Powrót do przeszłości [komentarz]
Prawo i Sprawiedliwość opanowało sztukę odwracania podstawowych pojęć demokracji do tego stopnia, że brzmią one coraz bardziej groteskowo.
Zaczęło się podczas sejmowego exposé w 2006 r. od - wówczas zdawałoby się - niewinnego lapsusu, gdy Jarosław Kaczyński powiedział:
Nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne
Po zdobyciu pełni władzy prezydent, a przede wszystkim politycy PiS przekonują, iż „białe jest czarne, a czarne jest białe”. Dziś w języku władzy dobra zmiana, reforma, pakiet demokratyczny, suwerenność, patriotyzm nie znaczą to, co znaczą.
I wie to każdy, kto próbuje doszukać się logiki w postępowaniu naczelnika choćby w obecnym paraliżu Sejmu. W piątek nerwowe decyzje pisowskiego marszałka rozpaliły kryzys parlamentarny przede wszystkim dlatego, że prezes - gdy była szansa na opanowanie emocji - chciał jednak dać nauczkę opozycji. Eskalacja konfliktu doprowadziła do tego, że następnego ranka żaden dziennikarz (oprócz tych, którzy pracują dla mediów przychylnych obecnej władzy) nie mógł wejść do Sejmu. A wcześniej tysiące ludzi wyszło na ulice chyba w najostrzejszym proteście przeciw władzy „dobrej zmiany”. Prezes pokazał, że nie ma pojęcia o nowoczesnej komunikacji. Zakazać dziennikarzom relacji z ław sejmowych, to dać przyzwolenie opozycji na filmowanie smartfonami tego, co uzna za warte pokazania opinii publicznej. A przecież opozycja nigdy nie zastąpi dziennikarzy patrzących politykom na ręce. Bo opozycja to ... też politycy.
Groteskowy PiS opanował do perfekcji również sztukę odwracania czasu. Po piątkowych wydarzeniach w Sejmie nazwał protestujących zdrajcami ojczyzny. Warchoły, awanturnicy, podżegacze - takie słowa padały z ust posłów PiS i pani premier. To były słowa rodem z PRL-u. W 2007 r. Jarosław Kaczyński powiedział „Wprost”:
Chciałem rządzić, już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać mając lat 34, a skończyć rząd, mając lat 91. To byłby rok 2040
Nie dajmy prezesowi aż tyle czasu, bo wtedy polska demokracja (i gospodarka) obróci się w ruinę. Najbliższe godziny i dni pokażą, czy prezydent Andrzej Duda wykorzysta ostatnią szansę, by wybić się na samodzielność i zablokować ten groźny dla Polski proces.