Poprawmy kodeks, zanim zrobi to sąd
Łódź była pierwszym miastem w woj. łódzkim i jednym z pierwszych w Polsce, które uchwaliło kodeks reklamowy.
Miał on porządkować bałagan wśród reklam w mieście. Kodeks zawierał spis co wolno wieszać i jaką powierzchnię może zająć. Czyżby Łódź się pospieszyła i uchwaliła kiepskie prawo? Tak podejrzewa wojewoda, który zaskarżył uchwałę o kodeksie reklamowym do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Podobnego zdania były podmioty gospodarcze, które złożyły 7 podobnych skarg do WSA.
O co chodzi przedsiębiorcom? Wiadomo, że o pieniądze. Podpisali umowy na wywieszenie reklam, za co kasowali spore pieniądze. Były, a nawet są nadal budynki, których nie widać spod gigantycznych billboardów reklamowych. Przedsiębiorcy uważają, że reklamy wywiesili za zgodą miasta, a teraz Łódź odcina ich od zaplanowanych dochodów. Trochę w myśl zasady: „Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera”. Na razie kodeks reklamowy będzie poniewierać się po sądach, bo na pierwszej instancji raczej się nie skończy.
Skoro kodeks reklamowy jest niedoskonały, to dlaczego wojewoda od razu nie uchylił tej uchwały? Zbigniew Rau wytłumaczył, że byłoby to zbyt radykalne. Porównał sytuację do rozterek prezydenta RP, który dostaje do podpisu ustawę, która jego zdaniem nie jest najlepsza. Mógłby ją zawetować, ale woli odesłać ją do Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego wojewoda wybrał skargę do WSA.
Istotne w tej sprawie jest to, co rok temu powiedział Bartosz Poniarowski z Biura Architekta Miasta, który przygotowywał kodeks reklamowy. Mówił, że możliwe były dwa tory postępowania: likwidacja szpetnych reklam lub nałożenie opłat za ich instalację, aby napełnić budżet miasta. Wybrano kompromis, który jeszcze nie uporządkował problemu reklam, ale zdążył wywołać wściekłość przedsiębiorców i reakcję wojewody. Dlatego uważam, że warto usiąść raz jeszcze nad kodeksem i poprawić go, zanim sąd odrzuci uchwałę, a ohydne reklamy zasłonią miasto.