Prezes masarni oszukał dostawców na 2,5 mln zł. Usłyszał wyrok
2 lata i 3 miesiące pozbawienia wolności - na taką karę został skazany Roman Ż., były prezes zakładu mięsnego w Jaśle. Wyrok wydany przez Sąd Okręgowy w Krośnie jest nieprawomocny. Prokuratura zapowiedziała, że nie będzie od niego apelować. Odwołuje się obrońca Romana Ż.
Roman Ż. przez wiele lat zarządzał znanym nie tylko w Jaśle zakładem branży mięsnej. 2,5 roku temu firma zbankrutowała a Romanem Ż. zajęła się prokuratura. Śledztwo doprowadziło go na ławę oskarżonych.
Zdaniem prokuratury - Roman Ż. miał oszukać nowego wspólnika i dostawców na wielomilionowe kwoty. Miał też nie zgłosić wniosku o upadłość firmy, choć jej sytuacja finansowa go do tego zobowiązywała, bo długi przekroczyły wartość spółki.
Sprawa toczyła się w Sądzie Okręgowym w Krośnie - ze względu na wysokie kwoty, o których była mowa w akcie oskarżenia (w sumie - ponad 4 miliony złotych).
69-letni Roman Ż. odpowiadał przed sądem już jako emeryt. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień, poprzestając na tym co powiedział w śledztwie.
Choć potwierdziła się jedynie część zarzutów, to wystarczyło, by sąd skazał Romana Ż. na karę bezwzględnego pozbawienia wolności.
Prokuratura oskarżyła Romana Ż. o trzy przestępstwa. Pierwszy zarzut dotyczył niezłożenia wniosku o upadłość spółki. Pozostałe - oszustw na szkodę wspólnika oraz firm, które zaopatrywały jasielski zakład w surowce do produkcji. Dziewięciu dostawców miało stracić na współpracy z masarnią w sumie 2,8 mln zł. Krzysztof P., wspólnik przedsiębiorcy - 1,3 mln zł.
Proces Romana Ż. trwał dziesięć miesięcy. Były prezes nie przyznał się do winy, skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. - Czuję się niewinny, nigdy nikogo nie oszukałem - stwierdził krótko.
Wcześniej, podczas śledztwa, Roman Ż. złożył szczegółowe wyjaśnienia na piśmie. Zostały one odczytane na sądowej sali. Wynikało z nich, że przedsiębiorca nie zdawał sobie sprawy z tego, że musi zgłosić wniosek o upadłość firmy.
Roman Ż. tłumaczył, że nie posiadał pełnej wiedzy o długach spółki i jej bieżącej kondycji, miał problemy z porozumieniem się z księgową. Jego zdaniem to błędy w rozliczeniach przyczyniły się do tego, co się stało. Obciążał też Krzysztofa P. Argumentował, że wspólnik, który wszedł do spółki jako nowy inwestor, sam podejmował ważne decyzje.
Zaprzeczał, by przez niego Krzysztof P. stracił pieniądze. - Widział dokumentację, bilanse i sam mógł decydować, czy chce być wspólnikiem - mówił Roman Ż.
Sąd uniewinnił oskarżonego od tego, że nie zgłosił wniosku o upadłość. Zdaniem sądu, nie oszukał też swojego wspólnika. Skazał go natomiast za doprowadzenie dostawców do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Uznał go winnym oszustwa na kwotę 2,5 mln zł i orzekł obowiązek naprawienia szkód na łączną kwotę 805 tys. zł (część dostawców domagała się zwrotów pieniędzy w procesach cywilnych).