50 lat temu w wypadku samochodowym zginął jeden z najwybitniejszych aktorów powojennego pokolenia, przyjaciel Zbigniewa Cybulskiego, z którym dzielił pokój i motocykl. Ikonę i gwiazdę tamtych czasów przypomina Maciej M. Szczawiński w opublikowanej właśnie książce „Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli”.
Rola w „Zezowatym szczęściu”, komedii Andrzeja Munka o życiu oportunisty Jana Piszczyka, przyniosła Kobieli ogromną popularność w latach sześćdziesiątych i wpisała do historii polskiej kinematografii. Zagrał też w „Popiele i diamencie” Andrzeja Wajdy. Stworzył niezapomnianą kreację w Teatrze Telewizji jako Pan Jourdain w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera, w reżyserii Jerzego Gruzy. To ostatnia jego rola teatralna.
Wcześniej był słynny teatrzyk Bim-Bom w Gdańsku. Zaraz po studiach w krakowskiej szkole aktorskiej Kobiela wyjechał na Wybrzeże i zamieszkał z Cybulskim w Sopocie w jednym pokoju. Kto u nich nie przesiadywał! Maciej M. Szczawiński wymienia jednym tchem: Roman Polański, Jerzy Skolimowski, Krzysztof Komeda, Jacek Fedorowicz, Wojciech Kilar, Stanisław Dygat, Kalina Jędrusik, Agnieszka Osiecka, której potem świadkował na ślubie z Wojciechem Frykowskim.
Starsi telewidzowie pamiętają go z niezwykle popularnego telewizyjnego widowiska rozrywkowego „Małżeństwo doskonałe”, prowadzonego wspólnie z Jackiem Fedorowiczem.
Król życia
Z Cybulskim Kobiela kupił na spółkę motocykl i przemalowali go na kolor jasnożółty. Od premiera Józefa Cyrankiewicza dostał po latach przydział za zakup samochodu małolitrażowego z importu. Sprawiał wrażenie cieszącego się życiem szczęśliwca. Natura obdarzyła go nadzwyczajną vis comica, ale był zabawny także w życiu prywatnym.
W książce Macieja M. Szczawińskiego odnajdujemy również Kobielę lirycznego i romantycznego: „Wczoraj pomyślałem sobie, że wolałbym (nie śmiej się!), żebyś mnie dziesięć razy zdradziła, niż żeby stała Ci się najmniejsza krzywda. I jeszcze: wziąłbym na siebie w każdej chwili - mimo wielkiego tchórzostwa! - cały ból, jaki by mógł Cie spotkać”. Tak pisał w 1963 roku do żony Małgorzaty, lekarki.
„Wie pan, że on nigdy nie podniósł na mnie głosu?” - zwierza się Małgorzata Kobielowa autorowi książki.
Poznajemy Kobielę zagubionego, przepracowanego, w ciągłych podróżach. Odnajdziemy w książce nigdy niepublikowane jego piękne listy do rodziny, zwłaszcza do mamy. Są tu fragmenty pamiętnika z podróży do Ameryki w 1964 roku, dokąd płynął „Batorym”.
Śląskie ślady
W katowickiej Galerii Rzeźby przy ulicy Grunwaldzkiej stoi również popiersie Bogumiła Kobieli, wszak aktor urodził się w Katowicach, tu mieszkał przy ulicy Poniatowskiego i tutaj kończył Liceum Ogólnokształcące im. Kopernika. Tych związków z regionem jest więcej. Ojciec, nauczyciel i folklorysta, pochodził z cieszyńskiego, młodszy brat Marek był wykładowcą na Politechnice Śląskiej. Bliska kuzynka Barbara, z rodu Pomianowskich, była żoną kompozytora Wojciecha Kilara.
Sięgając wstecz, dziadek ze strony matki, prawnik Andrzej Bajda, tworzył w autonomicznym województwie śląskim delegaturę Najwyższej Izby Kontroli, którą zarządzał do wybuchu drugiej wojny. Był jednym z najbliższych współpracowników wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego.
Sentymentalna podróż
Jak w poprzedniej książce o Bogumile Kobieli Maciej M. Szczawiński nie odtwarza chronologicznie kolei życia swojego bohatera, nie analizuje jego ról filmowych i teatralnych. To raczej sentymentalny reportaż przywołujący miejsca, w których bywał Bogumił Kobiela, ludzi, z którymi się spotykał i którzy byli dla niego ważni. Czytelnik odwiedza Tenczynek, gdzie mały Bobek spędzał dzieciństwo i dokąd aktor chętnie przyjeżdżał latem na wypoczynek. Stoi tam rozłożysty dom, zakupiony jeszcze przez jego dziadka.
Słuchamy wspomnień brata Marka, kuzynki Janiny Stapińskiej. Przywołują rodzinną atmosferę, życie elit w czasach przedwojennych i Polski powojennej, w której inteligencja musiała się odnaleźć.
Autor idzie też na spotkanie z kompozytorem Wojciechem Kilarem, który mówi, że… trochę się bał kuzyna żony. Odwiedza wdowę po Kobieli w Warszawie, dokąd para przeniosła się po latach spędzonych na Wybrzeżu. Wszystko to składa się na fascynującą opowieść o świecie minionym i zagubionych wspomnieniach, o człowieku pełnym namiętności i ciągłych rozterkach. Jest Bobek brylujący w towarzystwie, który żyje z zegarkiem w ręku, i Bobek pragnący ciszy w domowych pieleszach, bo tak naprawdę nie pasował do świata gwiazd. Nie było w nim żadnej ekstrawagancji, żadnych póz. A wszystko to jest podane w wartkiej narracji, z tym umiłowaniem słowa, właściwym dla poety Macieja M. Szczawińskiego.
Wrócił do Tenczynka
Kolejno odchodzili ludzie, z którymi był blisko. Najpierw reżyser Andrzej Munk poniósł smierć w 1961 roku w wypadku samochodowym. Potem pod kołami pociągu zginął w 1967 roku najbliższy przyjaciel Zbigniew Cybulski. W 1969 roku w kwietniu odszedł kolejny przyjaciel, kompozytor Krzysztof Komeda. Spadł ze skarpy w Los Angeles.
Padał silny deszcz, kiedy w lipcu 1969 roku na łuku drogi Bogumił Kobiela wpadł w poślizg. Podobno tylko cud mógłby sprawić, że nie doszłoby do tego zderzenia z autobusem. Zmarł w Gdańsku po kilku dniach.
Spoczywa na cmentarzu w Tenczynku w gminie Krzeszowice, niedaleko Krakowa, przy grobie swojej matki. Za Tenczynkiem aktor nie przestawał tęsknić. Dlaczego na jego trumnie były grzyby zamiast kwiatów? Na to pytanie także odpowiada książka Macieja M. Szczawińskiego „Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli”, która się ukazała nakładem wydawnictwa Mando.
- Postać Bogumiła Kobieli, odkąd pamiętam, zawsze mocno działała na moją wyobraźnię - dodaje autor.