Poszukiwania ORP Orzeł. Po raz kolejny wypłynęli w morze! Są nowe hipotezy. Tomasz Stachura: Mam wielką wiarę w sukces poszukiwań ORP Orzeł
We wtorek, 30.07.2019 orku rano w morze, z portu w duńskim Thyboron, wyszła ósma już ekspedycja „Santi odnaleźć Orła”. Cel niezmienny od pięciu lat - poszukiwania wraku polskiego okrętu podwodnego, który zniknął bez śladu w 1940 r. w czasie patrolu na Morzu Północnym. Rozmawiamy z Tomaszem Stachurą, szefem ekspedycji.
W czasie poprzednich wypraw ekipa „Santi odnaleźć Orła” skupiała się na tezie zakładającej, że ORP Orzeł zatonął w wyniku tzw. friendly fire - bratobójczego ataku brytyjskiego bombowca, którego załoga nie rozpoznała polskiego, sojuszniczego okrętu. Teraz założenia poszukiwań się zmieniły.
Hipotezę związaną z friendly fire, tego nieszczęsnego ataku lotniczego Brytyjczyków na „nieznany” okręt podwodny, sprawdzaliśmy w ciągu ostatnich pięciu wypraw. My ją, tak się wydaje, dość dobrze zweryfikowaliśmy. Przeszukaliśmy hydrograficznie ponad 1200 km kwadratowych obszaru, gdzie do ataku na Orła mogło dojść. Nie natrafiliśmy na ślad okrętu. W tym roku wychodzimy z innego, dość prostego założenia. Mianowicie, że Orłowi coś „stało się” na samym początku patrolu, w pierwszych trzech, czterech dniach rejsu. Załoga okrętu dostała rozkaz wyjścia na patrol obszaru Morza Północnego oznaczonego jako A3 - około 200 - 220 mil od Rosyth. Orzeł potrzebował doby, by do niego dotrzeć. Miał w nim przebywać między 24 maja a 1 czerwca 1940 r. Ten obszar właśnie będziemy badać.
Co mogło się wydarzyć na pokładzie Orła w obszarze A3, co spowodowało jego zatopienie - według hipotezy, którą założyliście przed obecną ekspedycją?
Możliwości są dwie - na Orle doszło do „zwykłego” wypadku, awarii technicznej, niezwiązanej z działaniami wojennymi, lub okręt wpłynął na minę zerwaną z niedalekiego, od obszaru A3, pola minowego. Co ważne, Orzeł nie kontaktował się z bazą w Rosyth od początku swojego ostatniego patrolu.
Ekspedycja ma potrwać dwa tygodnie.
Wkrótce rozpoczniemy badania hydrograficzne w obszarze A3. Gdy tylko natrafimy na jakikolwiek ślad, nurkowie zejdą pod wodę. Po cichu liczę, że tym razem uda nam się odkryć Orła.
Społeczne nadzieje na odnalezienie słynnego okrętu podwodnego rosną wraz z każdą ekspedycją. Polacy trzymają kciuki za sukces waszych poszukiwań.
Zgodzę się, widzimy, że zainteresowanie naszymi ekspedycjami wzrasta. Uważam to za sukces. Jednorazowe odnalezienie ORP Orzeł pięć lat temu (wtedy rozpoczęły się ekspedycje „Santi odnaleźć Orła” - red.), nie przyniosłoby takiego efektu jak wieloletnie poszukiwania okrętu.
Na pewno rośnie doświadczenie personelu poszukującego Orła, choć wspominał pan, że dysponujecie znakomitym sprzętem.
Od początku partnerem ekspedycji jest Instytut Morski w Gdańsku, który zapewnia doskonały sprzęt do prac hydrograficznych. Jesteśmy pod względem technicznym przygotowani bez zarzutu. Natomiast urządzenia, choć bardzo dobre, nie będą same działać. Przede wszystkim liczy się wsparcie hydrografów. Są z nami Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku oraz dwóch innych specjalistów od tego rodzaju poszukiwań. Mamy bardzo silną ekipę. Ludzie, technika są naszymi atutami. Mamy również wielką wiarę w sukces.
Czy jeśli jednak rozpoczynające się dziś poszukiwania nie zakończą się powodzeniem, będzie chciał pan z ekipą wrócić na morze kolejny raz, jeszcze w tym roku?
Trochę jeszcze za wcześnie mówić o takim scenariuszu. Skupiamy się po prostu na najbliższej ekspedycji. Niemniej projekt od początku ma takie założenie, że będziemy poszukiwać ORP Orzeł do skutku. Jeśli okrętu nie znajdziemy w czasie obecnej wyprawy, to już za dwa tygodnie, po powrocie, będziemy się zastanawiać, co dalej. Na pewno jednak szukać będziemy nadal. Sprawy nie odpuścimy.