Powstanie wielkopolskie. Co działo się w Bydgoszczy 103 lata temu?
Do Bydgoszczy powstanie nigdy nie dotarło, choć walki toczyły się blisko miasta. Nie znaczy to, że biernie oczekiwano na wynik toczonych bojów.
Uważany za „sprawcę” wybuchu powstania wielkopolskiego, wybitny polski pianista Ignacy Jan Paderewski, późniejszy premier II RP, pod koniec 1918 roku wybrał się z USA, gdzie mieszkał, do Polski. W samą Wigilię jego statek wpłynął do portu w Gdańsku, skąd Paderewski udał się w dalszą drogę pociągiem do Poznania. Po drodze był przystanek w Bydgoszczy…
Wielki wiec
Pociąg z wybitnym Polakiem zatrzymał się na stacji Bydgoszcz Główna w pierwsze święto wieczorem tylko przez chwilę. Na peronie pozdrawiali Paderewskiego najaktywniejsi bydgoscy Polacy, mało kto zresztą w mieście wiedział o jego podróży.
Następnego dnia zwołano z tej okazji w sali Szuprytowskiego przy ul. Dolina wielki patriotyczny wiec polski, który cieszył się ogromnym zainteresowaniem - nie wszyscy chętni do udziału w nim zmieścili się na sali. Przemawiali m.in. Jan Biziel, Jan Teska i Melchior Wierzbicki. Zebrani wysłali do Paderewskiego do Poznania telegram powitalny, nie wiedząc jeszcze wówczas, że po płomiennym przemówieniu wirtuoza fortepianu do zgromadzonych mieszkańców stolicy Wielkopolski z balkonu hotelu „Bazar” zapadnie decyzja o rozpoczęciu następnego dnia powstania wielkopolskiego.
Choć walki powstańców z Niemcami w Poznaniu trwały 27 grudnia 1918 roku już od rana, wieść o nich dotarła do Bydgoszczy dopiero w południe. Tu sytuacja była jednak inna, nie było nawet mowy, by próbować zorganizować powstańczy zryw.
O gwałtach nie myślimy
Stacjonujący w mieście liczny garnizon niemiecki z góry skazywał każdą próbę rebelii na niepowodzenie. Zresztą ludzie odgrywający podówczas główną rolę w życiu polskiego społeczeństwa w mieście w czasie I wojny byli głęboko przekonani, że walka z Niemcami poprowadzić może jedynie do zguby i wzywali wszystkich Polaków do pozostania w domach, niewychodzenia na ulice, a także unikanie w codziennej działalności wszystkiego, co mogłoby Niemców drażnić. Taka była wówczas taktyka.
Istniejący już od miesiąca zarząd Polskiej Rady Ludowej na Miasto Bydgoszcz i Przedmieścia wydał specjalną odezwę do polskich mieszkańców Bydgoszczy, którą rozwieszono w paru punktach miasta i opublikowano w „Dzienniku Bydgoskim”. Oto jej treść:
„Dochodzą nas pogłoski, że niemieccy obywatele rozszerzają wiadomości i wyrażają obawę, jakoby ze strony polskiej zamierzano tutaj wywołać rozruchy. Wobec tego stwierdzamy, że o żadnych gwałtach ani rozruchach nie myśleliśmy i nie myślimy. Przeciwnie, zwracamy się do ludności polskiej z usilną prośbą, ażeby i nadal w tych czasach krytycznych zachowała spokój i równowagę oraz przyczyniała się do utrzymania porządku publicznego. Gdyby zaś z innej strony próbowano nas drażnić, natenczas na takie próby odpowiemy tym spokojem, jaki nam nasza godność narodowa nakazuje”.
Natenczas na takie próby odpowiemy tym spokojem, jaki nam nasza godność narodowa nakazuje.
Kamieniami w wartę
Pierwszy dzień powstania niewiele różnił się zatem w Bydgoszczy od innych. Jedynym odnotowanym incydentem w mieście było zachowanie młodzieży. Grupka młodych Polaków obrzuciła kamieniami niemieckich żołnierzy stojących na warcie w koszarach przy ul. Gdańskiej. Wartownicy w pościgu zdołali jednego ze sprawców zatrzymać, został on przez nich aresztowany.
Następnego dnia zamilkły w mieście telefony poza niemieckimi wojskowymi, wprowadzona została blokada komunikacyjna. Jakiekolwiek wieści o przebiegu powstania przestały do naszego miasta docierać. Pomimo tego rozpoczęła się tajna akcja werbunkowa ochotników, którzy chcieli przedrzeć się przez linię frontu do powstańców i walczyć w ich szeregach. W Bydgoszczy zawiązała się również konspiracyjna organizacja wojskowa, która prowadziła działalność wywiadowczą i opracowała plan powstania na terenie miasta.
Grenzschutz atakuje
To ożywienie wśród Polaków zauważyli, oczywiście Niemcy, którzy podjęli natychmiastową kontrakcję, zakładając w pierwszych dniach stycznia 1919 roku Grenzschutz - jednostki tzw. obrony granicznej, przeznaczone do tłumienia polskiej działalności narodowej. W Bydgoszczy pojawiły się ulotki wzywające do walki z Polakami, a 9 stycznia pobito na dworcu dwóch znanych Polaków, księdza Filipiaka i aptekarza Kużaja. Połączenie telefoniczne z Poznaniem zostało przywrócone, jednak podlegało ono cenzurze i w przypadku podjęcia tematu rozmowy na temat walk powstańczych, była ona natychmiast przerywana. Pierwsze pełniejsze informacje o zdarzeniach w Wielkopolsce, również ocenzurowane, „Dziennik Bydgoski” zamieścił dopiero 3 stycznia. Jednak nic już nie było w stanie powstrzymać „przebudzenia” narodowego i w konsekwencji powrotu Bydgoszczy do Polski.