Prezes Grzegorz Gilewicz o stawkach rzeszowskiej spalarni śmieci: Rynek został otwarty, a my nie możemy działać na szkodę spółki
Na jakich zasadach PGE ustalała ceny spalania śmieci w rzeszowskiej spalarni i dlaczego od roku 2020 będą tak drastycznie wyższe? Rozmawiamy z Grzegorzem Gilewiczem, dyrektorem PGE Energia Ciepła S.A. Oddział Elektrociepłownia w Rzeszowie.
PGE Energia Ciepła SA wskazuje, że konkurs na spalenie odpadów w Rzeszowie ogłoszono na podstawie zmienionej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Czy ten dokument zobowiązuje spółkę do zorganizowania konkursu? Czy nowe przepisy nie dają możliwości ustalenia stawki w drodze negocjacji z samorządami, jak miało to miejsce w ubiegłym roku?
Zmiany w ustawie, które weszły w życie 6 września, radykalnie zmieniły zasady funkcjonowania takich instalacji jak nasza i de facto całej gospodarki odpadami. Wcześniej instalacje funkcjonowały w ramach regionów, których na Podkarpaciu było pięć. Nasza instalacja była przypisana do regionu centralnego, pod który podlegał Rzeszów i okoliczne gminy. Byliśmy jedyną regionalną instalacją w tym regionie, mieliśmy urzędowo monopol na spalanie zmieszanych odpadów komunalnych z tego terenu. Musieliśmy obowiązkowo przyjmować odpady z gmin, które z kolei miały obowiązek dostarczać je do nas. Taki system był ostro krytykowany przez władze Rzeszowa i okolicznych gmin. Prezydent pytał, dlaczego ma obowiązek przekazywać śmieci do nas, podczas gdy mógłby je oddać taniej w inne miejsca. My zgodnie z przepisami musieliśmy, gdy gmina o to zawnioskowała, skalkulować cenę i kalkulację przestawić gminom. Nowe przepisy otworzyły rynek. Teraz każdy może dostarczać odpady do dowolnej instalacji, a my możemy przyjmować je z całej Polski. Rynek ma to do siebie, że funkcjonuje na nim cena rynkowa, a nie kalkulowana. Dlatego ogłosiliśmy konkurs, w którym zapytaliśmy, kto i ile jest gotów zaoferować nam za spalanie odpadów. To było nasze ryzyko, bo nie wiedzieliśmy, jakie oferty wpłyną. Ceny, które zakontraktowaliśmy w wyniku konkursu, odzwierciedlają to, co dzieje się na rynku. To ustawodawca doszedł do wniosku, że wprowadzenie wolnego rynku będzie najwłaściwszym rozwiązaniem. Konkurs został przez nas przeprowadzony w sposób przejrzysty i uczciwy.
Zobacz też: Spalarnia śmieci w Rzeszowie robi na nas biznes! Samorządowcy są przeciw nowym przepisom
Czy wzrost ceny spalania odpadów dla Rzeszowa wynika ze wzrostu kosztów, jakie ponosi spółka PGE? Cena rośnie z 302 do 721 zł brutto. To ponad 100 procent.
Na rynku raz jest koniunktura, a innym razem bessa. My też sobie zdajemy z tego sprawę. Proszę sobie przypomnieć, że rok temu prosiliśmy się o odpady z Rzeszowa i gmin. Chcieliśmy prowadzić rozruch instalacji, a samorządy stosowały wówczas wobec nas pewnego rodzaju przymus cenowy. Dzisiaj sytuacja jest już inna. My nie wymagaliśmy od nikogo proponowania konkretnych cen. To sami oferenci podali je w takiej wysokości. A nie musieli. Ofert w konkursie było 27, ceny były zróżnicowane. Proszę jednak zwrócić uwagę na obowiązujące w Polsce prawo. Na jakiej innej podstawie niż cena mielibyśmy jako przedstawiciele spółki skarbu państwa dokonać wyboru ofert? Jak wybrać, z kim umowę podpisać, a z kim nie? Przecież gdy jeden oferent proponuje np. 700 zł za tonę, to nie można zawrzeć umowy z innym, który oferuje 300 zł. Naszym obowiązkiem jest zabezpieczyć interes spółki Skarbu Państwa, a w tym celu spółka musi przynosić zyski. Nie można działać na szkodę spółki, bo to byłaby niegospodarność obarczona odpowiedzialnością karną.
Efekt jest taki, że wyższa cena za spalanie przełoży się na wysokość rachunków za odbiór nieczystości.
Proponowaliśmy samorządom podpisanie umów wieloletnich z kwotą 340 zł netto za tonę w 2018 roku. Ale wówczas nie chciały one zapłacić nawet 280 zł netto. Aby zapewnić odpady dla ITPOE, podjęliśmy rozmowy z Krosnem, Jasłem i innymi gminami z regionu południowego, które chętnie przystały na takie warunki. Dlaczego zatem odpowiedzialność za to, że mieszkańcy zapłacą takie czy inne opłaty, ma ponosić nasza spółka? Taka retoryka to postawienie sprawy na głowie. To gminy ustalają wysokość rachunków, to one rozstrzygają przetargi na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Spalanie odpadów, czyli nasza działalność, to tylko element złożonego procesu gospodarki odpadami, to tylko część kosztów.
Ale bardzo istotna część. Owszem, to nie PGE ustala ceny, ale koszty spalania wpływają bezpośrednio na to, ile pieniędzy trzeba zebrać od mieszkańców na zagospodarowanie odpadów. A więc twierdzenie, że na tej podstawie wzrosną w mieście opłaty trudno nazwać nieprawdziwym.
Jeszcze raz powtórzę, że ceny, jakie otrzymaliśmy w konkursie, są propozycjami gmin i firm, które się do niego zgłosiły. A opłaty i zasady gospodarki odpadami ustalają gminy. To one ogłaszają przetargi, w których swoje oferty składają firmy. Są one skalkulowane na takim poziomie, jaki przedsiębiorcy uważają za właściwy. Dlaczego więc miasto chce nam dyktować, ile ma kosztować usługa, którą my wykonujemy? Gminy wpadły we własną pułapkę. W ubiegłym roku nie chciały podpisać umowy na okres dłuższy niż jeden rok, narzekały na monopol regionalnych instalacji. Teraz ustawodawca powiedział - „okej, chcecie mieć otwarty rynek, to go macie”. A my się do tego dostosowaliśmy. Tylko na nieszczęście gmin wyszło na to, że te ceny są wyższe, niż były w poprzedniej umowie.
Dlaczego elektrociepłownia oraz spółka będąca jej właścicielem nie wywiązują się z dżentelmeńskich ustaleń, jakie poczyniono z miastem na etapie przygotowania i budowy instalacji w Rzeszowie? Władze miasta twierdzą, że obecna polityka spółki jest sprzeczna z tym, co wówczas ustalono.
Przede wszystkim chcieliśmy podpisać umowy wieloletnie z gminami, to gminy nie chciały wiązać się na okres dłuższy niż jeden rok. W obrocie gospodarczym gwarancją jest podpisany dokument. To, na co powołuje się prezydent, to list intencyjny, który rzeczywiście podpisaliśmy. A w nim jest mowa właśnie o woli zawarcia umowy długoterminowej. Gdyby ona była podpisana, a my byśmy się z niej nie wywiązywali, to dopiero wtedy można by nam zarzucać, że nie realizujemy uzgodnień. Miasto nie ma prawa narzucać nam, za ile będziemy spalać odpady. Może złożyć nam ofertę, ale my nie mamy obowiązku jej przyjąć. Dodam, że my nie marnujemy pieniędzy, które do nas wpływają za spalanie odpadów. Zainwestowaliśmy w spalarnię około 300 mln zł, chcemy budować drugą linię. Koszt inwestycji może być podobny. Dodatkowo weszła w życie dyrektywa IED - o dużych źródłach spalania, która zobowiązuje nas do dostosowania instalacji do bardziej restrykcyjnych norm emisyjnych, przez co musimy zainwestować w nasze instalacje ponad 100 mln zł. W sumie w ciągu 4 lat wydamy 600 mln zł. To inwestycje, które nie zwrócą się w ciągu roku, ale przez 20 a może i więcej lat.
Jaką część z kwoty 721 zł za tonę spalonych odpadów stanowi zysk spółki?
To tajemnica handlowa, ale mogę powiedzieć, że kwota obowiązująca w tym roku, czyli 280 zł netto (302 zł brutto przyp. red.) nie zapewnia nam określonej stopy zwrotu zainwestowanego kapitału. A przypomnę, że prowadzimy działalność komercyjną. Zainwestowaliśmy w nią środki Skarbu Państwa i prywatnych akcjonariuszy i jesteśmy zobowiązani do efektywnego zarządzania tym kapitałem. Gdyby Rzeszów i inne gminy podpisały z nami umowy długoterminowe, które proponowaliśmy wcześniej, mielibyśmy zagwarantowaną stopę zwrotu, a one stabilną cenę.
To prawda, ale miasto twierdzi, że miało innego wyjścia. Składając niższą ofertę, zostałoby z odpadami, z którymi nie miałoby co zrobić. Dlaczego PGE jako spółka Skarbu Państwa, a więc w dużej części własność Polaków, spali odpady po 721 zł za tonę, podczas gdy np. w Krakowie koszt to nieco ponad 200 zł za tonę?
Spalarnia w Krakowie jest inwestycją miejską i gmina Kraków uzyskała na nią unijną dotację w wysokości ponad połowy kosztów kwalifikowanych. W ich przypadku to było prawie 400 mln zł netto. Po to, aby uzyskać taką dotację należy wykazać, że bez dotacji projekt nie może być realizowany, bo się nie spłaci. Podstawowym przychodem spalarni jest opłata na bramie, która została zaproponowana we wniosku dotacyjnym. W przypadku projektów z dotacjami unijnymi obowiązują tzw. okresy trwałości projektu, które trwają 5 lat. I w tym czasie założone parametry pracy instalacji, w tym ceny, trzeba utrzymać. Poczekajmy kilka lat i zobaczymy, jak wtedy ukształtują się tam ceny. 220 zł za tonę na pewno nie pokryłoby obecnie kosztów funkcjonowania naszej instalacji w Rzeszowie.
Ale ona podczas spalania odpadów produkuje energię i ciepło, które są następnie sprzedawane. Jaki jest zysk spółki z tej produkcji?
Aktualnie jest z tym problem. Instalacja spalająca odpady jest tylko jednym z elementów elektrociepłowni. Oprócz niej mamy blok gazowo-parowy, cztery bloki silnikowe i kotły węglowe. Taryfy, na podstawie których ustalane są ceny energii zatwierdzane są przez Urząd Regulacji Energetyki. Aktualnie ta część naszej działalności nie jest zyskowna. Sama spalarnia daje w tej materii niewielki zysk. Dzięki temu wzrost cen ciepła w mieście wyniósł w tym roku tylko 1,7 procenta, zatem znacznie poniżej inflacji i znacznie mniej niż w podobnych elektrociepłowniach w Polsce. Gdyby nie spalarnia, byłby wyższy.
Kto będzie spalał odpady w Rzeszowie w przyszłym roku?
Spośród 27 ofert wybraliśmy 10, w tym 9 z gmin województwa podkarpackiego.