Powódź, wichura, burza, śnieżyca. Jesteśmy przygotowani na najgorsze
Nie da się zabezpieczyć przed każdym żywiołem. Wobec wichury jesteśmy bezradni – mówi Henryk Ferster kierujący Wojewódzkim Centrum Zarządzania Kryzysowego. - Wtedy liczy się szybkość działania tuż po.
Środowy poranek w Wojewódzkim Centrum Zarządzania Kryzysowego w Opolu. Kilka pomieszczeń. W jednym dwie osoby, w drugim, większym, przy stanowisku siedzi Celina Surowiec, wieloletni pracownik centrum. Przed nią dwa rzędy monitorów, nad nią, na bocznej ścianie zawieszony telewizor z włączonym programem informacyjnym.
Właśnie migają obrazki sznura jadących pod prąd samochodów na opolskim odcinku autostrady. Kierowcom nie chciało się czekać w korku powstałym po kolizji drogowej i postanowili opuścić A4 pasem awaryjnym. Na monitorach przed panią Celiną nie miga nic, spokój.
Położone na parterze budynku urzędu wojewódzkiego centrum pracuje 24 godziny na dobę. Drzwi zakodowane, wejście tylko dla uprawnionych. To tutaj docierają prognozy pogody i ostrzeżenia o nadzwyczajnych warunkach atmosferycznych (burzach, upałach, mrozach, opadach śniegu) z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej i inne informacje o zagrożeniach w regionie.
- Taka informacja jest natychmiast przekazywana do powiatów trzema drogami: przez e-mail, faks i esemes - wyjaśnia Henryk Ferster, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego. - Następnie starostwa przekazują to gminom, gminy - sołectwom.
Takie same ostrzeżenia przez system SMS trafiają do najważniejszych osób i instytucji w województwie odpowiedzialnych za bezpieczeństwo: wojewody, komendantów wojewódzkich policji i straży pożarnej, dyrektora wydziału OUW. Henryk Ferster prezentuje jeden z takich komunikatów: „burze z gradem na terenie województwa, przewidywane od... do... (daty i godziny)”.
SMS-ami i e-mailami takie komunikaty trafiają też m.in. do kolei, elektrowni, zakładów energetycznych, wojewódzkiego sztabu wojskowego czy nadleśnictw.
- A najważniejsze dla mieszkańców jest to, że przekazujemy te informacje do prasy, radia, telewizji, portali internetowych oraz zamieszczamy je na stronie internetowej urzędu wojewódzkiego na dobrze widocznym, czerwonym pasku - kontynuuje Henryk Ferster. - Kolejne miejsce, w którym można znaleźć taki komunikat, to Regionalny System Ostrzegawczy (RSO), bezpłatna aplikacja, którą można zainstalować na smartfony i podobne urządzenia.
Dyrektor prezentuje aplikację: znajdują się w niej nie tylko ostrzeżenia meteorologiczne, hydrologiczne, o stanach wód, ale też dla kierowców. Z aplikacji można się dowiedzieć, czego możemy się spodziewać w jednym z wybranych regionów albo w całym kraju. „Droga krajowa 40 zablokowana, policja zorganizowała objazd”, „W związku z przystąpieniem do realizacji robót na drodze krajowej 94, na odcinku Sucha - Strzelce Opolskie, od 23 czerwca wprowadzony został ruch zastępczy” - czytamy komunikaty dla kierowców.
W czasie remontu na opolskim odcinku autostrady można było w RSO wyczytać o czasach oczekiwania na poszczególnych węzłach. Informacje aktualizowano co 2, 4, 6 godzin, w zależności od tego, jak zmieniał się ruch na drodze. - To system przydatny dla każdego i natychmiast - podkreśla dyrektor Ferster.
Kiedy rozmawiamy, do dyrektora Ferstera dzwoni akurat wojewoda Adrian Czubak. Ten uspokajającym tonem tłumaczy szefowi, że wszystko zostało załatwione. Podejrzewam, że może chodzić o Landzmierz - 7 lipca nawałnica przeszła nad powiatem kędzierzyńsko-kozielskim, głównie gminami Cisek i Bierawa, zrywając dachy. - Może pan spokojnie odpoczywać, panie wojewodo, my czuwamy - zapewnia Ferster.
Zdać egzamin w czasie żywiołu
Dyskusja o tym, czy państwo zdało egzamin w czasie żywiołu (czy do mieszkańców zagrożonych terenów dotarła z wyprzedzeniem informacja, a już po kataklizmie - czy otrzymali potrzebną pomoc), rozgorzała w kraju po tym, jak w pierwszej połowie sierpnia nad Polską przeszły gwałtowne burze. Najbardziej ucierpieli ludzie i gospodarstwa na Kujawach i Pomorzu, w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku.
Bilans? Życie straciło 6 osób, kilkadziesiąt było poszkodowanych (w tym ratownicy), wiatr zerwał i uszkodził niemal 5 tysięcy dachów, prawie 9 tysięcy gospodarstw zostało odciętych od prądu, pokotem położyło hektary lasów; ktoś porównał, że gdyby załadować tym drewnem wagony, to pierwszy stałby w Sopocie, a ostatni - w Zakopanem.
Poszkodowani mieszkańcy oceniali, że pomoc przyszła późno, że zbyt długo byli zdani sami na siebie, że nikt nie pomyślał, żeby od razu uruchomić wsparcie wojska. Pojawiły się zarzuty, że przedstawiciele rządu, zamiast uruchomić szybko odpowiednie służby, grzali się w cieple telewizyjnych kamer, co stało się wodą na młyn dla polityków opozycji.
Henryk Ferster zastrzega, że o ile powódź czy podtopienia można przewidzieć, o tyle przy wichurze trudno ocenić, jakie szkody i gdzie konkretnie może wyrządzić .
Kilkanaście lat temu trąby powietrznej ani tornada nikt by na liście zagrożeń w naszym regionie nie wymienił
- Tu najważniejsza jest szybkość działania po zdarzeniu - podkreśla. - Jak mieliśmy Landzmierz, to przedstawiciel wojewody tuż po uzyskaniu tej informacji od strażaków pojechał na miejsce, oszacował potrzeby i natychmiast wydaliśmy z magazynu 70 plandek do przykrycia zerwanych dachów i zabezpieczenia domostw.
Alojzy Parys, wójt Ciska, na terenie którego leży Landzmierz, przyznaje, że choć w gminie działa system esemesowego powiadamiania o zagrożeniach i kto chce, może z niego korzystać, na wichurę nie sposób się przygotować. - 7 lipca nie dotarły do nas żadne komunikaty o spodziewanej wichurze - wspomina wójt. Dziś mieszkańcy tej wsi kończą reperowanie dachów, a - jak podkreśla wójt - pomocne w tym są pieniądze obiecane i przekazane przez rząd. Udało się nawet odbudować dach na domu 90-letniej mieszkanki, która sama by sobie nie poradziła.
Magazyny wojewody ze sprzętem wykorzystywanym podczas zagrożenia ulokowane są w Luboszycach. W halach i budynkach piętrzą się plandeki, worki na piasek (na wypadek powodzi), łodzie płaskodenne, pontony z silnikami, agregaty prądotwórcze, piły do cięcia, namioty z pełnym wyposażeniem, nawet podgrzewane. Te ostatnie przydały się podczas tornada, które w 2008 roku przeszło nad powiatem strzeleckim - po nim przyszedł ulewny deszcz i pracujący przy usuwaniu szkód grzali się właśnie w takich namiotach. Jest też przyczepa i samochód do transportu sprzętu, który zwykle obsługują strażacy.
Dyrektor Ferster wspomina, że kiedy pod koniec kwietnia br. wezbrała Odra, która rozlała się w okolicach Bierawy i Ciska, najpierw do gminy poszły wyprzedzające komunikaty, a potem służby zaczęły się na to szykować: w pogotowiu było wojsko z Opola i Brzegu, co ustalono z wyprzedzeniem z ministrem obrony narodowej, przedstawiciele wojewody pojechali na miejsce na rekonesans, potem omówili plan działania z dowódcami żołnierzy, ustalono, że jest ciepło, ale nie gorąco, taki stan pogotowia. Przygotowani byli także strażacy - czuwający w zwiększonej sile. Na szczęście woda przeszła i wielkich strat nie zrobiła.
Dziesięć lat po trąbie powietrznej
Henryk Ferster w wydziale bezpieczeństwa pracuje od 1999 roku. - Gdyby ktoś wówczas kazał mi wymienić zagrożenia, jakie mogą dotknąć Opolszczyznę, to tornada czy trąby powietrznej bym nie wskazał - wspomina.
Tymczasem w 2003 roku w 20 minut huragan zdewastował zabudowania we wsiach: Osiek, Łaziska, Bokowe, Żędowice, Kielcza i Borycz w powiecie strzeleckim. Łamiące się jak zapałki i wyrywane z korzeniami drzewa niszczyły dachy, zabudowania, trakcję elektryczną, drogi. Powtórka z historii przyszła kilka lat później - 15 sierpnia 2008 roku - i to znów w powiecie strzeleckim. Tym razem największe straty były w gminie Ujazd (w Sieroniowicach, Balcarzowicach, Zimnej Wódce) i Błotnicy Strzeleckiej.