Powoli wychodzimy z niżu lat 80. i 90.
- Ślubów i dzieci jest coraz więcej - mówi kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Nowej Soli, Sławomir Wojciechowski
Za nami czerwiec, popularny miesiąc ślubów z literką „R”. Faktycznie ślubów było więcej?
Tak, ale czy litera „R” odgrywa tak istotną rolę? Chyba nie. Taką tendencję widać już od kilku ostatnich kilku.
Tak ciężko o termin, że ludzie biorą co jest?
Okres od czerwca wręcz do października, zawsze był popularnym okresem na zawieranie małżeństw. Ciekawostką jest to, że coraz bardziej popularne stają się śluby w dni robocze.
Jest to możliwe?
To zawsze było możliwe, ale nie było zainteresowania ze strony obywateli. Kiedyś.
Z czego to wynika?
Ludzie mówią, że jest ograniczona ilość miejsc, gdzie można w sobotę zorganizować zabawę weselną.
Innymi słowy, proza życia zmusza ludzi do tego.
Dokładnie tak. Ale też często ludzie wskazują na to, że wynajęcie sali w czwartek czy piątek jest po prostu tańsze.
Społeczeństwo jest zwyczajnie pragmatyczne.
Oczywiście! Z drugiej strony sobota jest ograniczona godzinowo, nie rozciągnie się.
Warto dodać, że obserwujemy spore zainteresowanie ślubami obywateli Polski, którzy żyją za granicą. W ślad za tym idzie duży wzrost umiejscowień aktów urodzeń.
Czy duża liczba ślubów przekłada się na dużą liczbę urodzeń?
Następuje powolny wzrost. Powoli wychodzimy w Polsce z niżu demograficznego przełomu lat 80. i 90.
To wpływ programu 500+?
Na pewno jakiś wpływ miał. Ale według mnie liczba czynników, które wpływa na wzrost urodzeń jest tak duża, że byłbym bardzo ostrożny przy takich opiniach, że wyż to zasługa tego programu.
A dowiem się od pana ilu jest nowosolan w Nowej Soli?
Dane z rejestrów na pewno nie są danymi rzeczywistymi. Przywiązanie do stałego zameldowania bardzo dziś zmalało. To wynika z dynamiki. Ludzie często zmieniają miejsce zamieszkania czy pracy. Wydaje mi się, że rzeczywista liczba mieszkańców Nowej Soli grubo przekracza 40 tys. osób. Podejrzewam, że im większe miasto, tym dane w rejestrach będą mniej zbieżne z rzeczywistością.
Pamiętam, że rozmawialiśmy kiedyś o rosnącej liczbie rozwodów. Domyślam się, że ten trend się utrzymuje?
Tak, cały czas...
Całe szczęście, że ten trend nie jest skorelowany z liczbą urodzeń.
Odpowiem w drugą stronę: mnóstwo osób mniema, że rozwody, to tzw. erozja instytucji małżeństwa. Otóż nie. Obserwujemy bardzo dużo małżeństw zawieranych przez osoby rozwiedzione. Nas to cieszy, bo to znaczy, że ci ludzie nadal szukają szczęścia. Jeżeli znajdują, a my możemy w tym troszeczkę pomóc, to tym bardziej jest nam miło.