Poznań: W mieście mieszkają dzikie zwierzęta. Trzeba nauczyć się z nimi żyć [ROZMOWA]
Remigiusz Koziński, kierownik do spraw edukacji i promocji w poznańskim ogrodzie zoologicznym tłumaczy dlaczego dzikie zwierzęta pojawiają się coraz częściej w centrach dużych miast i jak należy się zachowywać, gdy je spotkamy.
Jak mogło do tego dojść, że w sercu Grunwaldu, na ul. Promienistej pojawiła się samica łosia?
Poznań ma specyficzną budowę. Miasto od początku XX wieku było bardzo sensownie zaprojektowane. Powstały wówczas kliny zieleni, a także korytarze, służące przewietrzaniu miasta. Poznań położony jest także w dolinie trzech rzek: Warty, Cybiny, Bogdanki. Dziś, niestety, te zielone tereny zostały zabudowane, ale wciąż istnieją. Zdarza się więc, że dzikie zwierzęta wciąż z tych ścieżek korzystają.
Skąd klępa przywędrowała do Poznania?
Przypuszczam, że z zachodniej części Puszczy Noteckiej. W zeszłym roku mieliśmy podobną sytuację. Samiec łosia pojawił się na Franowie, a potem był w lasach w pobliżu ogrodu zoologicznego. Zwierzęta najprawdopodobniej wędrują przez Szamotuły, Smochowice, doliną Bogdanki do Puszczy Zielonki. Tamta historia miała jednak szczęśliwe zakończenie, bo zwierzę nie zgubiło się w mieście.
Dlaczego zwierzęta migrują i wchodzą do miast?
Miasta, zarówno Poznań, jak i inne się rozrastają. Od dwudziestu lat jest tendencja, że ludzie wolą stawiać domy, jak najdalej od centrum, w otoczeniu lasów. Tym samym zabierają tereny dzikim zwierzętom. Takie interakcje będą więc pojawiały się coraz częściej, co pokazują ostatnie lata i zwiększająca się liczba dzikich zwierząt w mieście: dzików, lisów, zajęcy. Niedawno była taka głośna sprawa właśnie zająca, który zadomowił się na środku ronda Solidarności. Miał jedzenie i nie czuł zagrożenia ze strony drapieżników, które nie mogły do niego dotrzeć przez ruchliwą jezdnię.
To znaczy, że musimy się przyzwyczaić do obecności dzikich zwierząt w mieście?
U zwierząt już obserwuje się proces synantropizacji, co sprawia, że nie boją się człowieka. Warto więc gdybyśmy i my zechcieli poznać dziką naturę zwierzęcia, zrozumieć jego język. Kiedyś przyszła do mnie kobieta, która powiedziała, że dzik groźnie na nią fukał. Jak to oceniła? Skąd wie, że groźnie? Niestety, zdarza się, że chcąc pomóc zwierzęciu wyrządzamy im krzywdę. Np. znajdując małe podloty, które czekają na rodziców, lub sarnę, którą matka schowała w polu. Spotykając dzikie zwierzę w mieście powinniśmy przede wszystkim zachować spokój. Jeśli widzimy, że wymaga pomocy to pomóc, powiadamiając odpowiednie służby.
Czy taka sytuacja z wtorku była normalna? Klępa spotkania z miastem nie przeżyła.
To była sytuacja ekstremalna, ale nie oznacza, że już się nigdy nie wydarzy. Zwłaszcza, że populacje niektórych zwierząt, w tym przypadku łosie, rośnie. Musimy wypracować, jako miasto, odpowiednie procedury, jak się w takiej sytuacji zachować, co robić, by zwierzę i człowiek nie ucierpieli.
Poznań ma takie procedury?
Teoretycznie tak, mamy Eko Patrol, Ptasi Azyl, ale w praktyce różnie to wygląda. Zdarza się, że w weekend ludzie przynoszą do zoo dzikie zwierzęta z ulicy, bo inne służby telefonu nie odbierały, ale my ich nie możemy przyjąć. Z drugiej strony trzeba mieć na względzie, że strażnicy miejscy z Eko Patrolu nie czekają tylko aż pojawi się na horyzoncie dzikie zwierzę, ale mają także inne zadania.
Uważa Pan, że wtorkowa akcja przebiegła bez zarzutu, czy można było zrobić coś inaczej, by zwierzę jednak przeżyło?
Nie mnie to oceniać, bo nie było mnie tam. Być może, gdybyśmy byli wcześniej zawiadomieni to klępa by się nie przegrzała. Ale to tylko moje gdybanie.
Niektórzy łowczy uważają, że zwierzyny jest po prostu zbyt dużo, dlatego szukają pożywienia nie w lasach, a w mieście.
To, że w mieście zdobędą łatwiej żywność to pewne, dlatego tu wchodzą. Ale nie zgadzam się z argumentami zwolenników polowań na łosie czy wilki, którzy mówią, że łosie są przyczyną wypadków na drodze. Drzewa też, więc zetnijmy je wszystkie? Z kolei wilki polują na dziki, których ponoć tak wiele w wielkopolskich lasach. Krew mnie zalewa, gdy takie coś słyszę.