Poznań chórów? Jeszcze tak. Ale już depcze mu po piętach konkurencja
W czwartek minęła piąta rocznica śmierci Stefana Stuligrosza, twórcy Poznańskich Słowików. Ale w drugiej połowie XX w. w mieście działało kilka nie mniej sławnych chórów. Czy i dziś można Poznań nazwać stolicą polskiej chóralistyki?
Stefana Stuligrosza nie trzeba przedstawiać - ten wybitny chórmistrz i pedagog, kompozytor, organista i muzykolog rozpoznawany był w całym, nie tylko muzycznym świecie, jako twórca Chóru Chłopięco-Męskiego Filharmonii Poznańskiej Poznańskie Słowiki.
Za jego kierownictwa śpiewanie w tym zespole było nobilitacją. Na przesłuchania zgłaszało się nawet 300 chłopców. A o Poznaniu mówiono, że jest stolicą polskiej chóralistyki. A jak jest dziś? Czy w XXI wieku Poznań nadal uchodzi za miasto chórów? Zwłaszcza po aferze pedofilskiej z 2003 r. związanej z Wojciechem Kroloppem, szefem Polskich Słowików?
Dziś Poznańskimi Słowikami kieruje wychowanek Stefana Stuligrosza Maciej Wieloch, zresztą na życzenie samego Mistrza.
- Mam nadzieję, że po Stefanie Stuligroszu zostało bardzo dużo, bo osobiście staram się kontynuować linię programową i utrzymać taki charakter chóru, jaki on stworzył
- mówi Maciej Wieloch. - Od 1950 roku jesteśmy chórem Filharmonii Poznańskiej, co nakłada na nas określone zadania. Musimy wykonać ileś koncertów i te koncerty są dla nas zawsze najważniejsze, bo to często duże formy instrumentalno-wokalne i każdy koncert w Auli UAM czy innej sali koncertowej Poznania to jest wydarzenie. To punkty, od których zaczynamy budować sezon i planować pracę. Ale w naszym repertuarze nie unikamy muzyki nieco lżejszej, która zawsze znajduje słuchaczy. To chyba nic złego, że ludzie oprócz Bacha słuchają też Leonarda Cohena czy Louisa Armstronga. I takie wzbogacanie repertuaru daje nam satysfakcję, ale - i to podkreślam - stanowi odgałęzienie naszego głównego nurtu.
Maciej Wieloch wspomina czasy świetności chóru, kiedy w szczytowym okresie jego sławy na przesłuchania zgłaszało się nawet 300 kandydatów.
- Gdy ja zdawałem do chóru w 1965 roku, było 210 chłopców na 15 miejsc. Teraz o takich liczbach możemy tylko pomarzyć. Jeżeli przesłuchamy 60-80 chłopaków w sezonie, to dużo
- ocenia szef Poznańskich Słowików. - Nabór robimy tradycyjnie pod koniec czerwca, gdy kończy się rok szkolny, i powtarzamy po wakacjach, bo chcemy mieć najlepszych, najbardziej muzykalnych chłopaków. Dzięki temu po dwóch, trzech latach kształcenia ich umiejętności, możemy zdecydować, czy zaśpiewamy „Magnificat” Bacha na dwa soprany, alt, tenor i bas, czy będziemy śpiewali coś prostszego - tłumaczy Maciej Wieloch.
Nowe czasy, nowe zainteresowania
Ale twardo stąpa po ziemi i zdaje sobie sprawę, że współczesny świat mocno się zmienił. Wabi młodych ludzi tyloma rozrywkami i atrakcjami, że trudniej jest zachęcić chłopców do śpiewania w chórze. A także rodziców, bo to od nich musi wyjść impuls, aby wolny czas syna przeznaczyć na chór.
W Poznańskich Słowikach śpiewają kolejne pokolenia z danej rodziny, ale nie stanowi to żadnej reguły. Znacznie więcej jest panów, którzy, choć śpiewają od dzieciństwa, nie przyprowadzili do chóru swych synów, nawet jeśli potomkowie mieli odpowiednie możliwości głosowe. Ciekawostkę za to stanowią trzy pary braci. Śpiewał starszy i wciągnął do chóru młodszego brata.
- Może śpiewanie w chórze jest dziś niemodne, bo świat jest pełen błyskotek, które tak jak to słyszymy często w sloganach reklamowych „musisz mieć”. Młodzi są nastawieni na zabawę, lekkość życia. Często przecież słyszymy - najważniejsze, że się świetnie bawiliśmy
- mówi Maciej Wieloch. - Chór też jest zabawą, ale zabawą, która daje inną satysfakcję. Zajęcia odbywają się trzy razy w tygodniu po dwie godziny. Ten system nie zmienił się od początku istnienia chóru. To wymaga wyrzeczeń ze strony chłopaków, jak i rodziców, którzy muszą czasami przyjechać po tych najmłodszych, wymagających jeszcze opieki. Przywożą ich na próbę i odwożą z próby. Jesteśmy pełni podziwu dla tych rodziców, którzy przecież swój czas i siły poświęcają, aby syn się rozwijał. Przygotowując jakikolwiek utwór przemycamy również wiadomości o języku, historii, historii sztuki. Wszystko po to, aby poszerzyć im horyzonty i łatwiej nauczyć - zauważa Maciej Wieloch.
Czy na spadek zainteresowania śpiewaniem w chórach chłopięcych miała wpływ afera związana z Wojciechem Kroloppem z 2003 r.? Wieloch nie umie odpowiedzieć, gdyż w latach 1997-2007 pracował jako dyrygent w Teatrze Wielkim i nie należał do Słowików. - Wszyscy, którzy mają styczność z dzieciakami czy pracują z młodzieżą, wiedzą, jakie dzieci i młodzież mają zaufanie do swoich mentorów czy kierowników i nadużywanie ich zaufania i szacunku jest obrzydliwe - ocenia skandal w Polskich Słowikach. - Myślę, że ta afera odbiła się na odbiorze społecznym takich zespołów jak nasz czy inne poznańskie chóry chłopięco-męskie - uważa Maciej Wieloch.
Słowik zazdrości Skowronkom
Inaczej ma się, jego zdaniem, sprawa w chórach dziewczęcych. Dziewczynki bardziej niż chłopcy garną się do śpiewania.
- One wolą występować, bawić się w teatr, śpiewać - wyjaśnia Wieloch. - Wszelkie działania artystyczne bardziej pociągają dziewczynki niż chłopaków, którzy wolą grać w piłkę czy zajmować się bardziej męskimi zajęciami.
Dyrygent nie ukrywa, że zazdrości trochę Alicji Szeludze i jej „Skowronkom” - sławnemu chórowi dziewczęcemu, tego, że mają one kilka zespołów o różnym stopniu zaawansowania wiekowego i muzycznego. Z nich potem wyrasta bardzo dobry zespół zasadniczy. Słowiki nie mają tyle szczęścia. Pracują przy jednym fortepianie i w tej samej sali kameralnej Filharmonii Poznańskiej od 1950 roku.
- Zawsze mówiło się, że Poznań jest miastem chórów, stolicą chóralistyki i to się nie zmieniło. Oczywiście w całej Wielkopolsce chórów było bardzo dużo, podobnie jak na Śląsku. I dziś też jest naprawdę wiele
- ocenia Maciej Wieloch. - Każda wyższa uczelnia go ma i są to zespoły na bardzo wysokim poziomie, nie mówiąc o chórach parafialnych czy młodzieżowych. Do tego trzy chóry chłopięco-męskie. Najstarszym z nich jest Poznański Chór Katedralny, który wyrasta z wielowiekowej tradycji śpiewania przy Katedrze Poznańskiej, jest Poznański Chór Chłopięcy kierowany przez Jacka Sykulskiego i Poznańskie Słowiki. Mam nadzieję, że te trzy chóry są forpocztą poznańskiej chóralistyki. Na pewno od liczby ważniejsza jest jakość, ale trzeba dostrzegać wszelkie działania związane z tworzeniem chórów.
Dyrygent Słowików przypomina, że w Teatrze Wielkim w ubiegłym sezonie powstał Chór Dziadów i Bab, w którym śpiewają panie i panowie 50 plus. Prowadzi go Grzegorz Wierus. Spotykają się raz w tygodniu, ale gdy zbliża się występ częściej, a do tego śpiewają na dwa, trzy, cztery głosy. Z kolei w Poznańskich Słowikach równolegle działa Kompania Druha Stuligrosza - chór złożony z panów, którzy kiedyś śpiewali w Słowikach.
- To dobrze, że są ludzie, którzy chcą coś zrobić, a nie tylko siedzieć przed telewizorem albo obracać kiełbasę na grillu, pociągając piwko i narzekać
- cieszy się Wieloch.
Kryzys już minął
Dyrygent Poznańskiego Chóru Chłopięcego Jacek Sykulski uważa, że Poznań jest nadal stolicą chórów, ale i nie jest. Ciągle bowiem jest miastem, gdzie działają trzy bardzo dobre chóry chłopięce i oprócz tego całe mnóstwo zespołów akademickich. Powstał festiwal Universitas Cantat, który promuje akademickie śpiewanie, a chórów na kilometr kwadratowy przypada bardzo dużo i dlatego Poznań nadal jest stolicą polskiej chóralistyki.
Z drugiej strony jednak traci swoją pozycję stołeczną, gdyż jest wiele miast, w których chóralistyka na poziomie profesjonalnym poszła bardzo do przodu. Sykulski wymienia takie chóry, jak Camerata Silesia w Katowicach, Capella Cracoviensis w Krakowie, Capella Gedanensis w Gdańsku, Chór Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, Chór Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku czy Chór Filharmonii Narodowej prowadzony przez poznaniaka Bartosza Michałowskiego. Zdaniem Sykulskiego jest naprawdę mnóstwo zespołów profesjonalnych, a w Poznaniu jedynym takim zespołem pozostaje Chór Teatru Wielkiego.
Zapytany jaki wpływ na zainteresowanie chórami ze strony chłopców miała afera Kroloppa Jacek Sykulski mówi:
- Był czas pewnego kryzysu. Chłopców było bardzo mało i musieliśmy wychodzić poza szkołę, walczyć o nich. Od momentu, kiedy Poznański Chór Chłopięcy zaczął co roku wyjeżdżać w poważne trasy koncertowe, sytuacja się zmieniła
- uważa Sykulski. - Byliśmy w USA i na Tajwanie. W tym roku w grudniu najprawdopodobniej zaśpiewamy w Musik-verrein w Wiedniu. Tych chłopców nagle zaczęło przybywać - jest ich coraz więcej i są coraz lepsi. Gdziekolwiek się pojawimy, zwłaszcza w salach świata - mamy owacje na stojąco. Nie mamy powodów by narzekać.
Tymczasem Poznańska Szkoła Chóralna Jerzego Kurczewskiego stała się koedukacyjna i uczy się w niej już nawet więcej dziewcząt, bo stanowią trzy czwarte społeczności uczniowskiej. Wiek szkolny zresztą to bardzo dobry czas dla śpiewania dla dziewcząt. Również w chórach akademickich nie ma takiego problemu z głosami dziewcząt, jaki jest z głosami męskimi.
- Tak widzę obszar chóralistyki poznańskiej
- wyjaśnia Sykulski. - Z kolei rosnąca ostatnio liczba śpiewających chłopców wynika z faktu, że poszerzamy repertuar o muzykę lżejszą. Sięgamy po repertuar, z którym chór chłopięcy wcześniej się nie mierzył, a oprócz tego śpiewamy Bacha i Haendla. Chcemy człowiekowi XXI wieku dać coś nowego. Nie chcemy, aby chór kojarzył się tylko z zespołem pięknych, stojących dzieci.
Jacek Sykulski zauważa, że wszystkie chóry chyba zmagały się z demonami przeszłości, nie tylko Poznański Chór Chłopięcy. Fakt, że ktoś taki jak Wojciech Krolopp zaistniał w środowisku muzycznym, powodował, że w jakimś sensie obciążone były też inne zespoły chóralne i one też zmagały się z kryzysem kandydatów do śpiewania.
- Na szczęście jest to już za nami. Już się nie mówi, że to ten zespół, w którym była taka osoba. Dziś chóry chłopięce w Poznaniu współpracują ze sobą. Wszystkie zaszłości, które różniły i dzieliły poprzedników zostały zakopane. Moim marzeniem jest stworzenie dzieła, które wykonalibyśmy wszyscy razem - dodaje Sykulski.
Poznań pozostaje stolicą, ale...
Zdaniem Wojciecha Nentwiga, dyrektora Filharmonii Poznańskiej, Poznań nadal jest stolicą polskiej chóralistyki. Tyle że bezdyskusyjnie jeżeli chodzi o chóry chłopięco-męskie. Takiego drugiego miasta, które ma trzy takie chóry jak Poznań, w Polsce i może i w Europie nie ma. Gdy chodzi o inne chóry, Nentwig podkreśla, że jest ich naprawdę dużo. Jego zdaniem trochę w cieniu chórów chłopięcych jest kierowany przez Alicję Szelugę Chór Dziewczęcy Skowronki, którego sukcesy sprawiają, że możemy być z niego dumni. Skowronki to znakomity ambasador Poznania w Europie i w świecie.
Zdaniem prezesa Kompanii Druha Stuligrosza Grzegorza Cwojdzińskiego Poznań nadal jest stolicą polskiej chóralistyki, choć chórów jest mniej, a kilka upadło. Po 95 latach istnienia zakończył działalność Chór Echo. Inaczej wygląda sytuacja w działającym 105 lat Chórze Męskim Arion. Kompania w przyszłym roku obchodzić będzie 10-lecie istnienia.
- Czasy, gdy śpiewanie w chórze było atrakcyjne, minęły bezpowrotnie
- uważa Cwojdziński. - Dziś łatwo wyjechać za granicę i dzieci często wyjeżdżają z rodzicami i nie muszą między innymi z tego powodu, zapisywać się do chóru.
Cwojdziński przyznaje, że wiele w środowisku chóralnym popsuła sprawa afery pedofilskiej Wojciecha Kroloppa, szefa Polskich Słowików. I jeszcze wciąż pokutuje. A dla ludzi niezorientowanych w chóralistyce Polskie Słowik i Poznańskie Słowiki to ten sam zespół.
Opinie poprzedników popiera szefowa Skowronków Alicja Szeluga i także podkreśla fakt istnienia w Poznaniu wielu znakomitych chórów, jak prowadzone przez Marka Gandeckiego Chór Kameralny Akademii Muzycznej czy Chór Kameralny Uniwersytetu Ekonomicznego Musica Viva, albo Poznański Chór Kameralny Bartosza Michałowskiego czy Skowronki. Tym niemniej i inne miasta mają własne świetne zespoły, jak kierowane przez Violettę Bielecką i Annę Olszewską chóry w Białymstoku czy chóry wrocławskie. Jej zdaniem śpiewanie w chórze to ciągle nobilitacja. Im większa aktywność chóru, tym więcej chętnych, którzy chcieliby śpiewać.
U Skowronków aktualnie w trzech grupach śpiewa 140 dziewczynek. Alicja Szeluga podkreśla, że nie tylko kształci, ale także wychowuje swoje podopieczne i tak jak w innych chórach, także u Skowronków śpiewa kolejne pokolenie. Kobiety, które kiedyś śpiewały tu, przychodzą i zapewniają, że za dwa, trzy lata jak córki podrosną, to dadzą ją do Skowronków.
Gdzie te basy i tenory, gdzie?!
Profesor Jerzy Smorawiński, były śpiewak Poznańskich Słowików i były rektor Akademii Wychowania Fizycznego mówi:
- Myślę, że Poznań wciąż można postrzegać jako stolicę polskiej chóralistyki, bo bardzo dobrych chórów jest tutaj wiele. Afera z Wojciechem Kroloppem i Polskimi Słowikami budziła i zawsze budzi kontrowersje. Był to cios dla chórów chłopięcych. Dzisiaj łatwo o głosy kobiece, natomiast chórmistrze narzekają, że brakuje głosów męskich - tenorów i basów.
Kiedyś śpiewanie w chórze było zajęciem prestiżowym. Wiązało się z wyjazdami za granicę. Dziś, gdy łatwo wyjechać w świat, chłopcy wolą internet. Gdybyśmy uważali, że problem dotyczy tylko mniejszego zainteresowania chórami, ale nie dotyczy osłabienia zainteresowania sportem amatorskim i rekreacją, to byśmy się okłamywali.
Bartosz Michałowski, szef chóru Filharmonii Narodowej i Poznańskiego Chóru Kameralnego, niegdyś Poznański Słowik uważa, że Poznań nadal zajmuje silne miejsce na mapie polskiej chóralistyki, ale nie można przymknąć oczu na fakt, iż w innych miastach od lat istnieje wiele bardzo dobrych zespołów. Kiedyś chłopcy garnęli się do chórów, ponieważ śpiewanie w chórze oznaczało prestiż i możliwość przeżycia wyjątkowej przygody. Umożliwiało także wyjazd za granicę, co wtedy było trudne.