Poznań: Pies na stadionie Szyca został skatowany? Policja uważa inaczej i śledztwo umorzyła
Poznańska policja umorzyła śledztwo w sprawie psa, który w stanie agonalnym został znaleziony na stadionie Szyca. Obrońcy zwierząt z fundacji Bahati nie mają wątpliwości, że został skatowany. Uważają, że oprawcą może być jeden z mieszkańców Wildy, który wcześniej zamieścił ogłoszenie o chęci wydania za darmo swojego psa.
10 maja na stadionie Szyca został znaleziony przez przypadkowego przechodnia konający pies. Leżał zakrwawiony ze śladami pobicia.
– Mój partner Kuba zabrał pieska do najbliższej lecznicy – do weterynarza dra Piotra Winieckiego. Tam był reanimowany, udało się przywrócić mu oddech. Został wprowadzony w stan śpiączki
– opowiada pani Alicja, mieszkanka Poznania.
Następnie czworonóg został zabrany przez straż miejską i trafił do poznańskiego schroniska.
– Od nas został przetransportowany od razu do kliniki przy Mieszka I, prawdopodobnie z powodu braku lekarza. Z informacji w rejestrze wynika, że ponownie wrócił do nas następnego dnia i jeszcze w ten sam dzień po raz kolejny wrócił do kliniki. Stwierdzono obrzęk mózgu, złamanie żuchwy, miał problemy z oddychaniem. Niestety, zmarł 12 maja. W rejestrze mam wpisane, że piesek został pobity albo potrącony przez samochód – mówi Małgorzata Lamperska, rzeczniczka poznańskiego schroniska.
Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej potwierdza, że strażnicy, biorący udział w akcji złożyli zawiadomienie do policji o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawę jako poszkodowany zgłosiła również Fundacja Dla Zwierząt Bahati.
Pani Aleksandra, współpracująca z fundacją, która zaangażowała się w wyjaśnienie sprawy, nie ma wątpliwości, że pies został bestialsko pobity.
– Sami podjęliśmy walkę, by wyjaśnić, co się stało. W miejscu, gdzie znaleziono psa, na drzewie były ślady od sznura, którym był przywiązany, kamień obok był cały zakrwawiony. Mamy zdjęcia z miejsca zdarzenia, obdukcję pierwszego lekarza
– opowiada pani Aleksandra. – To niemożliwe, by był ofiarą wypadku komunikacyjnego - dodaje.
Podobnie twierdzi dr Piotr Winiecki, do którego pies po raz pierwszy trafił.
– Nie był w stanie przejść metra, a od ulicy, czy parkingu jest spora odległość. Zwierzę było w ciężkim stanie, nieprzytomne. Po badaniu stwierdziłem, że ma obite płuca, obrzęk krtani oraz opuchniętą głowę. Z nosa i pyska płynęła krew. Tego rodzaju urazy mogły powstać wyłącznie w wyniku pobicia. Miał jechać prosto do Kliniki Małych Zwierząt, bo tam mają specjalistyczny sprzęt – mówi dr Winiecki.
– Przez biurokrację, nieznajomość procedur trafił najpierw do schroniska, zamiast być od razu leczony – nie kryje oburzenia pani Aleksandra.
Kto mógł pobić psa? Za pomocą mediów społeczniościowych pani Aleksandra dowiedziała się, że katem zwierzęcia mógł być mieszkaniec Wildy, Piotr G., który kilka tygodni wcześniej wystawił ogłoszenie na portalu ogłoszeniowym, że wyda 9-letniego psa, Reksa. Pies był łudząco podobny do tego, który został znaleziony.
– Dowiedziałam się od innych ludzi, że opowiadał o pozbyciu się zwierzęcia. Wszystkie zebrane dokumenty dałam na pendrivie policji. Po kilku miesiącach przyszło do mnie zawiadomienie z komisariatu na Wildzie o umorzeniu sprawy
– opowiada.
Dlaczego sprawę umorzono?
– Powołaliśmy zespół ekspertów Uniwersyteckiego Centrum Weterynaryjnego w Poznaniu. Wydali oni opinię po badaniach psa, że nie miał on żadnych obrażeń fizycznych. Eksperci nie ustalili także bezpośredniej przyczyny śmierci zwierzęcia. Zdiagnozowali, że zwierzę miało obrzęk płuc, a widoczne plamy krwawe powstały w wyniku zespołu rozległego wykrzepienia zewnątrznarządowego lub zatrucia – tłumaczy decyzję funkcjonariuszy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Zapewnia, że policjanci zajmujący się sprawą przesłuchali wszystkie osoby, które miały jakikolwiek związek z psem.
– Były to osoby, które psa znalazły, osoby które przekazały psa do lecznicy weterynaryjnej oraz osoby z Fundacji Bahati – dodaje.
Wśród osób, które zostały przesłuchane, nie było jednak Piotra G.