Poproszę książkę na receptę
Wanda Matras - biblioterapeutka, doktor, adiunkt w Katedrze Zarządzania Informacją na UP. Autorka kilkudziesięciu publikacji naukowych z zakresu terapeutycznej funkcji książki.
Za oknem szaro, buro i ponuro. Jaki książkowy antydepresant przepisze mi Pani na poprawę humoru?
Gdy za oknem chłód i brakuje słońca, warto czytać książki, które wzbudzą w nas ciepłe skojarzenia i spotęgują pozytywne emocje, ogrzeją wyobraźnię. Tak naprawdę jednak każdy z nas ma swoje preferencje lekturowe i nie istnieje jeden rodzaj literackiego antydepresantu.
Na czym polega terapia książką? Dla kogo ,,książkowy antybiotyk”?
Terapia przy pomocy literatury ma bardzo długą tradycję. Już starożytni nazywali swoje biblioteki „Lecznicami duszy”. Na świecie, najpierw upowszechniła się biblioterapia kliniczna, będąca rodzajem psychoterapii stosowanej w pracy z grupami pacjentów szpitalnych, borykających się z problemami psychiatrycznymi i emocjonalnymi.
W XX wieku popularność zyskała biblioterapia wychowawczo-humanistyczna skierowana do osób zdrowych, ale potrzebujących wsparcia psychicznego. Zaś specjalny rodzaj terapii przy pomocy książek stosuje się w pracy z dziećmi i młodzieżą. W ostatnich latach bajkoterapia i baśnioterapia stały się po prostu „modne”. Nie nazwałabym jednak książki ”antybiotykiem”, raczej „superwitaminą”, która umacnia odporność psychiczną dziecka i wspiera jego rozwój emocjonalny.
Jak wygląda dobór książki dla pacjenta? Jest jakiś schemat, jaka książka na jaką dolegliwość?
W procesie terapii schematy nie sprawdzają się zbyt dobrze, najlepiej dobrać odpowiednie pozycje do konkretnego pacjenta. Najpierw trzeba go poznać (jego możliwości percepcyjne, zainteresowania i preferencje czytelnicze, problemy, rodzaj wrażliwości), a potem możemy dopiero zaproponować odpowiednią literaturę. Pojawiające określenie „książki na receptę” (Books on Prescription) używane jest raczej w znaczeniu metaforycznym.
Dr Wanda Matras: są książki, które ,,leczą”, ale także takie, które ,,kaleczą”.
Niemniej, obecnie w USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Walii, Norwegii i Szwecji młodzi pacjenci opuszczający mury szpitali nie tylko otrzymują recepty na leki, ale ponadto recepty na książki... Oczywiście, należy pamiętać, że nie istnieją recepty uniwersalne, odpowiednie dla wszystkich, jednak potencjał tkwiący w opowieściach może stać się skutecznym środkiem terapeutycznym dla czytelników w każdym wieku, którzy właśnie przy pomocy książek zdołają być może odnaleźć „receptę na życie”.
Wiele osób nie umie się np. pogodzić ze stratą bliskiej osoby. Czy w lekturze może znaleźć ukojenie?
Aby lepiej rozumieć etapy przeżywania straty, polecam książkę Elżbiety Zubrzyckiej: ,,Trudne pytania dla dorosłych. Jak zmawiać o stracie, tęsnocie i dziecięcych lękach pogodnie i optymistycznie”. Strata, tęsknota, śmierć, choroba - to nieodłączne części naszego życia, które wywołują silne emocje, często (szczególnie dla dzieci) niezrozumiałe, powodujące niepokój, a nawet zachowania agresywne lub autoagresywne. Literatura może pomóc w pogodzeniu się ze stratą oraz dostarczyć odpowiednich słów, by umieć rozmawiać o tej stracie...
Czasem, zdarza się, że książka doprowadza do płaczu. Czy łzy w terapii mają funkcję oczyszczającą?
Celem stosowania literatury terapeutycznej jest osiągnięcie stanu ,,katharsis” charakteryzującego się odczuciem ulgi, odreagowaniem psychicznych napięć i blokad. Powinien on prowadzić do wglądu w siebie, zmiany własnej postawy i zachowania wobec siebie i innych. Gdy się wzruszamy, odragowujemy napięcie, jesteśmy smutni lub szczęśliwi pojawiają się łzy i z całą pewnością mogą mieć funkcję oczyszczającą.
Źle dobrany lek może poważnie zaszkodzić pacjentowi, nieodpowiednia lektura także? Czy książka może powodować skutki uboczne? Jest jakiś ,,Indeks Ksiąg Zakazanych”?
W pracy zawodowej nieustannie poszukuję „książek, które leczą”, zatem naturalnym wydaje się postawienie pytania, czy są i takie „książki, które „kaleczą”. Myślę, że takie działanie „kaleczące” mogą mieć pozycje, które są nieodpowiednio dobrane do wieku czytelnika lub zawierają np. zbyt brutalne opisy wydarzeń. Paradoksalnie, nie najlepiej mogą oddziaływać również książki, które rozbudzają nadmiernie oczekiwania w stosunku do otoczenia lub ugruntowują myślenie „wszystko Ci się należy”, „uda Ci się dokonać każdego działania, jeśli tylko będziesz chciał”. Bo w życiu nie zawsze się udaje...
Czy harlequin ma jakieś właściwości terapeutyczne? Stosuje się tego typu książki w biblioterapii?
Staram się w swojej pracy zawodowej proponować książki, które nie tylko zawierają ładunek emocjonalny, ale także są dobrze napisane literacko, dlatego raczej nie polecam harlequinów. Niemniej, wydaje mi się, że nawet tego typu literatura może czasami działać na kogoś terapeutycznie poprzez utożsamianie się z bohaterami lub sytuacjami.
Obecnie czytanie nie jest w modzie. Niektórzy woleliby połknąć tabletkę niż czytać. Jak nakłonić osoby do poddania się tej terapii? Mam tu na myśli np. szkoły, zakłady poprawcze, więzienia, gdzie książka może być elementem profilaktyki lub resocjalizacji.
Staram się nie nakłaniać nikogo do terapii, raczej próbuję rozwinąć zainteresowanie pasją czytania... W szkołach, gdzie czytanie lektur jest obowiązkowe, wielu uczniów traci zapał do czytania. Z drugiej strony, pomimo rozwoju nowoczesnych technologii w wielu miejscach można spotkać młodych ludzi z opasłym tomem książki (obecnie najczęściej fantazy). Książka może być elementem socjalizacji, profilaktyki uzależnień czy narzędziem promocji zdrowia.
Badacze zajmujący się profesjonalnie biblioterapią w swoich publikacjach udowadniają skuteczność tego typu terapii. Wielokrotnie zdarzyło mi obserwować „przemianę”
Elementem biblioterapii jest bajkoterapia i baśnioterapia. To forma terapii przeznaczona dla dzieci. Z czym najczęściej borykają się maluchy?
Już Henryk Sienkiewicz napisał, że „Kto weźmie książkę do ręki albo się czegoś nauczy, albo się ubawi, albo zaśnie - w każdym przypadku skorzysta”. Książki proponowane dzieciom w bajkoterapii i baśnioterapii mogą spełniać różnorodne funkcje: edukacyjne, wychowawcze, estetyczne oraz terapeutyczne. Literatura stwarza przestrzeń dialogu z młodym człowiekiem, dostarcza wzorów do naśladowania, pokazuje strategie postępowania, uczy rozpoznawania i nazywania emocji. Dziecko zmienia się z kolejną usłyszaną lub przeczytaną historią...
Najczęściej w pracy z dziećmi stosuje się książki psychoedukacyjne, w których bohater ma problem podobny do problemu dziecka i próbuje sobie z nim poradzić, np. boi się burzy lub ciemności, szuka przyjaciół, zmaga się z nieśmiałością itp.
Porozmawiajmy o efektach tej metody. Czy terapia zawsze przynosi oczekiwany skutek? Poda Pani jakiś anonimowy przykład osoby, dla której biblioterapia okazała się ,,strzałem w dziesiątkę”?
Badacze zajmujący się profesjonalnie biblioterapią w swoich publikacjach udowadniają skuteczność tego typu terapii. Wielokrotnie zdarzyło mi obserwować „przemianę”, która następowała w dziecku, nastolatku oraz osobie dorosłej pod wpływem książki...
Zakładając, że biblioterapia to metoda rozwoju osobistego, w której za pomocą odpowiednio dobranych materiałów wspiera się funkcjonowanie człowieka, możemy śmiało wpisać ją w szerszą strategię rehabilitacji psychologicznej i psychiatrycznej. Wspieranie chorego w trudnym okresie przystosowania do nowych, niepomyślnych warunków, także w kolejnych kryzysach emocjonalnych i interpersonalnych to podstawowe zadanie terapeuty.
Kilka dni temu otrzymałam list od mamy dziecka chorującego onkologicznie, napisała, że dzięki książkom, ktróre jej poleciłam, zaczęła rozmawiać z dzieckiem o chorobie, nie unika już tego tematu.
Niektórzy biblioterapeuci zachęcają też do pisania własnych opowiadań. Czy pisanie też może być terapeutyczne?
Dzielenie się z innymi czytelnikami swoimi emocjami, przeżyciami, doświadczeniami zazwyczaj działa na nas terapeutycznie i daje poczucie sensu.
Skoro książka to lekarstwo dla duszy, to jaki powinien być lekarz dusz? Są jakieś cechy, które określają dobrego biblioterapeutę?
Biblioterapeuta korzysta z metod wypracowanych przez psychoterapię, ale skupia się głównie na terapeutycznej funkcji książki, powinien zatem znać dobrze literaturę, a jednocześnie mieć przygotowanie psychologiczne. Proces „stawania się” i praktykowania „bycia” biblioterapeutą wymaga wieloletniego zaangażowania, poszukiwań, udoskonalania metod pracy, rzetelnego zaplecza teoretycznego i doświadczenia praktycznego.
Przedstawiając ten problem obrazowo, być mistrzem i pasjonatem kierownicy nie oznacza umieć naprawić samochód lub prowadzić cały warsztat samochodowy. Nie ma wątpliwości co do faktu, że osoba prowadząca warsztaty biblioterapeutyczne musi być „oczytana”, wrażliwa na artyzm dzieła literackiego, swobodnie posługiwać się wzorcami zachowań bohaterów literackich, aby spełniać rolę przewodnika dla innych użytkowników biblioterapii.
Pani od zawsze była takim Molem Książkowym?
Sporo czytałam od najmłodszych lat wypożyczając książki napierw z małej biblioteki szkolnej w Młynnem, później moim ulubionym miejscem stała się biblioteka I LO im. W. Orkana w Limanowej, dużo książek wypożyczałam również z limanowskich biblioteki (publicznej i pedagogicznej). Teraz sama mam pokaźną bibliotekę (około 2 tysięcy pozycji) i ciągle dokupuję kolejne...
Ma Pani swoją ulubioną książkę, która jest takim lekarstwem na całe zło?
Bardzo lubię czytać książki polskich autorek: psychoterapeutek: Ewy Woydyłło (Buty szczęścia, Dobra pamięć, zła pamięć, Ludzie, ludzie...) i Katarzyny Miller (Być kobietą i nie zwariować. Opowieści psychoterapeutyczne, Być kobietą i wreszcie zwariować) oraz podróżniczki Beaty Pawlikowskiej (W dżungli życia, W dżungli miłości, W dżungli codzienności). Jednak książka, do której wracam najczęściej, to „Biegnąca z wilkami” meksykańsko-hiszpańskiej pisarki Clarissy Pinkoli Estés.