Pomorze dostaje kilka razy mniej pieniędzy niż inne regiony kraju
Z dr. n. med. Grzegorzem Haleną z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, wojewódzkim konsultantem ds. chirurgii naczyniowej na Pomorzu, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz.
Pacjenci alarmują: do poradni, w której przyjmuje chirurg naczyniowy, na Pomorzu dostać się tak samo trudno (a może nawet jeszcze trudniej) jak do endokrynologa.
Od czasu ostatniego konkursu NFZ, czyli od roku 2013, sytuacja w tym względzie się nie zmieniła. Wtedy to zlikwidowano praktycznie poradnię tej specjalności w Swissmedzie, powstał oddział chirurgii naczyniowej w Szpitalu św. Wincentego a’Paulo, ale nie wyposażono go w poradnie. Mamy więc jedyny ośrodek w Gdańsku, afiliowany przy oddziale chirurgii naczyniowej w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym, który prowadzi poradnię, nie jest jednak w stanie obsłużyć wszystkich pacjentów. Jest jeszcze poradnia eksportowana do miejscowości Jantar, która mieszkańcom Trójmiasta nie jest do niczego potrzebna.
Poradnia tej specjalności funkcjonuje jeszcze przy Szpitalu im. Mikołaja Kopernika?
Poradnia rzeczywiście jest, ale bez zaplecza w postaci własnego oddziału tej specjalności. Pacjenci są tam konsultowani przez chirurga naczyniowego, po czym kierowani do UCK. Musimy ich ponownie zbadać, bo nie da się chorego przyjąć na oddział z nie do końca ustaloną diagnozą. Poradnia w UCK jest czynna od poniedziałku do czwartku, dziennie przyjmuje 30-40 chorych. Dodatkowo konsultuje też pacjentów przywożonych karetkami z innych szpitali. To dużo za dużo.
A potem zapisujecie tych chorych w kolejkę...
Zapisujemy ich w kolejkę, po czym dowiadujemy się, że wyczerpał się kontrakt itd. Ten sam scenariusz powtarza się od kilku lat. Co gorsza, w połowie tego roku NFZ obciął wycenę niektórych procedur naczyniowych, co utrudnia, a nawet uniemożliwia nam wykonywanie niektórych operacji, bo nie ma za co kupić potrzebnego do nich sprzętu.
W innych regionach kraju jest lepiej?
Zdecydowanie. Potwierdza to zarówno nasze własne opracowanie sprzed roku, które przekazaliśmy poprzedniej pani dyrektor pomorskiego NFZ i nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi. Potwierdza też szczegółowy raport dotyczący całego kraju, który na zlecenie prof. Grzegorza Oszkinisa, byłego prezesa Polskiego Towarzystwa Chirurgii Naczyniowej, przygotowała Uczelnia Łazarskiego.
Jak w tym raporcie wypada Pomorze?
Wypada bardzo źle. Na Pomorzu obserwuje się jedną z największych i nadal rosnących śmiertelności z powodu chorób sercowo-naczyniowych w Polsce (udary mózgu, tętniaki, konieczność amputacji kończyny z powodu powikłań cukrzycy) przy jednocześnie najniższych nakładach finansowych w kraju. Podobna klinika jak nasza gdańska, tyle że w Poznaniu otrzymuje kontrakt w wysokości blisko 25 mln zł, UCK - 10 mln, czyli dwa i pół raza mniej. Do Warszawy czy Śląska nawet nie próbujemy się porównywać, bo tamtejsze oddziały chirurgii naczyniowej mają jakieś kosmiczne finansowanie.
Jeszcze dobitniej tę różnicę widać, gdy podzieli się wielkość kontraktu przez liczbę mieszkańców...
Wynika z tego, że w przeliczeniu na jednego mieszkańca najwięcej na świadczenia chirurgii naczyniowej przeznacza mazowiecki oddział NFZ (19,86 zł), najmniej - obok warmińsko-mazurskiego i podlaskiego - oddział pomorski. Tu na jednego mieszkańca przypada zaledwie 7,94 zł, czyli trzy razy mniej.
Pokazywał Pan te liczby władzom?
Nieraz, ale mam wrażenie, że walę głową w mur.