Poznań, miasto bez muzycznych fajerwerków. Kto tu kogo nie chce?
Omijają nas koncerty największych gwiazd muzyki rozrywkowej. Stadionowi często się to nie opłaca, brakuje hali, a władze miasta nie chcą wykładać milionów złotych z budżetu na jednorazowe show.
Guns N’ Roses, Depeche Mode, Red Hot Chili Peppers, Nick Cave and the Bad Seeds - to najwięksi wykonawcy, których w najbliższych miesiącach oglądać będzie można w Polsce. Żaden z nich jednak nie wystąpi w Poznaniu. Zespół Axla Rose (ponownie z gitarzystą Slashem) zagra 20 czerwca na Stadionie Energa w Gdańsku. Promujący nadchodzące wydawnictwo Depeche Mode przyjadą do Warszawy na PGE Narodowy (20.07). Również w stolicy, tyle że na Torwarze zagra Cave z zespołem (24.10), a chwaleni za ostatnią płytę „The Getaway” RHCP wystąpią w Krakowie na Stadionie Cracovii. Czy stolica Wielkopolski faktycznie przegrywa wyścig o największe gwiazdy muzyki rozrywkowej? To pierwszy wniosek, który nasuwa się po prześledzeniu częstotliwości ich przyjazdu w ostatnich latach do Polski i pojawiająca się co jakiś czas konkluzja w zwykłych rozmowach. Trudno jednak wskazać jeden czynnik odpowiedzialny za ten stan rzeczy. U jego przyczyn leży raczej splot kilku okoliczności wynikających zarówno ze specyfiki Poznania, jak i reguł, którymi rządzi się dzisiejszy show biznes.
Między Berlinem a Warszawą
Do dziś najpopularniejszym argumentem za ewentualnym przyjazdem zagranicznego wykonawcy do Poznania jest jego położenie. Pada on zresztą nie tylko w odniesieniu do wydarzeń ze sfery kultury i rozrywki, lecz również przy okazji zagadnień biznesowych i inwestycyjnych. Tyle że traktowanie faktu, że Poznań leży w połowie drogi między Berlinem a Warszawą jako okoliczność, która miałaby przesądzić o wyborze miasta na lokalizację koncertu to dziś bardziej przejaw myślenia życzeniowego.
Dziś czasy są nieco inne, a agenci wykonawców wychodzą z założenia, że jeśli już, to fani z Poznania przyjadą na koncert do Berlina, nie odwrotnie.
- A że jeszcze bliżej do stolicy Niemiec mają mieszkańcy np. Szczecina, to ich przyjazd również wydaje się czymś prawdopodobnym. W takiej sytuacji rezerwowanie dzień później daty w Poznaniu się zwyczajnie nie opłaca. Dlatego też naturalnym wyborem bywa z reguły Warszawa - tłumaczy Jarosław Sobierajewicz, prezenter Eski Rock.
Janusz Stefański, członek zarządu agencji koncertowej Prestige MJM potwierdza, że stolice są zawsze pierwszym odruchem agentów dużych gwiazd. - Jeśli z jakichkolwiek powodów warto pochylić się nad ofertą innego miasta, a pieniądze są tutaj z reguły najczęstszą motywacją, to również takie propozycje brane są pod uwagę - mówi wprost.
Stefański przyznaje, że to udział finansowy miasta w realizacji przedsięwzięcia przesądził w ostatnich latach o koncertach Bryana Adamsa, Guns N’ Roses, Roda Stewarta, 30 Seconds To Mars i Linkin Park w niespełna 150-tysięcznym Rybniku.
Kultura dostępna vs. droga
Socjolog Piotr Luczys uważa, że duże wydarzenia z pogranicza kultury i rozrywki przynoszą wizerunkowe korzyści. - Fakt, że Poznań rzadko leży na ich trasie, powinien być sygnałem dla osób zajmujących się kulturą w mieście – twierdzi.
O tym, że zabieganie o tzw. duże nazwy wiąże się z często wysokimi wydatkami z miejskiego budżetu, przypomina z kolei Marcin Kostaszuk, zastępca dyrektora Wydziału Kultury Urzędu Miasta Poznania.
- Międzynarodowe korporacje koncertowe stawiają bardzo wysokie warunki finansowe za udział tych gwiazd, które gwarantują wysoką sprzedaż biletów. Dla miasta oznacza to wybór: dofinansować występ jednej gwiazdy, na który i tak trzeba sprzedawać niezbyt tanie bilety, czy też wspierać rozgrywające się przez cały rok i znacznie bardziej dostępne dla mieszkańców wydarzenia muzyczne. Propozycje tego typu składane dużym miastom opiewają średnio na około milion złotych. Tę samą kwotę wydajemy na wsparcie festiwali Spring Break, Ethno Port, Enter Music Leszka Możdżera, Akademię Gitary i LuxFest razem wziętych. Naszym zdaniem koncert na stadionie nie ma takiego znaczenia dla muzycznej sceny Poznania, jak kilka silnych, zdefiniowanych i dobrze promujących poznańską muzykę festiwali - tłumaczy politykę miasta w zakresie imprez muzycznych. Nie ukrywa również, że ważną z punktu widzenia magistratu kartą przetargową po stronie dużych artystów byłoby umożliwianie przez nich otwierania koncertów przez lokalne zespoły.
Nie jest zresztą tak, że miasto nigdy nie wspierało publicznymi środkami organizacji koncertów dużych wykonawców muzyki rozrywkowej. Warto przypomnieć, że na dotowanym z poznańskiego budżetu Malta Festivalu wystąpili w ostatnich latach tacy wykonawcy jak Nine Inch Nails (2009) czy Faith No More (2012). W ramach cyklu „Poznań dla Ziemi”, władze Poznania wspólnie z Fundacją Malta zorganizowały koncerty Nelly Furtado (2008), Radiohead (2009) oraz Stinga (2010). Koncert tego ostatniego otworzył przebudowany Stadion Miejski. Wtedy zaangażowanie magistratu, którym kierował wówczas Ryszard Grobelny było źródłem krytyki działaczy lokalnej opozycji, według których miasto inwestowało miliony w organizację występów, nie przynoszących spodziewanego dochodu.
Stadion głównie dla futbolu
Zakończona w 2010 r. przebudowa Stadionu Miejskiego przy ul. Bułgarskiej rodziła nadzieję na to, że w Poznaniu przybędzie gwiazdorskich występów. Tymczasem rzut okiem na poświęconą obiektowi stronę na Wikipedii nie napawa optymizmem. Jako ostatnie wydarzenie muzyczne figuruje na niej koncert Iron Maiden w 24 czerwca 2014 r. Na oficjalnej stronie Inea Stadionu znajduje się z kolei tylko wzmianka o inauguracyjnym występie Stinga.
Tomasz Waśko z Agencji Artystycznej Go Ahead, współorganizującej przed trzema laty koncert brytyjskiej legendy heavy metalu na Inea Stadionie (obowiązująca od 2013 r. nazwa obiektu - przyp. red.) mówi, że były plany sprowadzenia zespołu podobnego formatu, ale agencji nie udało się porozumieć z operatorem stadionu.
Jak podkreśla Jacek Marzoch, prezes zarządu spółki Marcelin Management, będącej operatorem stadionu przy Bułgarskiej, firma jest w stałym kontakcie z agencjami koncertowymi, ale ma ograniczone pole działania. Plany koncertowe na Inea Stadionie są bowiem ściśle uzależnione od kalendarza rozgrywek piłkarskich. A na ten składają się nie tylko mecze Lecha Poznań w ramach T-Mobile Ekstraklasy, ale również rozgrywki pucharowe i UEFA.
- Żeby złożyć ofertę agentom wykonawców, potrzeba przygotowanego budżetu. A trudno go planować czy podejmować rozmowy z potencjalnymi sponsorami bez pewności co do konkretnej daty. Trzeba też pamiętać, że produkcja takiego wydarzenia to nie jeden, a najczęściej 7-8 dni
- mówi. Przyznaje również, że dużo łatwiej byłoby stadionowi konkurować z innymi obiektami w Polsce, gdyby miasto wspierało jego plany koncertowe finansowo.
Sytuację Inea Stadionu na tle innych dużych aren w Polsce, wyjaśnia Marcin Kostaszuk z Urzędu Miasta: - Spółka Marcelin Management decyduje o zaangażowaniu w wydarzenia muzyczne na stadionie na własny rachunek i własne ryzyko. Warszawska i gdańska arena mają potężnych sponsorów w postaci bogatych spółek Skarbu Państwa (odpowiednio Polska Grupa Energetyczna S.A. i Grupa Energa - przyp. red.), poznańską natomiast wspiera lokalny dostawca usług internetowych i telewizji. Ta okoliczność mocno zawęża możliwości operatora stadionu w zakresie konkurowania z innymi, hojnie dotowanymi arenami.
Pytany, czy magistrat nie myśli o tym, by wspierać finansowo wydarzenia muzyczne na stadionie, wicedyrektor Wydziału Kultury odnosi się do tego pomysłu z rezerwą. - Bardzo chcielibyśmy, żeby stadion żył muzyką częściej niż do tej pory i nie wykluczamy współpracy z jego operatorem, ale mamy wątpliwość czy wydawanie milionów z publicznych pieniędzy na jednorazowe występy gwiazd jest społecznie akceptowalne – tłumaczy.
Jacek Marzoch z Marcelin Management zapewnia, że jego spółka przez cały czas podejmuje starania, by sprowadzić kolejnych wykonawców na Inea Stadion. Rok temu był bardzo blisko zakontraktowania Guns N’ Roses, jednak Amerykanie w ostatniej chwili odwołali trasę po Europie. Czy ten rok przełamie koncertowy impas przy Bułgarskiej?
- Obecnie pracujemy nad dwoma wydarzeniami planowanymi na ten rok, ale za wcześnie by mówić o szczegółach - mówi zarządca Inea Stadionu, wskazując, że ewentualne występy gwiazd miałyby się odbyć w czerwcu i wrześniu.
Szanse na to, że muzyka gościć będzie częściej w kompleksie stadionu zwiększa otwarty na początku roku klub B17 o pojemności 1,4 tys. widzów.
Hala widmo
Z uwagi na warunki atmosferyczne, koncerty na Inea Stadionie mogą odbywać się tylko w miesiącach ciepłych. A przecież duże koncerty organizuje się także jesienią i zimą. Przykłady? Depeche Mode w lutym 2014 r. w łódzkiej Atlas Arenie, październikowy koncert The Cure w tym samym miejscu czy planowany na tę jesień występ Nicka Cave’a na stołecznym Torwarze.
- Patrząc przez pryzmat występów gwiazd formatu halowego czy arenowego, rzeczywiście można przychylić się do stwierdzenia, że miasto nie jest zbyt często przez nie odwiedzane. Problemem jest brak hali widowiskowej z prawdziwego zdarzenia, którą mają choćby takie miasta jak Łódź czy Kraków.
Infrastruktura jest na pewno problemem naszego miasta. Nie działa Eskulap, a imprezy w Arenie nie mogą być organizowane. Na tym tle wyróżnia się na pewno zarządzana przez nas Hala nr 2 Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie w ciągu kilku ostatnich miesięcy wystąpili tacy artyści jak Tom Odell, Imany, Archive, bracia Cavalera, LP, The XX, Lindsey Stirling czy Alvaro Soler - mówi Tomasz Waśko z Go Ahead.
Brak hali gotowej pomieścić publiczność większą niż 10 tys. osób jest stale powracającym wątkiem przy okazji dyskusji o tym, czy Poznań ma odpowiednią infrastrukturę do organizacji dużych koncertów. Wspomniana Hala nr 2 MTP ma dużo mniejszą pojemność. Na budowę nowego, większego obiektu przyjdzie jeszcze poznaniakom poczekać.
- Widzimy potrzebę wybudowania hali widowiskowo-sportowej na więcej niż 10 tys. osób, jednak możliwości finansowe uniemożliwiają zrealizowanie tego projektu w ciągu najbliższych kilku lat - mówi Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania.
Mobilność? Tak, ale w obie strony
Kwestia sprowadzania wykonawców formatu stadionowego albo halowego do Poznania jest skomplikowana. Choć w tym roku gwiazdą Malty ma być formacja Laibach, niewiele wskazuje na to, by bieżący rok miał przynieść ich częstsze odwiedziny w stolicy Wielkopolski. Czy wobec tego nie należy po prostu pogodzić się z tym, że chęć zobaczenia ulubionego artysty zazwyczaj wiąże się z koniecznością podróżowania po Polsce i innych krajach?
- Nie mam problemu z mobilnością. Jeśli wykonawca, którego chcę zobaczyć gra w kraju, to nie zastanawiam się, w jakim mieście odbywa się jego koncert, tylko po prostu na niego jadę. Rozumiem jednak żal wszystkich tych, którzy mając rodziny, albo z jakichkolwiek innych przyczyn, nie mogą pozwolić sobie na częste wyjazdy - mówi Jarosław Sobierajewicz.
Do jego opinii przychyla się socjolog Piotr Luczys: - To, że uczestnictwo w kulturze wymaga mobilności, jest jasne. Ale skoro my jeździmy do innych miast, to dlaczego mieszkańcy tych innych miast nie mogą co jakiś czas przyjeżdżać do nas? To powinno działać w obie strony.
Koncerty mniejsze, ale ważne
Zarówno Sobierajewicz, jak i Luczys przyznają, że przyjazdy wielkich gwiazd pozycjonują miasto w świadomości odbiorców muzyki.
Mierzenie koncertowej atrakcyjności miasta wyłącznie przez pryzmat kilkudziesięciotysięcznych wydarzeń to jednak spłycanie jego faktycznej oferty. Siłą Poznania od lat są mniejsze sceny. W klubach takich jak Dragon czy LAS występują najbardziej reprezentatywni przedstawiciele alternatywy, w tym niedawni laureaci Paszportu „Polityki” - Kuba Ziołek i Wacław Zimpel. Klub u Bazyla odwiedzają najciekawsze grupy metalowe z całego świata. Meskalina to miejsce nad wyraz chętnie odwiedzane przez wykonawców jazzowych i singerów-songwriterów. Z kolei wyprzedający się co roku festiwal Enea Spring Break ściąga do kilkunastu poznańskich klubów dziesiątki muzyków różnych stylistyk z całego świata - również tych nagradzanych (Years & Years). W ślad za nimi, do miasta przyjeżdżają tysiące fanów, menedżerów, dziennikarzy i producentów muzycznych. Być może to dzięki takim miejscom i inicjatywom rośnie pokolenie, które za parę lat wyprzedawać będzie hale i stadiony?