Ponad miliard na minusie. Lublin ciągnie za sobą ogon długu
Pożyczamy, żeby mieć na inwestycje, które pozwalają odrobić dystans dzielący nas od lepiej rozwiniętych aglomeracji - mówi ratusz. Jesteśmy jednym z najbardziej zadłużonych miast, to się źle skończy - grzmi opozycja.
Skrzyszew to mała miejscowość pod Tarnowem. Niewiele osób o niej słyszało. Tymczasem to właśnie tam 16 marca 2017 r. padła rekordowa wygrana w Lotto. Dokładnie 36 726 210,2 zł. Dużo? Tak, i to bardzo jak na nasze prywatne potrzeby. A jak zareagowalibyśmy, gdyby kwota ta wyniosła 10 razy więcej? Albo 40 razy więcej - 1,46 mld zł. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie taką kwotę? Jej siłę nabywczą? Raczej nie. A to tyle, ile wynosi obecnie zadłużenie Lublina. Precyzyjnie kwota długu to 1 242 109 489,40 zł - miliard dwieście czterdzieści dwa miliony.
- W przeliczeniu na jednego mieszkańca daje to kwotę 3745 zł - wyliczał Tomasz Pitucha, przewodniczący opozycyjnego klubu PiS podczas czerwcowej debaty nad absolutorium dla prezydenta Lublina.
- Każdy tysiąc złotych zadłużenia przysparza nam ok. trzech tysięcy (dokładnie 2776 zł - dop. red.) dofinansowania ze środków europejskich - ripostował wówczas Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
Berylowa cierpi przez … kasę
Czuby potrzebują nowej szkoły. I nikt z tym nie dyskutuje. Wiadomo, gdzie powstanie: przy Berylowej. Wiadomo, jak ma wyglądać: będzie się w niej uczyć 600 dzieci. Nie wiadomo tylko, kiedy zostanie otwarta. Pierwotnie plany mówiły o 1 września 2018. Później termin przesunięto na 1 września 2019 r. A teraz i nad tą datą pojawiają się czarne chmury. - Może się uda. Terminy zaczynają być napięte - przyznał Tadeusz Dziuba, dyr. Wydz. Inwestycji i Remontów UM Lublin.
Termin uruchomienia szkoły przy ul. Berylowej zależy od tego, kiedy rozstrzygniemy przetarg. Nie mogę zapewnić, że placówka ruszy od 2019 r.
- zastrzegła Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina. I dodała: - Przetarg na wyłonienie wykonawcy prac ogłosimy jeszcze w lipcu.

Urzędnicy zakładają, że potrwa kilka miesięcy. W przypadku ostatniej szkoły, którą budowano - u zbiegu Lisa i Sławinkowskiej - od ogłoszenia do otwarcia ofert złożonych w przetargu upłynęło pół roku. - Optymistycznie zakładamy, że umowę z wykonawcą moglibyśmy podpisać w lutym 2018 r. Firma miałaby tym samym ok. 1,5 roku na wykonanie prac, a to nie jest w tym przypadku długi okres - stwierdził Dziuba.
Problemem są pieniądze. A w zasadzie ich brak. Ratusz szacuje koszt inwestycji na 50 mln zł. Część wydatków (kilkanaście milionów złotych) ma pokryć sprzedaż gmachu po Zespole Szkół Odzieżowo-Włókienniczych z ul. Spokojnej 10. Radni zgodzili się na to dopiero dwa i pół tygodnia temu.
Drugim źródłem finansowania ma być faktoring samorządowy. - Miasto może poprzez odpowiednie zapisy umowne, zlecając wykonanie robót budowlanych, odroczyć termin ich płatności - wyjaśniała mechanizm Mirosława Puton, dyrektor Wydziału Budżetu i Księgowości UM Lublin.
Miasto zaczęłoby płacić za inwestycję od 2020 r. Do 2023 r. Lublin miałby przekazywać bankowi kwotę 12,4 mln zł. A koszt obsługi inwestycji, który będzie wynikał z umowy spłaty wierzytelności, wyniesie 4 463 000 zł.
Faktoring to sposób na „omijanie” limitu zadłużenia gminy. I rząd mocno zastanawiał się ostatnio, czy go nie zabronić. Ostatecznie samorządy mogą korzystać z tego narzędzia.
Kłopoty finansowe Berylowej uderzają w… Ponikwodę. Budowa szkoły dla tej dzielnicy przy ul. Majerankowej ma ruszyć po zakończeniu inwestycji na Czubach. - Tylko że ciągle nie mamy konkretów. Chcemy, aby budowa placówki na Ponikwodzie została wpisana do budżetu na 2018 r. Jeśli prezydent Lublina nie dotrzyma danego słowa w sprawie powstania szkoły przy Majerankowej, to wystąpimy o obniżenie podatków dla mieszkańców dzielnicy - zapowiedział Tomasz Małecki, przewodniczący zarządu dzielnicy Ponikwoda.
- Inwestycja przy Majerankowej ruszy po zakończeniu prac przy Berylowej - stwierdziła Krzyżanowska.
Inwestycje oświatowe gminy muszą realizować z własnych pieniędzy. Nie mogą na nie uzyskać np. dofinansowania z UE.
Licznik zadłużenia kręci się szybko
Zadłużenie Lublina to obecnie 1,24 mld zł. Ale jeszcze 25 lat temu ta kwota wynosiła „zero”. Bo zgodnie z ówczesnym prawem samorządy nie mogły się zadłużać.
Pierwsze zadłużenie miasta Lublin pojawiło się w roku 1993 r. Kredyt został zaciągnięty na budowę niecki wysypiska śmieci w Rokitnie
- przypominała Puton.

Miasto pożycza pieniądze z banków, aby mieć czym zapłacić za inwestycje. W ostatnich latach głównie na te realizowane przy współudziale funduszy unijnych.
- Kredyty to środki, które pracują na rzecz rozwoju miasta i pozwalają rozwijać infrastrukturę, w tym tę służącą biznesowi i przekładającą się na nowe miejsca pracy. Są elementem montażu finansowego inwestycji, a stanowiąc wkład własny umożliwiają konsumowanie środków unijnych. Jesteśmy w trakcie najprawdopodobniej ostatniej perspektywy finansowej UE, kolejnej może już nie być - podkreślała Irena Szumlak, skarbniczka Lublina.
Wysokość zadłużenia jednak niepokoi. A opozycja w Radzie Miasta nie pozostawia z tego powodu suchej nitki na prezydencie Lublina podczas corocznych debat nad budżetem oraz absolutorium z jego wykonania.
- W latach 2010-16 (kadencja Krzysztofa Żuka - dop. red.) zadłużenie miasta wzrosło o ok. 600 mln zł - wyliczał Pitucha. I wskazywał, że w rankingu najbardziej zadłużonych miast, w stosunku do dochodów, Lublin jest na trzecim miejscu: po Toruniu i Łodzi. - A jeśli nie uwzględnimy środków „500+” to na drugim - mówił Pitucha.
- Dług jest pod kontrolą - zapewniała Szumlak. I podkreślała: - Koszt obsługi - odsetki - na każdy 1000 zł zadłużenia w roku 2016 ukształtował się na poziomie 22,23 zł, przy czym warto podkreślić, że średnia wartość wskaźnika dla 12 miast Unii Metropolii Polskich wyniosła 24,84 zł.

Ratusz nie pozostawia wątpliwości: zadłużenie będzie rosło. Ale jeszcze przez trzy lata. - Zgodnie z planem po 2020 roku będzie stopniowo maleć - zapowiedziała Puton.
W latach 2017-2023 miasto będzie spłacać średnio 90 mln zł rocznie, w latach 2024-2029 jest to średnio kwota 76 mln zł rocznie, w latach 2030-2035 jest to średnio kwota 29 mln zł rocznie.
Aktualnie miasto spłaca kredyty wzięte w 2007 r. Pieniądze trafiły wtedy m.in. na budowę trakcji trolejbusowej w ulicach Roztocze - Orkana - Armii Krajowej - Bohaterów Monte Cassino - Wileńska - Głęboka, wiaduktu Poniatowskiego, budowę Szkoły Podstawowej nr 51 w os. Widok czy modernizację hali przy Al. Zygmuntowskich 4.
Jak w europejskim banku
Kredytów ratusz szuka raczej poza krajowym rynkiem finansowym. W grudniu 2015 r. Lublin podpisał umowę z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym. Efektem było uruchomienie linii kredytowej na pół miliarda złotych. Pieniądze są do wykorzystania w ciągu czterech lat. W 2010 r. podobna umowa z EBI opiewała również na pół miliarda złotych. - W perspektywie finansowej UE 2007 - 2013 średni poziom dofinansowania projektów inwestycyjnych wyniósł 62 proc., a do budżetu miasta na zadania inwestycyjne wpłynęły środki w wysokości ponad 1 mld zł - wskazywała Puton.
Miasto twierdzi, że część zadłużenia to wina… rządu. A chodzi o zadania zlecane przez państwo samorządom. Lublin w ciągu roku dokłada do nich 100 mln zł. Bo subwencja z rządu jest za niska. Chodzi m.in. o oświatę.
Tylko w latach 2012-2016 Lublin na dofinansowanie zadań nałożonych ustawami przeznaczył ze środków własnych kwotę ponad 520 mln zł. Oznacza to, iż dług mógłby być mniejszy o powyższą kwotę, która stanowi aż 53 proc. długu zaciągniętego w tym okresie
- wyjaśniała Szumlak.
Nie tylko kredyt
Kredyt to najprostszy sposób na łatanie dziur budżetowych. Ale niejedyny. Przykładem jest np. Aqua Lublin. Obiekt został w znacznej części sfinansowany z obligacji. I to specyficznego rodzaju: czyli obligacji przychodowych. Lublin był pierwszym samorządem, który skorzystał z tego narzędzia. Chodziło o 40 mln zł.
Wykup papierów wartościowych następuje z wpływów ze sprzedaży biletów. Operacja potrwa do 17 listopada 2023 r. - Do dnia 19 czerwca zgodnie z harmonogramem dokonano częściowego wykupu obligacji na kwotę 7,5 mln zł oraz wypłacono odsetki w kwocie 2,13 mln zł - precyzowała Puton.