Prawie 300 osób na własne życzenie biegało, skakało i taplało się w błocie
- To nie jest zwykły bieg. Tutaj jest dynamika, ciągłe wyzwania - mówił Norbert Ziemba, który wystartował w niedzielę w I Biegu Tropem Dzika.
Kto by chciał biec 7,5 km, tarzać się w błocie, wskakiwać na ściany i do kontenera na śmieci, wypełnionego wodą? W niedzielę podjęło się tego prawie 300 śmiałków (drugie tyle im kibicowało). - Suprwydarzenie. Chciałem zobaczyć, jak to wygląda, a później być może przyłączyć się do kolejnej edycji biegu - mówił Marek Kotarnek.
Uczestnicy byli zachwyceni, ale nie ukrywali, że nie było lekko. - Ściana była za wysoka, a strój był cały mokry, więc trudno było się wspiąć. Ale przejście przez błoto i czołganie pod zasiekami to było coś! - komentowała pani Anna. Jeśli jednak ktoś nie potrafił poradzić sobie z przeszkodami, musiał poddać się karze: 30 skoków i skłonów. Organizatorami biegu była ekipa Dzikich Dzików, czyli miłośników biegów ekstremalnych (z przeszkodami), Ośrodek Sportu i Rekreacji razem z miastem.