Blisko od stolicy Białegostoku, ale zimą droga do kolonii Podleńce trudna. Za to rozmowa z Jerzym Podleckim i jego żoną Teresą z Citków toczyła się wartko i miło.
Pan Jerzy otrzymał od siostry Anny Nowakowskiej materiały dotyczące posłów Hieronima i Dominika Łosiów. Sam pamięta tylko Dominika, i to jak przez mgłę. A obaj przecież posłowie wiele znaczyli nie tylko dla całej dobrzyniewskiej okolicy.
Nestor
Minęło właśnie - cichutko, bez fanfar - 150 lat od urodzin Hieronima Łosia. Urodził się i zmarł (1929 r.) w Dobrzyniewie Kościelnym (ob. Duże), gospodarzył przykładnie, pozostawał wierny Bogu i Polsce, toteż w 1919 roku zyskał mandat w wyborach uzupełniających do Sejmu Ustawodawczego, a bez powodzenia kandydował i trzy lata później. Postać to już całkowicie zapomniana, pozostały teksty dwóch wystąpień poselskich. Pierwsze datuje się na 2 lipca 1919 r.
„Wysoki Sejmie! Mamy wroga na wschodzie i mamy go na zachodzie. Mamy go na południu, mamy na północy. Aż tu wychodzi piąty wróg w postaci spirytusu. Co prawda nie on armat, ani karabinów, ale może do nędzy pchnąć naszych synów. Bo ileż to wódka zgubiła gospodarzy, co zeszli na parobków! A ileż ludności fabrycznej zeszło na żebraków, a ileż przez wódkę złodziejstw i rabunków. Tego bym na wołowej skórze nie spisał!” I dalej w tym tonie żarliwym Hieronim Łoś grzmiał, że zabraknie nam w tym pierwszy roku wolnej Polski chleba i kartofli na wyżywienie ludności, za to ma być wyprodukowane 5 mln wiader wódki. Za cara postulowano zamknięcie karczm, o likwidację pijaństwa zabiegali duchowni i lekarze. „Nasza zmartwychwstała Polska jeszcze roku nie ma, a my gościmy ją wódką”.
27 lutego 1922 roku poseł z Dobrzyniewa opowiedział się za szybkim przyjęciem ustawy antyalkoholowej, która „kołacze się już u nas przeszło rok”. „Dla dobra Polski, dla miłości Ojczyzny, dla dobra narodu i społeczeństwa powinniśmy wydać wojnę alkoholowi…”. W skłóconym bardzo Sejmie rozległy się brawa.
Dzieci Hieronima
Hieronim z żoną Aleksandrą z domu Winnicką mieli sześciu synów i cztery córki, którzy weszli w życie dorosłe. Istotna to poprawka do oficjalnego biogramu posła, gdzie pominięto Jacka. Krótko o nich wszystkich, bo zwłaszcza synowie mieli ciekawe losy. Aż trzech walczyło na ochotnika na froncie wschodnim z nawałą bolszewicką i ci uzyskali prawo do przejęcia gospodarstw we wsi Zacisze koło Zabłudowa. Niestety, 10 lutego 1940 roku funkcjonariusze NKWD załomotali nad ranem do drzwi domów osadników, tak zaczęła się ich wywózka na Sybir. Aleksander Łoś uniknął pojmania, ukrywał się i konspirował (AK). Jego żona Bronisława zmarła na zsyłce, trójką dzieci zaopiekowali się państwo Szczepańscy, co może potwierdzić żyjąca Renia (Wanda). O osadniku wojskowym Dominiku Łosiu opowiem dalej, a jego brat Anastazy, też żołnierz ochotnik, powrócił po wojnie z Rosji do kraju, w styczniu 1947 roku kandydował nawet do Sejmu Ustawodawczego z listy mikołajczykowskiego PSL, co naraziło go na represje UB. Antoni Łoś wyjechał na Śląsk, wspomniany już Jacek skończył studia ekonomiczne, w czasie wojny był więźniem niemieckim. Natomiast Jakub po walce we wrześniu 1939 roku trafił na szlaki tułacze „turystów Sikorskiego”, przysłał kartkę z Portugalii, był w Anglii i osiadł prawdopodobnie w Toronto (Kanada), zatem daleko za „żelazną kurtyną”.
Brak miejsca nie pozwala na naszkicowanie biogramów córek Hieronima i Aleksandry. Eugenia poślubiła Aleksandra Poleckiego (rodzice mego rozmówcy), a Władysława - Dąbrowskiego, tragicznie potoczyło się życie Heleny. Rodzina starała się podtrzymywać bliskie więzi, przewodzili Hieronim i Anastazy. Dobrzyniewo Kościelne i Fabryczne, Nowe Aleksandrowo, szlacheckie Leńce i okoliczne wsi lub kolonie wyróżniały się pod wieloma względami. Ziemie ty były (i są) na ogół dobre, bliskość miasta pomagała w dorabianiu, sprzyjała podnoszeniu kultury i oświaty. Nie oszukujmy się jednak, lekko nie było, zwłaszcza w latach wielkiego kryzysu gospodarczego. II Rzeczpospolitą należy doceniać za wiele dokonań, wieś czekała bezskutecznie na realną pomoc.
Dominik
Urodzony w 1897 roku przejął po ojcu wiele cech i pasji. Najważniejszą była chęć gospodarowania w coraz doskonalszy sposób (komasacja, melioracja) i bakcyl działania społecznego. Dominik skończył szkołę w Dobrzyniewie, a od 1935 roku gospodarzył samodzielnie w Zaciszu. Dał się poznać jako działacz młodzieżowego ruchu wiejskiego, kółka rolniczego, spółdzielczości, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Dobrzyniewie. Wcześnie zaczął działalność polityczną w Polskim Stronnictwie Ludowym „Piast” (witosowym), został prezesem powiatowym i wiceprezesem wojewódzkim, był aktywny w samorządach, pisał, wiecował, nawet na krótko stał się więźniem politycznym. Ta biografia wymaga jednak dokładnego opracowania, bo powtarzały się wówczas rozłamy, pojawiały animozje osobiste.
Najłatwiejszy do wydobycia jest dorobek poselski Dominika w trudnej II kadencji Sejmu RP lat 1928-1930. W czerwcu 1928 roku wygłosił on bardzo merytoryczne przemówienie w dyskusji nad budżetem Ministerstwa Robót Publicznych. Upomniał się przede wszystkim o fundusze na dokończenie odbudowy zniszczeń wojennych (ok. 50 tys. osób mieszkało nadal w ziemiankach). Kilka miesięcy później poseł złożył najpierw rezolucję o uwłaszczenie drobnych dzierżawców, a następnie o ulżenie doli zadłużonym nabywcom ziem z parcelacji prywatnej. Dominik nie był w stanie ukryć emocji, gdy w lutym 1930 roku opisywał rozpaczliwy stan finansowy wsi polskiej („Można przejść całą wieś i nie znaleźć paru groszy, bo nikt nie ma pieniędzy”). Interesujące było też wystąpienie przeciwko wczesnemu przenoszeniu na emeryturę państwową. („Jeżeli tak dalej pójdzie, to będziemy mieli Polskę złożoną w większości z emerytów”).
29 października 1939 roku NKWD aresztowała D. Łosia i do dzisiaj nie wiemy, gdzie i kiedy były poseł został pozbawiony życia. Niektórzy przypuszczali, że stało się to w Brześciu, obecnie przeważa opinia, że w Mińsku Białoruskim, a zwłoki ofiar zakopano w Kuropatach. Żonę Emilię i czterech synów Dominika Sowieci zabrali 10 lutego 1940 roku. Wszyscy wrócili do Polski, ale nie ma ich już wśród żywych.
Jerzy Polecki
Pora dodać kilka przypadków z życia mego rozmówcy, urodzonego w 1931 roku. We wrześniu 1939 roku miał pójść do II klasy szkoły powszechnej w Nowym Aleksandrowie, oddanej do użytku w 1935 roku. Z woli okupanta nauczycielką został tam Katerina, dzieci uczyły się rosyjskiego wycinając bukwy z gazet. I najmłodszych śmieszyła propaganda sowiecka. Miało ponoć miejsce takie oto zdarzenie: na zebraniu wiejskim politruk przekonywał, że w Związku Sowieckim jest wszystkiego pod dostatkiem. Ktoś z przymusowych słuchaczy nie podnosząc się rzucił pytanie: - A bieda jest? Rosjanin nie usłyszał dokładnie o co chodzi, ale odpowiedź miał na podorędziu: - Konieczno, mnogo (dużo) jest!
Za Niemca Aleksander Polecki sprowadził z Białegostoku „profesora” Sójkę, który uczył potem w Dobrzyniewie u Anastazego Łosia. Jak się zbliżali żandarmi, to konspiracyjny nauczyciel nakładał fufajkę i biegł rąbać drzewo. Gorszą przygodę miał brat i Eugeniusz Polecki, brat Jerzego, który porzucił pracę w Białymstoku. Za tzw. demokracji naszli dom mego rozmówcy milicjant z komornikiem, by dokonać zajęcia na konto niedostarczonych dostaw obowiązkowych. Na szczęście w gminie mieli dokładne zapisy.
Dużo tych opowieści. Tak można układać piramidy z klocków „na plus” i „na minus”. Powinna, zdaniem Jerzego i Teresy Poleckich, runąć układanka o dobrobycie i sielskim życiu na wsi przedwrześniowej. Pozostaną na pewno przykłady i opinie o nieszczęściach lata obu okupacji, o chwalebnym oporze, ale czy trzeba potępić w czambuł wszystkie zmiany zaszłe na wsi białostockiej po wojnie? Pan Jerzy wylicza: mój brat został lekarzem, jedna siostra skończyła WSR w Olsztynie, druga została laborantką medyczną, jeszcze jeden brat technikiem. W sąsiednich rodzinach wyrośli doktorzy, adwokaci, inżynierowie… Z pewnością cieszyliby się z tego Hieronim i Dominik.