Poznaniacy uciekają z miasta. Chcą tanich działek, ciszy i spokoju
Poznaniacy uciekają z miasta. Jak wynika z danych GUS, tylko w 2016 r. stolicy Wielkopolski ubyło blisko 2 tys. mieszkańców.
Poznań znalazł się na niechlubnym, pierwszym miejscu polskich miast z największym ujemnym saldem migracji w 2016 r. Ze stolicy Wielkopolski, jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego wyprowadziło się 1967 osób. Kolejne miejsca zajęły Bydgoszcz (-856 osób), Katowice (-852 osób), Łódź (-832 osób). Dla porównania Wrocław, z którym poznaniacy tak często się porównują, znalazł się w czołówce gmin, w których zamieszkało najwięcej osób. Dodatnie saldo wyniosło w tym przypadku 1603 osoby (najlepszy wynik zanotowała Warszawa; 6571 osób).
Na koniec czerwca 2016 r. w stolicy Wielkopolski mieszkało 541,6 tys. osób, ale z prognoz demograficznych wynika, że w 2030 r. liczba ta spadnie nawet do 485 tys.
- Ruchy wędrówkowe są jednak bardzo trudne do przewidzenia, a ten trend może niespodziewanie się jeszcze odwrócić - przyznaje dr Krzysztof Szwarc z Katedry Statystyki i Demografii Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Naukowiec przypomina też, że od 2000 r. w Poznaniu notuje się ujemne saldo migracji.
- Poznaniacy szukają tanich działek, ciszy i spokoju. We znaki dają im się także problemy z komunikacją, trudno się o niej pochlebnie wypowiadać, jeśli mieszkaniec Borówca może szybciej dotrzeć na Rataje, niż osoba zamieszkała na Ogrodach
- stwierdza dr Szwarc.
Na ratunek metropolia
Polityk PO i przewodniczący Rady Miasta Grzegorz Ganowicz twierdzi z kolei, że za ucieczkami poznaniaków stoi przede wszystkim brak ustawy metropolitarnej.
- Dziś każda z gmin myśli przede wszystkim o tym, że za mieszkańcem idą podatki. Gdyby udało się taką ustawę uchwalić, ten problem by zniknął. Powinniśmy myśleć o Poznaniu i okolicznych gminach jako wspólnym organizmie, wspólnym transporcie publicznym i oświacie - mówi przewodniczący RM.
Na tańsze mieszkania i działki w powiecie poznańskim zwraca również uwagę starosta Jan Grabkowski.
- Nie jest jednak tak, że do podpoznańskich gmin przeprowadzają się tylko poznaniacy. W ostatnim czasie do, jak wynika z naszych obliczeń sprowadziło się ok. 20 tys. osób, ale niewielki odsetek stanowili sami mieszkańcy stolicy Wielkopolski - opowiada. Jego zdaniem receptą na zatrzymanie poznaniaków jest równowaga inwestycyjna.
- Z jednej strony musimy się przyzwyczaić do odcinania Starego Miasta od ciągów komunikacyjnych, z drugiej strony władze Poznania powinny dać osobom poruszającym się samochodami coś w zamian
- mówi starosta.
Brakuje żłobków
Kiedy Poznaniowi ludności ubywa, cieszyć się mogą Komorniki, Dopiewo, czy Tarnowo Podgórne. To one bowiem znajdują się ogólnopolskiej w czołówce gmin wiejskich z dodatnim saldem migracji.
- Na pewno naszym plusem jest lokalizacja, bliskość Poznania i węzła autostradowego. Mamy też tańszą wodę i niższe podatki - wylicza Jan Broda, wójt Komornik, którym w 2016 r. przybyło 871 mieszkańców. Ale taki napływ to także spore wyzwania. - Już teraz podejmujemy działania, by rozluźnić zabudowę. Mamy też problem ze żłobkami, bo na terenie naszej gminy istnieją jedynie prywatne placówki - zaznacza wójt Broda.
Kwestie oświatowe za kluczowe uznaje także Adrian Napierała, wójt Dopiewa (gmina powiększyła się o 758 osób). W trakcie dwóch ostatnich lat gmina musiała zainwestować w rozbudowę szkoły w Dąbrówce, a także wyłożyć środki na powstanie placówki w Dopiewie.
- Mamy deficyt budżetowy, ale na inwestycje wydajemy 35 mln zł. rocznie. Mieszkańcy na pewno odczuwają poprawę komfortu ich życia. Obecnie w gminie zameldowane są 24 tys. osoby.
- Pamiętam, że jeszcze w 1995 r. w Dąbrówka liczyła sobie 169 mieszkańców, dziś mamy ich prawie 4 tys.
- kończy A. Napierała.
Zestawienie gmin na podstawie danych GUS przygotował serwis samorządowy PAP.
Komentarz: Stajemy się prowincją
Dwa tygodnie temu rozmawiałem z moim kolegą, który postanowił kupić mieszkanie. Choć początkowo zakładał, że zostanie w Poznaniu, ostatecznie zdecydował się zamieszkać w Obornikach. Za nowe, blisko 60-metrowe mieszkanie zapłaci nieco ponad 200 tys. zł. W stolicy Wielkopolski ze świecą szukać takich ofert, choćby na obrzeżach miasta, bo ceny wywindowane są mocno. To główna, choć nie jedyna przyczyna ucieczek poznaniaków. Odnoszę wrażenie, że Poznań, przyznaję to z bólem serca, staje się coraz bardziej prowincjonalny. Nie pomagają tu recytowane niczym mantra hasła, iż miasto ma być przyjazne dla swoich mieszkańców. Jak widać nie jest, skoro coraz większa grupa osób postanawia zagłosować nogami, uciekając do okolicznych gmin i powiatów. Brakuje spójnej wizji rozwoju stolicy Wielkopolski, konsekwencji. A jeszcze do tego tego głosy, w stylu „Poznań dla poznaniaków”, trącące szowinizmem, na pewno nie działają jak magnes.