Mariusz Wach jest podejrzany o doping po walce z Powietkinem. Promotor gali w Kazaniu potwierdza te doniesienia. Ojciec pięściarza stawia tezę, że w teamie syna jest osoba, która działa na szkodę boksera.
Po raz drugi ciemne chmury zbierają się nad Mariuszem Wachem. Według coraz pewniejszych informacji pięściarz z Wolicy stoczył przegrany pojedynek z Aleksandrem Powietkinem w Rosji pod wpływem środków dopingujących.
Gdy wydawało się, że 36-letni zawodnik wagi ciężkiej uporał się z demonami nieodległej przeszłości, temat dopingu powrócił ze zdwojoną siłą.
Przypomnijmy, że łatka dopingowicza przylgnęła do „Wikinga” po pojedynku z już byłym mistrzem świata Władimirem Kliczką w 2012 roku, gdy Instytut Biochemii w Kolonii wykrył w organizmie Polaka steryd anaboliczny stanozolol. Pięściarz uniknął wtedy wysokiej kary finansowej (grzywna wyniosła 10 tys. euro), ale zawieszenie na osiem miesięcy odbiło się czkawką Wachowi, bo pozostawał nieaktywny przez dwa lata, do października ubiegłego roku.
Informacja o ponownym skandalu z udziałem Wacha gruchnęła kilka dni temu i znajduje potwierdzenie w faktach.
- Otrzymaliśmy takie powiadomienie, Wach zostanie ukarany, ale walka nie będzie unieważniona, bo zwycięzca jest czysty - powiedział promotor gali w Kazaniu Andriej Riabiński agencji R-Sport.
Ponadto cytowany przez dziennikarza zza oceanu - Przemka Garczarczyka prezydent federacji WBC Mauricio Sulaiman, której pas w odcieniu Silver był stawką pojedynku Wacha z Powietkinem, zapowiedział przedstawienie oficjalnego komunikatu w przyszłym tygodniu.
Dodajmy, że na cenzurowanym jest ponoć również drugi uczestnik gali w Kazaniu Olanrewaju Durodola. Nigeryjczyk niespodziewanie rozbił już w 2. rundzie bohatera gospodarzy Dmitrija Kudriaszowa.
Jeśli Wach i jego team czują się niewinni, to w pierwszej kolejności powinni ustalić, kiedy dokładnie został wydany wynik pozytywny. Równie ważna jest odpowiedź na pytanie, jakie laboratorium analizowało próbki. Gdyby okazało się, że za zleceniem kontroli stoi rosyjska RUSADA, cała sprawa może nabrać pikanterii. Warto dodać, że dokładnie sześć dni po walce moskiewskie laboratorium straciło akredytację światowej agencji antydopingowej WADA w związku z aferą dopingową w rosyjskiej lekkoatletyce.
- Jeżeli wynik został wydany przed zawieszeniem laboratorium, to formalnie sprawa będzie klarowna. W przeciwnym razie wydaje mi się, że nie mieliby do tego prawa - mówi Michał Rynkowski, dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.
Tyle, że materia może okazać się dużo bardziej złożona i wcale nie tak jednoznaczna. - Nawet w sytuacji, gdy próbki pobierali kontrolerzy RUSADA, mogli działać na zlecenie federacji międzynarodowej. Wówczas, tak naprawdę, to federacja jest odpowiedzialna za realizację kontroli, a strona rosyjska jedynie świadczyła usługę. Dlatego, szczerze mówiąc, nie spodziewałbym się teorii spiskowych - uważa dyrektor Rynkowski.
Sam zainteresowany, czyli Mariusz Wach, od kilku dni ma wyłączony telefon, a rozwojowi wydarzeń z niepokojem przygląda się ojciec pięściarza Ryszard. Wach senior ciągle wierzy w niewinność syna i nie może odżałować, że jego potomek zrezygnował z kontynuowania kariery za oceanem pod skrzydłami promotora Mariusza Kołodzieja. Co więcej, „Wiking” zdecydował się wykupić swój kontrakt, w efekcie czego równowartość niemal całej gaży za walkę z Powietkinem trafi na konta jego dwóch byłych współpromotorów.
- Moim zdaniem od czasu walki z Kliczką w teamie Mariusza jest osoba, która działa na szkodę syna. Osioł by zrozumiał, że przy tym poziomie medycyny nie ma szans na szwindle - twierdzi Ryszard Wach.
Autor: Artur Gac