Poznań: Szpital na Lutyckiej ma 19 mln zł długu. Nowy dyrektor pomoże? "Wynik finansowy w ostatnich dwóch latach dramatycznie się załamał"
Rozmowa z Piotrem Nowickim, nowym dyrektorem Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu.
W jednym z wywiadów szpitale z problemami nazywa Pan „trupami”. Teraz przed Panem leży kolejny taki „trup”, tutaj w Poznaniu. O jakim zadłużeniu mówimy i z jakim problemami musi się Pan teraz zmierzyć?
Tego szpitala nie nazywałbym akurat w tym kontekście, dlatego, że wcześniejsze szpitale były w dużo gorszej sytuacji niż tutaj. W Wielkopolsce nie ma aż tak skrajnych sytuacji, do jakich ja byłem zwykle przyzwyczajony. Szpital przy Lutyckiej dopiero nabiera zadłużenia. Chociaż przez lata były wyniki ujemne, to nie skumulowało to jakichś bardzo dużych wartości. Natomiast większym problemem jest bieżący wynik finansowy, który szczególnie w ostatnich dwóch latach dramatycznie się załamał. W 2016 roku zadłużenie wynosiło ponad 4 mln zł, w 2017 było ponad 8 mln zł, a w 2018 było prawie 19 mln zł. Tak naprawdę sama sytuacja szpitala przez lata była w miarę stabilna i spokojna, natomiast w ciągu tych ostatnich lat szpital dramatycznie się załamał. W tej chwili jest on na takim etapie, że albo faktycznie pójdzie dalej w tym kierunki i za kilka lat stanie się właśnie tym „trupem”, o którym mówimy, albo to się dzisiaj zatrzyma i wyprostuje.
Czytaj też: W Poznaniu ruszyły bezpłatne szczepienia przeciwko grypie dla poznańskich seniorów
Jakie są inne problemy?
Problemów jest cały szereg. Oprócz sytuacji finansowej, pojawiają się problemy związane z tym, że szpital funkcjonuje w czterech różnych lokalizacjach. Te lokalizacje są dość istotnie oddalone od siebie, bo jest to szpital przy ul. Juraszów, dwie lokalizacje nad jeziorem w Kiekrzu i ponad 40 km stąd w Kowanówku. A to powoduje, że szpital działający w różnych miejscach jest dużo bardziej kosztowny w utrzymaniu. Drugim problemem jest to, że infrastruktura, którą dysponuje szpital też wymaga remontu. Ten budynek został zbudowany 40 lat temu i trwająca teraz termomodernizacja jest jednym z elementów tego, co trzeba zrobić. Do tego dochodzą różne sieci wodne czy kanalizacyjne. To wszystko trzeba pozmieniać. Ponadto trzeba pamiętać jeszcze o problemach kadrowych. Dlatego trzeba działać teraz, by szpital nie miał w przyszłości większych trudności z funkcjonowaniem. Jeżeli szpital zostanie w takim układzie, w jakim do tej pory jest, to będzie miał on poważne kłopoty z normalnym funkcjonowaniem w przyszłości. Już dzisiaj są tego pierwsze objawy, jak chociażby brak płynności finansowej szpitala, który pogłębia się z miesiąca na miesiąc. Takie sytuacje mają też przełożenie na pracowników. Jeżeli szpital jest słabszy ekonomicznie, to również mniej płaci pracownikom. A jeśli jest niedobór pracowników na rynku, to kończy się to fatalnie, bo pracownicy przechodzą do innych, lepiej płacących jednostek. To też powoduje, że w pewnym momencie dana jednostka nie ma możliwości funkcjonowania z powodu niewystarczającej liczby pracowników.
Jak planuje Pan rozwiązać te problemy, o których właśnie mówimy?
Szpital przygotował program restrukturyzacyjny, który w październiku ma być zatwierdzony. W programie przygotowaliśmy wiele różnych działań, które mają na celu poprawę sytuacji. To są działania w każdym obszarze i zarówno w wymiarze strategicznym. Trzeba je podjąć przez najbliższe lata, żeby w przyszłości było lepiej. Są też działania, które będą dotyczyły bieżącego funkcjonowania czy też poprawy tego, co możemy zrobić w zakresie takich zasobów i takiej infrastruktury, jaką mamy teraz i tutaj.
Restrukturyzacja często wiąże się ze zwolnieniami. Czy pracowników szpitala również czeka taka sytuacja? Przecież sam Pan mówił, że pracowników, zwłaszcza tych medycznych w szpitalu brakuje?
Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że restrukturyzacja to zwolnienia, bo kiedyś od tego się zaczynało. Dzisiaj ten temat jest dużo bardziej skomplikowany. Bardziej chodzi jednak o to, żeby „przekładać” personel w miejscach gdzie są nadwyżki etatyzacji, by doprowadzić do optymalizacji. Natomiast w miejscach, gdzie tych nadwyżek nie ma, trzeba zwiększać zatrudnienie. Nie przewidujemy za to likwidacji oddziałów, bo ten szpital nie ma zawężać swojej działalności, a ma ją rozwijać.
Co z oddziałami, które są w Kiekrzu i Kowanówku? Z jednej strony jest to część szpitala, ale działają zupełnie osobno. Będzie Pan próbował je w jakiś sposób połączyć z oddziałem przy ul. Juraszów?
Działa to dzisiaj osobno i na pewno te komórki muszą się bardzo zintegrować. Trzeba uwzględnić to, że część z tych placówek zewnętrznych działała kiedyś jako oddzielne szpitale, które miały swoją kulturę organizacyjną, swoją filozofię działania itd. Chciałbym te wszystkie lokalizacje zintegrować ze szpitalem najpierw organizacyjnie, tak, żeby każda z tych placówek należała i była tą samą równą częścią całego Szpitala Wojewódzkiego. Dlatego też nazwaliśmy wszystkie te części filiami. Juraszów jest filią numer 1, Kowanówko jest filią nr 2, a potem jest filie nr 3 i 4 w Kiekrzu. Chcemy tę bazę jak najbardziej wykorzystać, więc nasze działania będą szły bardziej w kierunku tego, by w poszczególnych placówkach uruchomić maksymalną liczbę łóżek czy innych elementów, które mogłyby wykonywać usługi medyczne. Wtedy każda z tych lokalizacji będzie przynosiła potencjalnie wyższe przychody, a więc poprawiała wyniki tak swoje, jak i całego szpitala. To jest pierwszy krok.
Obecnie w szpitalu trwa remont, co widać na zewnątrz budynku. Czy prace remontowe trwają też wewnątrz szpitala na oddziałach?
Mamy zaplanowane różne działania modernizacyjne. Obecnie kończy się termomodernizacja filii nr 1 i filii nr 2. Szpital będzie miał nie tylko nowy wygląd, ale termomodernizacja również znacząco wpłynie na koszty zużycia energii i ogrzewania. Kolejny etap to wprowadzenie ochrony przeciwpożarowej polegające na wymianie drzwi i wprowadzeniu innej infrastruktury przeciwpożarowej w szpitalu. Mamy zaplanowane jeszcze kolejne rzeczy, jak remont apteki szpitalnej czy remont oddziałów ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego. Dzisiaj w różnych miejscach szpitala sporo się dzieje, ale najpierw musimy dokończyć termomodernizację, żeby móc podjąć następne kroki.
Czytelnicy informowali o tym, że pacjenci leżą na korytarzach podczas gdy między nimi przechodzą robotnicy z wiadrami. Dlaczego dochodzi do takich sytuacji?
Remont w szpitalu jest zawsze problematyczny, jeżeli szpital w tym czasie pracuje. Są dwie alternatywy, żeby móc podjąć prace remontowe. Pierwsza polega na tym, że wyłączamy daną komórkę organizacyjną zupełnie i wtedy na zamkniętej części lub całości danego obiektu wykonujemy prace i później otwieramy ją, kiedy jest gotowa. To wiąże się po pierwsze z kłopotami dla pacjentów, bo trzeba odwoływać wszystkie zaplanowane wcześniej zabiegi i hospitalizacje. Poza tym, w takim przypadku szpital nie mógłby wspierać SOR-u dla pacjentów nagłych. Dlatego też staramy się wykonywać ten remont tak, że szpital działa. Staramy się przenieść albo częściowo wyłączać pewne działalności w części oddziałów, w których trwają prace. Dlatego pewnych rzeczy nie możemy uniknąć, choć byśmy chcieli. Staramy się zrobić ten remont bez komplikacji dla pacjentów. Nie wiem czy była taka sytuacja, że np. coś zostało już oddane, a ktoś przyszedł wykonać w danej części poprawki. Wiem tylko, że na pewno nie powinno coś takiego nastąpić.
A co z lekami przeciwbólowymi? Pacjenci skarżą się także na tę kwestię mówiąc, że leków przeciwbólowych w szpitalu brakuje.
Nie mam takich sygnałów, choć zdarzają się pewne kłopoty z zaopatrzeniem, a także z obsadą w aptece. Staramy się na każdą taką sytuację od razu reagować. Ale nie znam szpitala, w którym wszystko byłoby idealnie. Nawet jeśli szpital płaci w terminie, to incydentalnie, hurtownia czegoś nie dowiezie na czas.
Czy w tym momencie problemy szpitala odbijają się na zdrowiu pacjentów?
Robimy wszystko, żeby nasze problemy nie odbijały się na zdrowiu naszych pacjentów.
Zasłynął Pan z restrukturyzacji Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, którego długi sięgały 168 mln zł. Jak wyglądał proces wyciągania placówki medycznej z takiego długu?
Był długi i trudny. Zaczął się w 2012 roku, a skończył się w 2017 roku wraz z połączeniem tego szpitala ze Szpitalem Uniwersyteckim. Restrukturyzacja szpitala to wiele różnych działań. Są to działania duże i małe. Duże to działania strategiczne, które w bardzo istotny sposób zmieniają infrastrukturę, w której się funkcjonuje, organizację pracy czy wręcz strukturę działalności szpitala. To najtrudniejsze działania, ale to one przynoszą najtrwalsze i największe efekty. Oprócz tego jest restrukturyzacja operacyjna, polegająca na wielu drobniejszych działaniach, które można zrobić w krótkim czasie. Mają one zmaksymalizować przychody, zoptymalizować koszty działalności i wykluczyć wszystkie te elementy, gdzie ponosimy koszty, a są one zupełnie niepotrzebne z punktu prowadzonej działalności i tego, co chcemy w szpitalu robić.
Nadzorował Pan również fuzję trzech szpitali w Warszawie, których łączny dług wynosił ponad 800 mln zł. Czy łączenie zadłużonych szpitali jest korzystnym rozwiązaniem?
W restrukturyzacjach szpitali jest wiele różnych narzędzi. Czasami się łączy szpitale, czasami rozłącza. Jak każde narzędzie, w jednym przypadku może być ono pozytywne, w drugim negatywne. Dlatego tych dwóch połączeń szpitali zupełnie bym do siebie nie porównywał. Po pierwsze, w przypadku wrocławskich szpitali połączyły się dwa szpitale na poziomie co najmniej dobrym. Pierwszy, większy był już szpitalem całkowicie oddłużonym z wieloletnim dodatnim wynikiem finansowym, a drugi szpital, który był z nim łączony, też od wielu lat miał dodatnie wyniki finansowe, ale miał jeszcze trochę zadłużenia, które spłacał we własnym zakresie. Dlatego to połączenie polegało na tym, że z dwóch dobrych szpitali robimy jeden, jeszcze lepszy. Wykluczenie kosztów wynikających ze zdublowanej dyrekcji, administracji, aptek czy diagnostyki spowodowało, że te dwa dobre szpitale weszły na jeszcze wyższy poziom. Dzięki temu powstał największy szpital na Dolnym Śląsku, który ma praktycznie wszystkie dziedziny i jest cały czas na dodatnim wyniku finansowym.
A w Warszawie?
W Warszawie było zupełnie odwrotne połączenie. Tam było tzw. „łączenie ratunkowe”. Mieliśmy do dyspozycji trzy ogromne szpitale kliniczne, z których wszystkie były w złej sytuacji finansowej z powodu zadłużenia, bieżącej sytuacji lub jednego i drugiego naraz. Wśród tych trzech szpitali był Dziecięcy Szpital Kliniczny, który był w tragicznej sytuacji i którego dalsze losy, jako oddzielnego szpitala, najprawdopodobniej zakończyłyby się kłopotami z funkcjonowaniem. Z racji tego, że nie można było w żaden sposób tego szpitala samego zrestrukturyzować, jedyną możliwością na tamte warunki było „otulenie” go dwoma dużymi szpitalami. Połączenie tych trzech szpitali pozwoliło wyprowadzić je ze złej sytuacji. Dzięki temu ten najmniejszy szpital dziecięcy nie upadł, bo jego długi rozmyły się w większej masie pieniądza.
Zobacz także: Powiat czarnkowsko-trzcianecki: Nie będzie aptek całodobowych? Rozpoczął się protest aptekarzy
Stanowisko dyrektora Szpitala Wojewódzkiego przejął Pan w maju. Co od tego czasu udało się już w szpitalu zrobić?
W wielu miejscach zmienia się struktura organizacyjna i szykujemy się do wprowadzenia program restrukturyzacji od jesieni. Wiele elementów zrobiliśmy przy okazji sporządzania tego planu. Przeglądaliśmy cały szpital pod każdym kątem jego funkcjonowania i ustaliliśmy, co działa poprawnie, a co można zmienić, żeby funkcjonowało to lepiej.
Podpisał Pan kontrakt na sześć lat. To najdłuższy na jaki pozwala ustawa. Czy oznacza to, że szpital potrzebuje aż tylu lat, żeby wyjść z problemów?
Tego nikt nie może powiedzieć. Jeżeli ktoś ma w szpitalu coś poprawić, to nie może tego zrobić przez dwa, pięć miesięcy czy rok. Tak się nie da. Szpital to nie jest twór, który może się zmieniać bardzo szybko. Pewne rzeczy muszą wchodzić ewolucyjnie, etapowo i dlatego potrzeba na to sporo czasu. Tempo zmian zależne jest od tego, jak radykalne zmiany będzie się wprowadzało. Standardowo dyrektorzy dostają kontrakty na sześć lat, bo jest to taki okres, w którym można faktycznie istotnie zmienić obraz szpitala.