Prezent od wujka Józka [komentarz]
Socjalne prezenty to kosztowne przedsięwzięcia. Nie jestem wielbicielem neoliberalnych wizji społeczeństwa, ale skromności - jak najbardziej.
Po Prawie i Sprawiedliwości nie spodziewałem się taniego państwa. Na długo przed wyborami prof. Jerzy Żyżyński na naszych łamach jednoznacznie przekreślił złudzenia tych, którzy sądzili, że będzie oszczędniej. Mamy więc kolejny drogi rząd i zadłużenie pogłębiające się w tempie szybszym niż za czasów Ewy Kopacz (co trudno sobie wyobrazić).
Pomysł wsparcia kwotą 4 tys. złotych matek, które rodzą dzieci z ciężkimi wadami, budzi słuszne kontrowersje. Nie chodzi przy tym o cel, ale o formę. Jeśli dzieci z wadami rozwojowymi traktować mamy jako równoprawne (co uważam za słuszne), czy akt ich urodzenia powinien być dodatkowo premiowany? Czy jakakolwiek kwota jest w stanie - jak określiła to pani premier - otrzeć łzy?
Z całym współczuciem, ale budżet nie powinien służyć ocieraniu łez. Zarówno tych matczynych, jak i tych, które przelały rodziny ofiar rządowego tupolewa. Budżet powinien natomiast realnie wspierać terapię i codzienną opiekę nad dzieckiem chorym. Jeśli cokolwiek możemy zrobić dla rodzin, które stanęły w obliczu tego dramatu, to przede wszystkim dać im pewność, że nie pozostaną samotne ze swoim problemem. Bo co oznacza zapisana w konstytucji „społeczna gospodarka rynkowa”? To, że na wsparcie od państwa (w formie 500+) liczyć mogą rodzice, którzy nie mają problemu, aby wiązać koniec z końcem, podczas gdy inni muszą korzystać z publicznych zbiórek, aby wysłać dziecko na turnus rehabilitacyjny?
Jeśli już nie oszczędzamy i żyjemy na kredyt, to chociaż wydawajmy te pożyczone pieniądze z rozsądkiem. Niestety, od wielu lat kolejne rządy wydają forsę jak wujek Józek, który po pijaku sprzedaje rodzinne srebra, żeby zaimponować kumplom w knajpie.