Kiedyś Tymek Bajer chciał zostać strażakiem. Ostatnio poinformował rodziców, że już wybrał studia. Jakie? Informatykę. – Chcę być programistą – oświadcza chłopiec. Na razie chodzi do pierwszej klasy podstawówki. Tak samo, jak jego rówieśnicy, biega, rozrabia, cieszy się każdym dniem. Patrząc na jego szelmowski uśmiech, nikomu nie przyjedzie do głowy, że stoczył wielomiesięczną walkę na śmierć i życie. Wygrał ją! Było to możliwe dzięki wsparciu tysięcy ludzi.
Wielkanoc to czas radości ze zwycięstwa życia nad śmiercią. Dla Teresy i Huberta Bajerów z Koziegłów te święta na zawsze już będą kojarzyć się z początkiem batalii o syna. W niedzielę wielkanocną, 16 kwietnia 2017 r., gdy usiedli do świątecznego śniadania, Tymek zaczął płakać. Mówił, że boli go serce. Od kilku dni uskarżał się na bóle brzuszka, ale USG nic nie wykazało.
Czytaj też: Tymek walczy z rakiem
Hubert pojechał z synem na pomoc doraźną, gdzie skierowano ich do szpitala przy ul. Krysiewicza w Poznaniu. Stąd trafili na oddział onkologiczny szpitala przy ul. Szpitalnej. Teresa odwiozła młodszego syna Oliwiera do rodziców i pojechała do syna i męża. Diagnoza brzmiała niemal jak wyrok śmierci. U chłopca stwierdzono bardzo rzadki, złośliwy i agresywny nowotwór układu współczulnego – neuroblastomę. W klatce piersiowej Tymek miał 9-centymetrowego guza, przerzuty do węzłów chłonnych, jamy brzusznej, nacieki na kościach. Guz uciskał narządy wewnętrzne. Chłopiec bardzo cierpiał, był na morfinie.
Chłopiec z plakatów
We wtorek, 16 kwietnia tego roku minęły od tego momentu dwa lata. – Staramy się żyć normalnie – twierdzi Hubert.
– Gdyby nie badania kontrolne, to Tymek zapomniałby o chorobie – uważa Teresa. I dodaje:
– Obecnie co trzy miesiące robimy badania na neuroblastomę, natomiast co miesiąc badamy ferrytrynę, której po chemii jest dużo więcej i syn musi przyjmować leki.
Przeczytaj: Licytują na rzecz chorego Tymka
Hubert nie jest takim optymistą. – Myślę, że nie zapomni operacji, pobytów w szpitalach i bólu z tym związanego – mówi Hubert. I podkreśla, że zrobią wszystko, aby syn nie wracał myślami do okresu choroby, by miał w końcu zwyczajne dzieciństwo.
A to wcale nie jest takie proste. Gdy zbierano milion złotych na terapię Tymka, w Koziegłowach było porozlepianych mnóstwo afiszy, informujących o imprezach, podczas których prowadzone były zbiórki pieniędzy. Jakiś czas temu Tymek poszedł z kolegą na plac zabaw. Były tam także inne dzieci. Jedno z nich podeszło do Tymka i spytało: – Czy to ty jesteś tym chłopcem z plakatów?
Czytaj więcej: Uczniowie pomagali Tymkowi
Gdy Tymek potwierdził, usłyszał, że i tak umrze. Co może dziać się w głowie 8-latka, na którym cierpienie odcisnęło swoje piętno, gdy taki wyrok feruje inne dziecko? Czy będzie miał wątpliwości, choć rodzice i lekarze zapewniają go, że jest zdrowy?
– Z tego powodu długo się zastanawiałam, czy należy opisywać historię choroby Tymka – przyznaje Teresa.
Dlaczego jednak się zdecydowała? – Niektórzy nie wierzyli, że Tymek pokona raka – twierdzi Teresa.
– Warto pokazać, że jest zdrowy, by dać nadzieję innym rodzicom i dzieciom.
Zobacz też: Dzień z życia Tymka
Gdy Tymek kończył ostatnią terapię przed podaniem przeciwciał, w poznańskim szpitalu spotkał Julkę Bubacz. – My skończyliśmy, oni zaczynali – wspomina Teresa. – Wierzę, że Julce też uda się zebrać pieniądze na leczenie. Krakowska klinika (dop. red. Oddział Onkologii i Hematologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego) jest jedyną, gdzie prowadzona jest immunoterapia przeciwciałami. Trafiają tam dzieci z całego kraju. Dlatego teraz mamy znajomych od morza aż po góry. Śledzimy losy chorych dzieci, kibicujemy im, płaczemy, gdy mają wznowy.
W pewnym sensie stanowią swoistą patchworkową rodzinę, którą łączy choroba nowotworowa dzieci. Każdemu z nich dali szansę na życie inni ludzie, którzy przekazali swoje pieniądze na ich leczenie. To dzięki nim udało się uzbierać milion złotych na leczenie Tymka. Jego rodzice będą im wdzięczni za to do końca życia.
Narodziny Ignasia
To kolejny powód, dla którego postanowili jeszcze raz opowiedzieć swoją historię, by darczyńcy widzieli, że ich pieniądze uratowały Tymkowi życie i sprawiły, że są szczęśliwą rodziną. Rodziną, która dwa miesiące temu się powiększyła. Na świat przyszedł Ignacy.
– Tymek jest bardzo za Ignasiem. W ogień, by za nim skoczył – podkreśla Teresa. – Rano zawsze pierwszy jest przy najmłodszym bracie.
Gdy Tymek wybiera się z Oliwierem na plac zabaw, pytany o Ignacego, z powagą odpowiada: – Jest jeszcze za mały, by grać z nami w piłkę.
Oliwier mniej uwagi poświęca braciszkowi. Wszędzie go pełno, nie może usiedzieć w miejscu. Oli, jak mówią o nim najbliżsi, chodzi do przedszkola. – Jestem w grupie Motylków – wyjaśnia 4-latek. I zaraz zaczyna szaleć razem z Tymkiem. Bracia często się tak popisują, gdy ktoś przychodzi z wizytą.
Oliwier miał niecałe dwa latka, gdy Tymek zachorował. Nie było mu łatwo. – Początki były kiepskie. Na ogół opiekowała się nim moja mama – wspomina Teresa.
Gdy pierwszy raz Tymek trafił do szpitala, Oli ciągle płakał. Rodziców praktycznie nie widział. Funkcjonowali wtedy, jak zaprogramowane roboty. W szpitalu Hubert spał na materacu pod łóżkiem Tymka. Teresa wstawała o godzinie 5, odwoziła Oliwiera do mamy i jechała do szpitala zmienić męża. Hubert szedł do pracy, po jej zakończeniu wracał do domu, by coś zjeść i jechał do szpitala. Teresa wracała do domu wieczorem, odbierała po drodze Oliwiera i kładła go spać.
– Rósł ze świadomością, że Tymek choruje, trzeba uważać, bo ma założony port – wspomina Teresa.
Na szczęście, immunoterapię przeciwciałami anty-GD2 przeszli już „rodzinnie”. – Razem jeździliśmy do Krakowa – mówi Hubert. – Fundacja Ronalda McDonalda prowadzi tam dom, w którym jest 20 pokoi. Mieszkaliśmy w jednym z nich.
W hotelu znajduje się też salon, kuchnia, jadalnia, a nawet pralnia. Rodzice mieszkają tutaj za darmo. – Tymek z plecaczkiem, w którym był podawany lek, mógł opuścić szpital o godzinie 10 i być razem z nami. Musiał wrócić o 20., a jak były mistrzostwa w piłce nożnej, to nawet później – śmieje się Hubert. – Żona gotowała w domu Ronalda McDonalda posiłki. Mogliśmy być tu wszyscy razem. – Dzieci czują się wtedy, jak w domu. Mniej się stresują – uważa Teresa.
Tymek przeszedł półroczną terapię. Przez 10 dni podawano mu przeciwciała w krakowskiej klinice. Potem wracał do domu, gdzie dostawał inny specyfik i ponownie wracał do Krakowa. Podczas dwóch pierwszych cykli immunoterapii chłopiec był opuchnięty, miał gorączkę, podawano mu tlen i morfinę. Później morfina już nie była potrzebna. We wrześniu 2018 r. w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka zrobiono mu badanie scyntygraficzne MIBG. Wyniki nie wykazały wznowy nowotworu.
Chce być programistą
Do „zerówki” Tymek nie mógł chodzić, kończył ją indywidualnie w domu. Teraz jest uczniem klasy I b w Szkole Podstawowej w Kicinie. Rodzice liczyli, że tam mniej osób rozpozna „chłopca z plakatu”.
– W klasie jest troje dzieciaków z przedszkola Tymka więc szybko się zaaklimatyzował – twierdzi Hubert. I z dumą dodaje:
– Bardzo dobrze się uczy, lubi matematykę. Jak już wspomnieliśmy, oświadczył, że chce być informatykiem.
Zapisaliśmy go nawet na kurs programowania, ale został odwołany, bo zgłosiło się za mało chętnych.
Tymek rozpoczął naukę z miesięcznym poślizgiem. We wrześniu ubiegłego roku przeszedł ostatni cykl immunoterapii w Krakowie. - W szpitalu, gdy pojawiała się nauczycielka, to twierdził, że nie chce mu się uczyć, że nie ma sił – wspomina Hubert, dając do zrozumienia, że syn w niecny sposób wykorzystywał sytuację. – We wrześniu jednak nie odpuściła i musiał się uczyć, by później nie trzeba było nadrabiać zaległości. – Czytać nauczył się w szpitalu z nudów – dodaje Teresa.
Czytaj też: Chłopiec pokonał raka
Rodzice chłopca twierdzą, że poznańscy lekarze nie są zachwyceni tym, że Tymek chodzi do szkoły. Ich zdaniem, powinien mieć indywidualną naukę w domu. – Z kolei krakowscy lekarze nie widzą przeciwwskazań – mówi Teresa.
Po wyjęciu cewnika centralnego w styczniu nie jest już tak ograniczony fizycznie.
– Od stycznia chodzę na treningi piłki nożnej – chwali się Tymek. I zakłada kask, by wyjść na rower. Tryska energią. Wydaje się, że próbuje nadrobić ostatnie dwa lata, spędzone w szpitalnym łóżku.
Julka prosi o pomoc
Rodzice Tymka wierzą, że Julce Bubacz uda się zebrać 2 mln zł na leczenie. I ty możesz pomóc. Na Facebooku znajdziesz – Akcje i aukcje dla Julki Bubacz. Zbiórka pieniędzy prowadzona jest na www.siepomaga.pl/pokonaj-bialaczke.