Porządki w kasie. Jak nie wystarczy, to innemu zabierzemy
Greg Hancock może zostać ukarany grzywną, a może nawet zawieszeniem - poinformował „Przegląd Sportowy”.
Chodzi ponoć o dodatkową umowę ze Stalą Rzeszów, w myśl której klub miał mu zapewnić sponsora lub wypłacić dodatkowe pieniądze, jeśli tego nie zrobi. To nosi znamiona złamania regulaminu finansowego.
Nie bronię Amerykanina, który zapewne okazał się w tym wypadku zbyt pazerny. Irytuje mnie jednak bezczelność klubów, które bezmyślnie podpisują idiotyczne kontrakty, których nie są w stanie zrealizować. Teraz toną rzeszowianie i najwyraźniej postanowili pociągnąć Hancocka ze sobą na dno. Zapewne dlatego, że żużlowiec nie chce podpisać ugody, bo nie wierzy, że klub zwróci mu 800 tys. zaległych poborów. A bez tego Stal nie wystartuje w lidze, choć ma ochotę nawet na I ligę.
To nie pierwsze tego typu zagranie, żeby wspomnieć redukcję obowiązujących umów w Zielonej Górze po ostatnim sezonie. Wyjątkową inwencją zadłużone kluby popisywały się po sezonie 2013, gdy nie potrafiły wywiązać się ze swoich zobowiązań i na wyścigi wymyślały kary za brak czapeczek czy nawet pojawienie się w „cywilu” zawodnika na innym stadionie.
Może po prostu przed każdym sezonem przemyśleć finanse, zamiast kalkulować wpływy na maksymalnym poziomie? To dużo łatwiejsze i bezpieczniejsze rozwiązanie.