Pomyślmy: 4 idee dla Śląskiego. Politykom pod rozwagę
Niespiesznie, trochę w wakacyjnych nastrojach, lecz jednak ze świadomością, że wybory za pasem, proponujemy Państwu intelektualną podróż w świat "4 idei dla Śląskiego". Wspólnie potraktujmy to jak nową letnią rozrywkę: myślenie za polityków.
Refleksja nad naszą aktywnością obywatelską i koniecznością głębszych refleksji społecznych - po to, by móc więcej oczekiwać i lepiej kontrolować polityków - towarzyszy nam co jakiś czas, lecz zagłuszamy ją w przekonaniu, że jakoś to będzie. Wrodzone lenistwo i lato wybitnie pomagają nam w takiej postawie. Lecz teraz jest moment, kiedy choć na chwilę - między letnim spacerem a popołudniową drzemką - powinniśmy stanąć na baczność. Jedna myśl, jedna refleksja - spróbujmy przygotować się do wyborów, by nie dać się uwieść kolejnym obietnicom, mrzonkom, dyrdymałom zwykłym i wąskim umysłom. By wyjść trochę poza partyjne interesiki i popatrzeć na Śląskie z boku, a może z lotu ptaka raczej. Jak ten region ma wyglądać za kilka lat? Jak zbudujemy sobie potęgę gospodarczą, jakie będą elity, co z naszym wizerunkiem. Myślą Państwo, że politycy zadają sobie trud i codziennie pochylają się nad naszym dobrem? Liczmy raczej na siebie. Stwórzmy wspólnie katalog spraw trudnych, listę idei i celów dla naszego regionu.
W kolejnych tygodniach szczegółowo "4 idee dla Śląskiego". Pomagać nam będą w refleksjach mądrzy ludzie nauki.
Śląskie jest jak stare radio – nie wystarczy założenie do środka nowego procesora
Rozproszenie i brak solidarności w myśleniu o regionie poza regionem jest dziś kluczowym problemem całego województwa – podkreśla prof. Zbigniew Kadłubek, filolog z Uniwersytetu Śląskiego i wybitny regionalista – w inauguracyjnej dyskusji o „Czterech ideach dla Śląskiego“.
Dlaczego pańskim zdaniem dyskusja o ideach dla województwa śląskiego może być istotna dla regionalnego interesu?
Bo artykułowanie pewnych potrzeb, wskazywanie sposobu myślenia na ich temat, duże forum wymiany myśli to na Śląsku, w całym województwie coś, co jest dziś absolutnie koniecznie. Wiemy, że wszystkie regiony w Polsce mają swoje bolączki, ale mam też wrażenie, że nasze problemy, narastające, w ostatnich latach nie mogą doczekać się skutecznych politycznych rozwiązań. Te wybory mogą być szansą wysłania do polskiego parlamentu takich posłów i senatorów, którzy będą nie tylko mówić o tych problemach, ale i przemyślą, jak stanowić realne lobby regionalne w Sejmie i Senacie. Blisko jedna czwarta wszystkich mieszkańców Waszyngtonu to są lobbyści. Lobbyści różnych korporacji, różnych fundacji i stowarzyszeń, którzy wiedzą, jakie karty rozdaje się w Waszyngtonie i dlaczego warto tam być, by pozostawać blisko kluczowych decyzji dla swoich interesów. Teraz odpowiedzmy sobie, czy nasze województwo dysponuje skutecznym lobby w Warszawie?
No właśnie. Pierwszą, najważniejszą ideę, o której dziś zaczynamy rozmawiać nazwaliśmy „Ludzie”, bo w niej właściwie zawiera się wszystko, czego dziś potrzebujemy. Ludzie to również polityczne elity. Dlaczego ta, tak liczna przecież polityczna elita regionu na szczeblu centralnym wciąż pozostaje tak wiotką i mało wpływową grupą?
Ta elita jest przede wszystkim zdezorientowana. Ci ludzie wiedzą, co chcą robić, kiedy startują w wyborach, ale później się to totalnie rozmywa z perspektywy parlamentu. Tam trzeba bardzo mocno wiedzieć, kim się jest, by nie dać się rozpuścić w morzu innych spraw. A do tego chyba właśnie doszło. Zdecydowana większość naszych posłów dała się wchłonąć przez żywioły partyjne, ich wytyczne i ich interesy. I to jest smutne. Nie może być tak, że człowiek, który miał reprezentować mnie w parlamencie, który został do niego wybrany jako rzecznik regionu, po prostu przestaje mnie reprezentować, bo w pierwszej kolejności jest podporządkowany partyjnym wytycznym. To niby oczywisty wniosek, ale o tej oczywistości wszyscy jakoś zapomnieliśmy.
Czy to przewartościowanie priorytetów jest możliwe? Myślenie w kategoriach: po pierwsze region, po drugie partia – może w naszym systemie politycznym to wyłącznie romantyczna mrzonka.
Dotarliśmy do takiego punktu w obecnej polityce, w którym partie polityczne zaczęły zajmować się przede wszystkim sobą, swoimi problemami, które może są istotne dla nich, ale kompletnie nie dotyczą ich wyborców. Rozumiem, że system partyjny ma swoje prawa. Ale w tym systemie głos z miejsca musi w końcu być chociaż równowagą dla głosu z partii. Politycy innych regionów zrozumieli to przed nami. Zresztą, po co nam ten parlament, jeśli nie jesteśmy w stanie, przez naszych reprezentantów, wyartykułować tego, co nas boli i co jest potrzebne?
Te elity nie narodzą się z powietrza. Jak więc je budować?
Ludzie, a także ich środowiska, powinny zacząć się spotykać i ze sobą rozmawiać. Nic lepszego nie wymyślono. Kluczem i nadrzędną wartością jest tu wspólnota interesów, którą powinniśmy posiadać jako region. Zacznijmy w końcu mówić jednym głosem poza Śląskiem i poza województwem. To rozproszenie i brak solidarności jest dziś naszym gigantycznym problemem.
To jest problem szerokiego myślenia czy raczej jego braku w perspektywie całego regionu.
Właśnie! Nie ma takiego jednego rozwiązania, które z miejsca uzdrowiłoby naszą sytuację, nawet gdyby naprawiono nam górnictwo, wprowadzono metropolię, uchwalono język śląski. Wszystkie te sprawy się z czym wiążą, są od czegoś zależne, mają wspólny mianownik. Jest nim przestrzeń województwa i jeszcze szerzej – pojmowanie tego, kim dziś jest obywatel, co on może i co powinien. To dlatego forum, o którym dyskutujemy ma takie znaczenie. Czytam teraz taką książkę Ernsta Jüngera, dość pesymistyczną z punktu widzenia naszej współczesnej demokracji. Jünger, będący krytykiem demokracji parlamentarnej, głęboko powątpiewa w sens wyborów, demaskuje pozorność tych działań. Może my dziś też powinniśmy zadawać sobie pytania o jakość naszej demokracji, w której wybierani mówią innym głosem niż ich wyborcy.
Dobrym punktem odniesienia jest przyznanie daleko posuniętych przywilejów i praw konsumentom w handlu i usługach. Jeśli teraz popatrzymy na wyborcę jak konsumenta, to jego prawa i możliwości wobec człowieka, którego wybiera do samorządu czy parlamentu są dziś na skandalicznie niskim poziomie.
W internecie wydajemy dziś pieniądze, rozliczamy się ze skarbówką, możemy „lajkować” rzeczy, które nam się podobają na Facebooku, ale i postulować czy wspierać różne inicjatywy. Na polityków, którzy są przecież zależni od naszego głosu, wpływu i narzędzi weryfikacji nie mamy żadnych. Powiedzmy sobie wprost – ten model demokracji przedstawicielskiej od dłuższego czasu przestaje odpowiadać naszej mentalności. Żyjemy i funkcjonujemy przecież zupełnie inaczej niż sto lat temu. A nasza relacja z polityką jest taka jak sto lat temu.
Feudalna. Przestaje nadążać za mentalnością, ale przede wszystkim nie nadąża też za technologią.
Feudalizm, otóż to. Zachwycamy się greckimi wzorcami, wyobrażeniami ateńskiej demokracji, ale tak naprawdę przetwarzamy nasze własne wzorce heraldyczno-feudalne. Jeśli słyszę dziś, że wielka partia przyznaje się, że zatraciła kontakt z oczekiwaniami swoich wyborców, to jakim przedstawicielstwie w ogóle mówimy. A wracając do mentalności – od niej powinno się wiele zaczynać. Mentalności ludzi. W regionie powinniśmy czuć, że jesteśmy u siebie. Jeśli ludzie czują, że są u siebie, łatwiej jest im być przedsiębiorczym, łatwiej im brać na siebie odpowiedzialność za swoją przestrzeń.
Bycie u siebie w dziwacznie poklejonym województwie śląskim bywa skomplikowane. Jak godzić te wszystkie ambicje – Ślązaków, Zagłębiaków, Częstochowy czy części Bielska-Białej, która też zgłasza swą odrębność.
To kartograficzne rozdanie było diabelskie, nie uszanowano w nim niczego, co było do uszanowania z perspektywy śląskiej historii. Ale skoro jesteśmy na to skazani i jeśli szczycimy się tym, że górnośląskość to jest uszanowanie różnicy, to właśnie lekcję z tej różnicy powinniśmy odrobić. Chciałbym, żebyśmy potraktowali to jako szansę. Nie jesteśmy jedyną historyczną krainą w Europie, którą podzielono między różne administracyjne okręgi, ale i pomiędzy odrębne państwa. Uważam, że sposobem na rozładowanie śląskiego „miniimperializmu” w województwie, nieznośnego z perspektywy Częstochowy czy Sosnowca, byłoby pozwolenie Ślązakom na mówienie w Polsce swoim głosem.
Tożsamość i uszanowanie jej jest ważne. Ale czy to priorytet?
Ta tożsamość jest mi bliska, ale nie jest ona najważniejsza. Ludzie, demografia, przedsiębiorczość – to są kluczowe zagadnienia. Wyjście z industrialno-postindustrialnej nijakości. Nie jesteśmy jeszcze całkowicie w fazie postindustrialnej, tkwimy w takim czyśćcu. Przyjrzyjmy się tym relacjom: kiedy ludzie uciekają z danego miasta czy miejsca? Gdy nie mają pracy albo ta praca jest dla nich niezadowalająca, albo po prostu nie realizują się jako ludzie w danym miejscu. To przecięcie jest moim zdaniem decydujące, na styku ekonomii, tożsamości i odpowiedzialności za siebie i swój świat. I dlatego też konieczne jest myślenie o problemach całego województwa kompleksowo – śląska metropolia jest tak samo ważna jak zatrzymanie odpływu młodych ludzi, bo bez nich nie będzie dla kogo tej metropolii tworzyć. Województwo śląskie jest dziś jak stare radio – nie wystarczy włożyć do środka nowego procesora i liczyć, że będzie odbierać internetowe stacje i jeszcze robić zdjęcia.
Mówimy o sprawach, które z punktu widzenia prozaicznych, przyziemnych problemów, wydają się dziś abstrakcyjne. Dlaczego warto wsłuchać się w tę dyskusję?
Bo potrzebujemy języka, by nazywać to, o czym być może na co dzień nie myślimy. Mówimy o ideach, mówimy o wartościach, o obywatelstwie, o wspólnocie, o sensie życia w tej wspólnocie. Jeśli pojedynczo nie będziemy widzieć sensu, to w wielkiej grupie też go nie będzie. Idea zawsze kieruje się do pojedynczego człowieka. Podpowiadamy pytania, które każdy z nas powinien sobie zadać, bo dotyczą one wszystkich – pracy, domu, wartości, sąsiedztwa, komfortu życia.