Powrót do teatru. Z pamiętnika człowieka postpandemicznego
"Dla dobra kultury - oraz by nie zemdleć - zrywasz ukradkiem maseczkę i zastanawiasz się, czy zaraz w drzwiach pojawi się straż miejska".
Ponad rok nie było mnie w teatrze, więc leciałem jak na skrzydłach. Napisałbym, że w wręcz w gorączce, ale jednak pomiar temperatury przy wejściu tego nie potwierdził. Wręcz przeciwnie, z czoła bił jeszcze pandemiczny chłód, bo 35,1 na elektronicznym wyświetlaczu aż prosiło się o dodatkową ocenę podstawowych czynności życiowych.
Medyczne procedury, choć już powszechne, do teatru nie pasują wcale, w teatrze temperaturę należałoby mierzyć co najwyżej po spektaklach. W celu ustalenia, ma się rozumieć, czy twórcom udało się rozpalić publikę.
Ludzie onieśmieleni, jakby w murach Starego Teatru pojawili się tuż po wielomiesięcznym maratonie oglądania seriali w samotności, łączy nas wspólna niepewność w procesie powtórnej socjalizacji. Small talki szybko gasną. Ekscytacja miesza się z lękiem, czy po przymusowym odwyku od kultury wysokiej będziemy umieli zachować się przy jej konsumpcji, jeść ją nożem i widelcem, czy będziemy ją szarpać jak głodny woj Mieszka I cielęcą gicz. Odruchy bezwarunkowe jednak działają, pamięć mięśniowa nie zawodzi. No, może w niektórych przypadkach koronawirusowa pauza rozszczelniła zasady etykiety, chyłkiem przemknął gdzieś widz w krótkich, dresowych spodniach, ale okażmy jednak trochę wyrozumiałości. Może też stęskniony biegł na spektakl, a tak mu było w tym biegu najwygodniej.
Aktorzy chyba również nie mogli się doczekać, bo na scenie siedzieli już, zanim pojawili się widzowie. Na widowni co drugie miejsce wolne, dziwny widok, ale dużo miejsca na nogi. Można do woli zakładać jedną na drugą, bez wprawiania w ruch całego rzędu i kopania tego z przodu, co zdecydowanie wszystkim ułatwia percepcję - zwłaszcza długiej - sztuki. Do tego nikt nikomu nie zasłania, można zastygnąć w jednej pozie, a głowy nie ruszają się jak klawisze pianina. Stare techniki wykręcania ciała w fotelu, w celu wydłużenia lub skrócenia kręgosłupa i zmiany kąta obserwacji, stały się bezużyteczne.
Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów. Nie da się przeżuwać sztuki w maseczce. Zamiast skupić się na treści, topisz się w pragnieniu, żeby być jak ci na scenie, wyrzucać z siebie bez skrępowania epickie chmury aerozoli. Braki tlenu wywołują ataki senności, no bo nie spektakl przecież. Dla dobra kultury - oraz by nie zemdleć - zrywasz ukradkiem zasłonę i zastanawiasz się, czy zaraz w drzwiach pojawi się straż miejska.
No dobrze, a teraz recenzja. „3siostry” na podstawie Czechowa, reżyser z europejskiej ekstraklasy, gwiazdy w obsadzie. Krytycy zachwyceni, publiczność pewnie trawi do dziś. Jedno zaskoczenie: tylu nagich mężczyzn naraz ta scena (narodowa, wszyscy wiemy, ile dziś to słowo waży) nie widziała bodaj nigdy i to jest dobra informacja, choć akurat niekoniecznie dla wrażliwych widzów. Zwiastuje odwilż w próbach politycznego nadzoru, nowy dyrektoriat Starego z placetem od ministra Piotra Glińskiego zadebiutował bez lęku o stołki i telefon z ministerstwa. A dużo błahsze rzeczy były tu przecież przed kilku laty oprotestowywane.
Ten powrót do teatru to był więc wielopoziomowy powiew normalności. A teraz dawać już te koncerty!