrobotnym. W sekretariacie Komitetu przy ul. Pierackiego 10 zaczęto przyjmować podania o zapomogi i pomoc materialną. Akcji pomocy patronował wojewoda Stefan Kirtiklis. W działania Komitetu zaangażowani byli też jego zastępcy: Piotrowski i Zgrzeboniak. Duchowego wsparcia udzielał zaś ks. dziekan A. Chodyko.
Komitet Pomocy Zimowej miał przedstawicieli we wszystkich dzielnicach. Ustalali ich prawdziwą sytuację materialną i mieszkaniową. Od tego zależała wielkość pomocy. Najważniejsze było dostarczenie rzeczy najniezbędniejszych do przetrwania zimy - węgla, chleba i ziemniaków. By je otrzymać, trzeba było posiadać kartę rejestracyjną. Uprawniała ona do specjalbonów. Rozprowadzaniem przydziałów zajmowała się firma Białol z siedzibą przy ul. Piłsudskiego 54. Jej składy mieściły się na dworcu kolejowym Białystok Fabryczny. Bezrobotni po węgiel przychodzili z własnymi workami. Otrzymywali od 30 do 70 kg. Miało to starczyć na miesiąc. Racje ziemniaków wynosiły 2 kg, zaś chleba 0,5 kg na osobę dziennie.
Nie tylko władze miasta przejmowały się losem najuboższych. Do akcji pomocy włączyły się także różne organizacje społeczne i osoby prywatne. Jak zawsze aktywne było Towarzystwo „Przystań”. Przeprowadziło ono w listopadzie tygodniową zbiórkę używanej odzieży. Z kolei kościelny Caritas zorganizował przedświąteczny kiermasz ozdób i zabawek. Cały dochód przeznaczony został na biedne dzieci. Tym ostatnim oczywiście starali się pomagać ich nauczyciele. Wiedzieli najwięcej o swoich wygłodzonych i licho odzianych wychowankach. Dzieciom organizowano w świetlicach i ogniskach okazjonalne dożywianie. Po posiłkach odbywały się gry i zabawy. Odciążało to niewątpliwie bezrobotnych rodziców.
Ofiarność białostoczan wobec potrzebujących współmieszkańców można było zauważyć zwłaszcza przed świętami Bożego Narodzenia. Firma Białol w ramach pomocy magistratu rozdała 2,5 tys. paczek. Uwzględniono przede wszystkim osoby samotne i rodziny wielodzietne. W paczkach znalazło się pieczywo, słonina i boczek. Bezrobotni Żydzi otrzymali po 2 l oleju.
Białostocki garnizon także stanął na wysokości zadania. Pułkownik Kmicic-Skrzyński z korpusem oficerskim, za pośrednictwem Dziennika Białostockiego, przekazał na potrzeby miejskich domów dziecka kilkaset zebranych złotych. O zorganizowanie świąt bezrobotnym zatroszczyła się po swojemu białostocka policja. Tak zresztą jak w całym kraju. Odbyła się kwesta uliczna, na scenie teatru Palace wystąpili aktorzy Teatru Objazdowego, był pokaz tresury psów i inne atrakcje. Dochód został przekazany Komitetowi Pomocy Zimowej. A 24 grudnia w świetlicy Koła Rodzin Policyjnych urządzono wigilię dla 60 dzieci z ubogich rodzin. Pod choinką znalazły się prezenty - słodycze i ciepła odzież. Była chwila radości. Z ciekawą ofertą pomocy wystąpił oddział Towarzystwa Łowieckiego „Głuszec”. Zadeklarował, że od 25 listopada jego członkowie będą przekazywać na rzecz bezrobotnych każdego zastrzelonego nieparzystego zająca. Poza pierwszym.